Patrzyłam mu w oczy jeszcze przez chwilę, nie wiem dlaczego. Prawdopodobnie, starałam się wyszukać nadziei mówiącej "daruje ci życie". Próżna wiara. Odzyskałam jako tako świadomość i władzę w kończynach, więc nie myśląc ani sekundy, poderwałam się i w połowie na czworaka i na dwóch nogach pobiegłam w stronę schodów. Uciekłam niczym marny królik do swojej nory. Po schodach wbiegłam, a raczej wspięłam się jak zwierze, potykając na dwóch ostatnich stopniach, mocno wbijając się w drzwi, przez co otworzyłam je z impetem. Rzuciłam się na ziemię, przewróciłam na plecy i silnym kopniakiem zamknęłam drzwi. Serce tak mocno łomotało mi w piersi, że na pewno na dole je słyszał. Co ja głupia sobie myślałam tak do niego mówić. Debilka. Powinnam pamiętać, kim on jest, a co ważniejsze, czym się zajmuje. Bliska kolejnego potoku łez, uderzyłam się z całych sił w poliki. Plask odbił się echem po całym domu. Starałam się podnieść na równe nogi, opierając się rękoma o wszystko co możliwe, a gdy mi się to udało, to na chwiejnych nogach skierowałam się do kuchni. Myśl czym się bronić, co zrobić. MYŚL!!
Jego perspektywa
Furia jaka mnie ogarnęła po jej słowach była nie do opisania. Śmiało mogę ją zaliczyć, jako numer jeden na liście priorytetów do eliminacji. Śmiech wydobywający się z mojego gardła, przeistoczył się w warkot piekielny. Patrząc w sufit, słyszałem jej reakcje. Była za mało przerażona, powinna pod siebie zrobić ze strachu i błagać o wybaczenie popełniając samobójstwo. Podniosłem głowę i spojrzałem prosto na nią. Pragnąłem zobaczyć jej twarz, jej przerażenie i świadomość nadchodzącej śmierci. Ta kurwa, ten jebany Pulpet powinien kwiczeć jak zarzynana świnia. Gdy wreszcie spojrzałem jej w twarz i zatopiłem spojrzenie w oczach, nie wiem co się w tym momencie odpierdoliło, ale jak to zrobiłem.... poczułem wyrzuty sumienia. Obleciał mnie... strach? Dlaczego akurat to uczucie? Nigdy tak na prawdę go nie zaznałem.
Im zażarciej zagłębiałem się w jej spojrzeniu, tym więcej widziałem skrywających się tam emocji. Widniejący strach, ból i niedowierzanie przeszył moją pierś, przez co bolało mnie to. Ścisk w tym miejscu, był praktycznie odczuwalny, jak przebicie ostrzem. Co do kurwy nędzy się dzieje?! Dlaczego w taki sposób reaguje?! Zawsze taki widok napawał mnie dumą, cieszył i byłem bardziej napalony do działania. Ta kurwa musiała mi coś podać, kiedy byłem nieprzytomny! Innego wytłumaczenia nie ma. Moje myśli i wyobrażenia o możliwościach pozbawienia jej życia, rozpłynęły się tak szybko, jak jej łzy płynęły po policzkach. Ujrzawszy to, sam miałem ochotę płakać. Ścisk w piersi tylko się wzmocnił. Chciałem podejść i powiedzieć, że nic się nie stało i nie chciałem. Lustrowała mnie swoim spojrzeniem, każdy zakamarek twarzy. Nim zdążyłem się odezwać, ona zerwała się i niczym zwierzę, pobiegła w stronę schodów. Zrobiła to tak szybko i zwinnie, a za razem tak bardzo nieudolnie, że nie mogła ustać na nogach. Z impetem otworzyła drzwi i tak samo je zamknęła. Kilka sekund później, rozległ się echem głośny plask. Wpatrywałem się w drzwi, z nadzieją że je otworzy i przyjdzie. Co? Co kurwa?! Nadzieją?! Przyjdzie?! Nosz kurwa, chłopie, ogarnij się. Po pierwsze, nadzieja umarła z dniem zajęcia miasta przez magów. Po drugie, po chuj miałaby tu przychodzić? Po co? Ona nie jest dla mnie ważna, jest zwykłym kretem, połączonym z karaluchem, którego trzeba się pozbyć. Tak. Dokładnie tak. Aktugawa, ona jest nikim. Przymknąłem oczy i pożałowałem tego. Przed oczami pojawił mi się jej przerażona i zapłakana twarz. KURWA! Tylko mi nie mów, że ten Pulpet jest mi niby przeznaczony. Jakieś kpiny. Zacząłem przypominać sobie wszelkie otrzymane informacje, otrzymane od magów o osobach przeznaczonych. Nawet nie zauważyłem, kiedy usnąłem.
Poczułem delikatny i ciepły dotyk na ramieniu. Wyrwany ze snu, otworzyłem oczy i zobaczyłem ją stojącą przede mną z talerzem. Zerknąłem co na nim jest i wtedy poczułem ulatniający się z niego aromat. Echem rozbrzmiała pieśń wielorybich przodków z mojego żołądka. Byłem cholernie głodny.
