- Roma, wstawaj! - Alice starała się wybudzić swoją przyjaciółkę ze snu od kilku minut. Pozostałe dwie puchonki, z którymi dzieliły pokój, już dawno opuściły dormitorium.
- Jeszcze pięć minut - szepnęła Roma, przykrywając się po uszy kołdrą.
- Naprawdę, chcesz się spóźnić na pierwszą lekcję? - Alice zaczęła już się lekko denerwować na dziewczynę. - Ominęłaś już śniadanie, a za kilka minut wybije dzwon i zacznie się lekcja, więc proszę rusz ten tyłek.
- Dobra, dobra. - Wygramoliła się z łóżka, marząc by jak najszybciej do niego wrócić. Nie przyzwyczaiła się do funkcjonowania tak wcześnie rano. Podczas wakacji wstawała zawsze koło godziny jedenastej albo jeszcze później, jednak nie mogła pozwolić sobie na takie luksusy.
- Pospiesz się! - Pogoniła ją znowu.
Bennet po chwili przebrała się w mundurek z barwami jej domu. Jedną z niewielu rzeczy, która wyglądała przyzwoicie na dziewczynie, były jej włosy, które po rozczesaniu i szybkim zakręceniu na palcu spadły lekkimi lokami na ramiona blondynki. Czarnoskóra dziewczyna westchnęła, gdy zobaczyła jak nieudolnie zawiązany krawat ledwo trzymał się na jej szyi. Jedna z podkolanówek została założona tylko do połowy, a buty były rozwiązane. Brunetka zareagowała skwaszoną miną, gdyż Roma miała w nawyku potykanie się o własne nogi.
- Przyniosłam ci pączka i rogalika.
- Co ja bym bez ciebie, Osmet, zrobiła! - Dziewczynom często zdarzało się mówić do siebie po nazwisku. Nie robiły tego sarkastycznie, lecz po prostu weszło im to na tyle w nawyk, że nie zwracały już na to uwagi.
- Pewnie umarła z głodu - powiedziała poważanie. - Zawiąż buty, nie mam ochoty znowu biec po panią Pomfrey.
- Nie przesadzaj.
- Mam ci przypomnieć, jak spadłaś ze schodów i wylądowałaś ze złamaną ręką na oddziale? Albo kiedy na pierwszym roku, jak mieliśmy lekcje latania, spadłaś z miotły ponad pięć metrów nad ziemią?
Roma chciała się jakoś wytłumaczyć, że podczas tamtych zajęć strasznie wiało, lecz tak naprawdę pogoda była idealna. Puchonka tyle razy lądowała w skrzydle szpitalnym, że pracująca tam od niedawna Poppy, traktowała ją jako stałego gościa.
Półtorej godzinna lekcja transmutacji ze samego rana we wtorki, była dla Romy czymś potwornym. Zajęcia z Minerwą McGonagall należały do tych trudniejszych, a sama nauczycielka nie była zbyt pobłażliwa. Nie pomagał jej też fakt, że lekcje transmutacji od samego początku stwarzały jej spore problemy. Już na pierwszym roku, kiedy mieli przemienić kawałek drewienka w zapałkę, odkryła, że ten przedmiot nie jest jej dobrym ogniwem. Większość uczniów poradziła sobie z tym zadaniem, lecz Roma na koniec lekcji skończyła z kilkucentymetrową gałęzią.
Bennet starała się skupić przez całą lekcję, lecz jej oczy mimowolnie zamykały się co kilka sekund. Raz nawet była pewna, że przysnęła. Pierwszy raz cieszyła się, że usiadła na samym końcu, przed Gormanem, którego barki przypominały stuletni dąb, co było przyczyną wielu żartów skierowanych w jego stronę. Wiele osób nabijało się z chłopaka, że wypycha je sobie poduszkami.
- Miałam wrażanie, że McGonagall nawet nie zauważyła, że zasnęłaś - stwierdziła Alice i już chciała coś dopowiedzieć, lecz ktoś jej przeszkodził.
- No proszę, proszę! Czyżby Bennet ucięła sobie drzemkę na lekcji? - Roma poczuła, jak Syriusz rzuca się z impetem na jej na plecy.
- Zawsze na nas narzekasz, że nie uważamy, a sama nie jesteś lepsza - dorzucił Potter i nagle zauważył drugą puchonkę. - Cześć, Alice - przywitał się z dziewczyną, która stanęła kilka kroków dalej, by przypadkiem nie dostać łokciem.
CZYTASZ
Wąż i Borsuk • Severus Snape
FanfictionRoma, podobnie jak Huncwoci, nie spodziewała się, że piąty rok nauki w Hogwarcie zmieni tak dużo. Ich długoletnia przyjaźń przetrwała już wiele, ale co stanie się gdy Roma zacznie zadawać się z "wrogiem" Huncwotów? Bo każdy wąż potrzebuje swojego b...