Avery i Rosier zostawili Romę, dając jej drogę wolną, a sami ruszyli przed siebie w stronę Zakazanego Lasu.
- Po co traciłeś na nią czas? - zapytał blondyn, dziwiąc się zachowaniu przyjaciela.
- Bo miałem ochotę. - Wzruszył ramionami, nie widząc w tym większej filozofii. - Jak się denerwuje, to przypomina wkurzaną chihuahuę. Nie sądzisz? - zapytał, a Evan tylko prychnął pod nosem, jakby dając znać, że nie przyszło mu to do głowy. - Dziś była bardziej pyskata... Nawet mi się to spodobało - zauważył, przypominając sobie docinki puchonki.
- Gdzie wyście byli!? - Zdenerwowany głos Severusa zabrzmiał koło nich.
Czarnowłosy chłopak wyszedł zza drzew, należących do Zakazanego Lasu i spojrzał chłodno po przyjaciołach.
- Możecie się chociaż pośpieszyć? - zapytał nerwowo, a dwójka ślizgonów powlekła nogami w jego kierunku.
Severus zerknął szybko na zachodzące słońce, którego ostatnie promienie oświetlały na czerwono niebo. Myśl, że za chwilę pojawi się na niebie księżyc w pełni, nie napawał go optymizmem, a wręcz przeciwnie. Był wściekły, że właśnie w wieczór, kiedy Lupin zamieniał się w bezmózgą bestię, wraz z przyjaciółmi musiał zapieczętować ich kryjówkę.
Ślizgoni nie przestali ćwiczyć czarnej magii, jednak po ostatniej wpadce, podczas której Evans nakryła ich na gorącym uczynku, postanowili zmienić miejsce "treningów". Zdawali sobie sprawę, że aby ćwiczyć w spokoju, muszą oddalić się sporo od zamku, jednak to ich nie powstrzymało. Avery stwierdził, że skrawek Zakazanego Lasu niedaleko Bijącej Wierzby, będzie idealnym miejscem, gdyż nikt nie witał w te zakątki, ze względu na spory dystans i mordercze drzewo. Niewielki skrawek lasu oraz ścieżkę prowadzącą do niego, otoczyli specjalnym zaklęciem ochronnym, które niestety musiało być, co jakiś czas odnawiane. Przyjaciele wyznaczyli na ten dzień każdą pełnię, gdyż zaklęcie miało wtedy większą moc i trwało dzięki temu dłużej.
Na samym początku ten pomysł wydawał się bezbłędny. Wszystko zmieniło się, jednak kiedy Snape dowiedział się o likantropii Lupina. Przyjaciele nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia, które cięgle przed oczami miał Severus, więc nie potrafili zrozumieć, czemu za każdym razem tak bardzo się śpieszył.
Trójka ślizgonów zatrzymała się przy dużym kamieniu, który wyznaczał prostą ścieżkę do ich kryjówki i ruszyli przed siebie. Znali na tyle dokładnie układ drzew, krzaków, a nawet wystających z ziemi korzeni, że mogliby pokonać tę drogę z zamkniętymi oczami.
Po niecałych dwóch minutach przedzierania się przez Zakazany Las dotarli na miejsce. Ich kryjówka nie różniła się niczym od reszty lasu, nie licząc faktu przypalonych i połamanych drzew, oraz na wpół przezroczystej czarnej poświaty okalającej ich kryjówkę i ścieżkę. Była to pozostałość po zaklęciu, mająca na celu pokazanie, dokąd sięgał jego zasięg.
- Gotowi? - Avery uniósł różdżkę do góry jako ostatni i obserwował reakcję przyjaciół. Gdy kiwnęli głowami, ten od razu ogłosił: - Teraz!
Każdy z nich wypowiedział pod nosem zaklęcie Tutelspar, a z ich różdżek wystrzelił czarny strumień, który zaczął tworzyć nad ich głowami kopułę. Ślizgoni rzucali to zaklęcie w jednakowym momencie, by w żadnym przypadku, nawet najmniejszy skrawek bariery, nie mógł osłabnąć.
Gdy całą trójką skończyli utrwalać zaklęcie nad kryjówką, ruszyli z powrotem ścieżką, by również ją "zaimpregnować". Ustawili się na swoich miejscach i wyciągnęli przed siebie różdżki. Utrwalili niewielki kawałek drogi i przesunęli się dalej w tym samym celu.
- Czego tak łeb wychylasz? - zapytał poirytowany Avery, gdyż Evan co sekundę prężył szyję i wystawiał ją na boki, jakby jego głowa była paletką do badmintona.
CZYTASZ
Wąż i Borsuk • Severus Snape
FanficRoma, podobnie jak Huncwoci, nie spodziewała się, że piąty rok nauki w Hogwarcie zmieni tak dużo. Ich długoletnia przyjaźń przetrwała już wiele, ale co stanie się gdy Roma zacznie zadawać się z "wrogiem" Huncwotów? Bo każdy wąż potrzebuje swojego b...