- Pomyślałam, że możesz być głodny, więc przyniosłam ci kolacje- Powiedziała cichutko, nieśmiało, ale dało się wyczuć delikatny uśmiech. Fajnie pulpeciku. Bawi cię burczenie? Zerknąłem delikatnie w górę i zobaczyłem, jak się cała trzęsie. Bała się i mimo to, zeszła nakarmić swojego oprawcę. Głupia z brakującą klepką.
- Dzięki...- Odburknąłem zachrypniętym głosem. Ponownie spojrzałem na talerz i starałem się odgadnąć, co kurwa na nim jest. Wyglądało jak breja. Pachniało całkiem ładnie, ale wyglądało jak błoto z grudkami i resztkami. Podniosłem tylko brew, a ona chyba to dostrzegła, bo po kilku sekundach mi odpowiedziała.
- Jesteśmy w podziemiach, przez co nie mamy dostępu do różnych DOBROCI. Ciężko, a nawet kurewsko ciężko wyhodować coś w ciemnościach. Nie musisz się obawiać, to jest warzywne Curry, dodatkowo nie jest zatrute. Jeśli jaśnie Pan nie chce jeść, nie będę zmuszać- Zbulwersowana nadęła poliki jak dziecko i obróciła głowę w bok. Cały jej strach chyba ją opuścił, skoro zareagowała w taki sposób i nawet przestała się trząść. Nie mogłem się powstrzymać i zwyczajnie parsknąłem śmiechem.
- Cieszę się. Zjem z chęcią!- Krzyknąłem przez śmiech i starałem się uśmiechnąć do niej przyjaźnie. Chyba zmiękła, bo łyżką nabrała sporo brei i podstawiła pod usta. Nie otworzyłem ich. Na słowo nie uwierzę, że nie jest zatrute. Głupi nie jestem. Spojrzała tylko na mnie z irytacją i szybko wzięła do buzi nabrane jedzenie. Przeżuła, połknęła i wystawiła język pokazując, że nic nie ma w jamie. Pokiwałem twierdząco głową i sam otworzyłem delikatnie usta. Ponownie nabrała pożywienie i z impetem wsadziła mi to do gardła. Wytrzeszczyłem oczy i o mało nie zacząłem kasłać. Ten cholerny pulpet zrobił to celowo. Warknąłem i w tym samym czasie usłyszałem słodki chichot.
- Oh... Wybacz- Przesłodzenie zaćwierkała, jak i w ten sam sposób się uśmiechnęła. Prychnąłem i czekałem na więcej brei. Karmiła mnie jak niemowlaka, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Ona się nie odzywała, nie wydawała dziwnych dźwięków. Słychać było tylko płomień i połykanie. Niechętnie muszę przyznać, że to było dobre. Kilka minut później skrobała po dnie zbierając resztki, a ja zbierałem w tym czasie resztki człowieczeństwa i mojej dobroci, aby odezwać się przyjaźnie.
- Dziękuję za posiłek. A teraz słuchaj. Chcę pójść z tobą na ugodę. Prawdopodobnie nie będziesz na nią chętna, ale myślę że jest to najlepsze rozwiązanie. Rozwiążesz mnie, wyleczysz rany i będziesz mi przez ten czas będziesz mi usługiwać, a ja w zamian nie zabiję cię. Zgoda?- Zapytałem z powagą w głosie i zażarcie wpatrując się w jej oczy. Wyglądała, jakby rozmyślała o wadach i zaletach propozycji. To co będzie dla niej najlepsze, a wiadome jest, że najlepsze to co jej zaproponowałem. Mimika pulpeta mówiła o odmowie.
- Zgoda, ale mam jeden dodatkowy warunek- Zszokowała mnie jej odpowiedź, a zwłaszcza fakt o dodatkowym warunku. Naprawdę sądzi, że może jakiekolwiek stawiać? No ale niech stracę. Kiwnąłem tylko głową, na znak aby mówiła dalej.
- Warunek jest taki, że nie opuścisz tego miejsca, ale kiedy już to zrobisz, to nigdy tu nie wrócisz.- Analizowałem to co powiedziała i w sumie nie mam przeciwwskazań. Ponownie kiwnąłem głową na znak zgody. Szybko odłożyła talerz i zza pleców wyciągnęła duży nóż kuchenny. Oh proszę... może nie jest aż tak głupia. Rozcięła więzy uwalniając moje obtarte nadgarstki, które zacząłem rozmasowywać. Uklęknęła przede mną i ostatnim machnięciem noża, uwolniła mnie ostatecznie. Spojrzała na mnie spod długich czarnych rzęs i się szeroko uśmiechnęła. Odwzajemniłem to.
Szkoda mi jej. Ona na prawdę jest głupia... a raczej łatwowierna. Szybkim ruchem ręki uderzyłem ją w głowę. Tracą przytomność poleciała prosto w moje krocze.
Nieprawdopodobne, a jednak.
CZYTASZ
Nieprawdopodobne, a jednak.
FantasyWpis I Nikt nie podejrzewał, że w ciągu kilki dni, znany nam świat tak bardzo się zmieni. Nieoczekiwany atak ze strony istot, które nie powinny w ogóle istnieć. Posiadając moc, powszechnie znaną magią, oraz wierne smoki. Takie rzeczy powinny być tyl...