(🐑.)────rozdział szesnasty

19 2 2
                                    

───────•••───────

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

───────•••───────

Szyszkowa Łapa leżała skulona wśród suchego mchu, który nieprzyjemnie uwierał jej obolałe i poranione ciałko. Jej mięśnie emanowały bólem przy każdym najmniejszym ruchu, a stare rany nieprzyjemnie swędziały. Opatrunki, które otrzymała medyczki już dawno zeszły z jej ran, a ona sama nie mogła się doczekać aż ktoś zajmnię się jej ranami. Sama starała się je jakoś zabezpieczyć poprzez zbieranie pajęczyny z kąt legowiska, ale było to wyjątkowo prowizoryczne. Poza tym, nie mogła marnować więcej wody na oczyszczanie ran bo nie wiadomo kiedy dostanie następną porcję.

Jej brzuch burczał wiecznie, a ona sama wpatrywała się pustrym wzrokiem w wyjście z więzienia. Ciekawe czy ktoś w ogóle jej szukał. Minęło już tyle czasu, tęskniła za swoimi braćmi i chciała znów z nimi porozmawiać i ich przeprosić za swoją lekkomyślną wyprawę. Ta podróż to był największy błąd jaki popełniła. Zapewne narobiła tylko zmartwień innym, a sobie w ogóle nie pomogła tylko pogorszyła swoją sytuację zostają więźniem.

Całymi dniami tylko leżała i rozmyślała nad tym wszystkim, z pragnieniem oczekując posiłku, który otrzymywała co dwa — czasami trzy — dni. Jej organizm przyzwyczaił się już do tej rutyny, ale nadal była okropnie niedożywiona, a jej kości były strasznie widoczne co przyprawiało wielu o dreszcze. Wyglądała jak żywy trup jednak największym problemem była samotność. Nikt do niej nie przychodził, nie pytał jej czy wszystko z nią w porządku ani w ogóle nie podejmował inicjatywy rozmowy. Nawet ci strażnicy stojący przed podniszczonym legowiskiem się do niej nie odzywali. Czasami rozmawiała z Lamparcią Łapą — uczniem, który przynosił jej pożywienie. Głównie ich konwersacja polegała na przywitaniu, zapytaniu czy wszystko w porządku po czym pożegnaniu, ale to zawsze coś. Inni w ogóle się do niej nie odzywają.

No prawie. Co jakiś czas przychodzi do niej zastępca Borówczej Gwiazdy razem z jakimś rudo-czarnym wojownikiem aby ją przesłuchać. Była pytana o przyszłe taktyki jak gdyby ona o tym wiedziała. Rudzikowa Gwiazda dzielił się tym z tylko tymi kim było to potrzebne, a nie z losowymi uczniami, którzy dopiero trenowali aby zostać albo łowcą albo strażnikiem. Kotka nie była również pewna z jakiego powodu ranga wojownika była podzielona na dwie inne. Każdy kot ćwiczył do pewnego czasu ogólne techniki, a później — ze względu na umiejętności i budowę ciała — byli wybierani albo na ucznia łowcy albo na strażnika. Sama Szyszkowa Łapa była uczennicą łowcy, Gnającego Lisa, który wcześniej był samotnikiem o imieniu Lis.

Kropelki deszczu przesiąkały przez nierówno ułożone, suche gałązki opadając na wilgotne, brudnawe futerko uczennicy. Jej bursztynowe oczy były przymknięte, a chude ciałko trzęsło się z zimna, które panowało w prowizorycznym więzieniu. Jedna z jej ran, dokładniej ta na łapie, którą zdobyła od jednego z wojowników Klanu Wiecznej Ciszy, okropnie piekła. Owinięta ona była pajenczyną, a sama kotka zrezygnowała ze swojej porcji wody aby ją przeczyscić. Chciała uniknąć zakażenia, które mogło wyniknąć z braku odpowiedniej opieki.

Ziewnęła przeciągle, a jej słaby wzrok bursztynowych ślepi skierował się na wyjście. Przed nim siedział ciemnoszary kocur, który z tego co usłyszała nazywał się Ciemne Ucho. Chciała się go zapytać czy dostanie coś do jedzenia albo chociażby świeży mech, ponieważ ten aktulany był stary i przesiaknięty. Nie zapewniał jej ciepła, które teraz było wyjątkowo ważne z racji na ciągłe deszcze i zimne powiewy wiatru. W każdej chwili mogła zachorować na jakąś chorobę, która w najgorszym wypadku mogłaby skończyć się śmiercią. Nie chciała stracić życia. Musiała jeszcze przeprosić swoją rodziną, która była dla niej wszystkim. Pewnie jej matka była przerażona kiedy dowiedziała się, że jej córki nigdzie nie ma. Korzenna Łapa pewnie starał się jej szukać, a Grzybowa Łapa uspokajał go mówiąc, że na pewno się znajdzie.

Nie może się poddać. Ponosi teraz konsekwencje swojego głupiego czynu, ale nie powinna tracić nadzieji. Na pewno ktoś po nią przyjdzie tylko musi poczekać. W końcu Pora Nagich Drzew była ciężka, więc nic dziwnego, że przez ostatni księżyc nie szukali jej w innych klanach. Jeśli Zroszony Fiołek ją znajdzie to zawiadomi klan i wszystko skończy się dobrze. Na pewno tak będzie.

Na pewno...

───────•••───────

───────•••───────

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

[652 słowa]

przepraszam, że rozdział taki krótki oof

PĘDY PONAD GWIAZDAMI ( cienie przeszłości tom ii. ) - warrior catsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz