Nieskalany jak Śnieg

169 12 2
                                    

Uznał, że żadne prośby i groźby nie wywabią jej z ukrycia, mógł to zrobić tylko udowadniając, że nawet gdyby chciał - nie ma jak jej skrzywdzić. Więc leżał i śpiewał Drzewo Wisielców, aż nie usłyszał delikatnego szmeru po swojej lewej stronie. 

- Sejanus, prawda? To on był trzecią osobą? - spytała. 

- Byłem pewien, że dzięki pieniądzom ojca, po prostu go odeślą, Lucy Gray ja.. - nie skończył i chyba nawet nie musiał. Nie wiedział czemu łzy zaczęły cieknąć mu po policzkach, tym bardziej nie wiedział czemu Lucy Gray, jego piękny ptak, zamiast próbować atakować lub uciekać, po prostu położyła się obok i zaczęła nucić. 

,,...This world, it's cruel.

with troubles aplenty.

You asked for a reason -

I've got three and twenty

For why I 

Trust you- 

You're pure as a driven snow." 

(przyp. w polskim tłumaczeniu fragment piosenki Nieskalany jak Śnieg)

Spojrzał na nią z niedowierzaniem. 

- Czyli mnie nie nienawidzisz? - niemożliwe, musiała. A już na pewno nie mogła mu ufać, ale temu przeczyły słowa jej piosenki. Czy potrafiła mu wybaczyć? 

- Oboje mamy po trzy zabójstwa, jedno niezamierzone. Wcale nie chciałam otruć tej biednej, kruchej Wovey, pamiętasz? - przeszło mu przez myśl, że dziewczyna po prostu znalazła otrutą butelkę, a on wydał przyjaciela, ale albo Lucy Gray tak na to nie patrzyła, albo celowo ignorowała tę niespójność wiedząc, że nie może uciec sama. 

- To tak miała na imię? - spytał tylko, cóż za dziwne imię. 

- Chyba tak, nie jestem pewna. - odparła z westchnieniem. - A Ty? Ufasz mi?

Chyba pierwszy raz spytała go o to zamiast deklarować własne oddanie. Czy jej ufał?

- Wyrzuciłem broń. - miał nadzieję, że było to wystarczającą odpowiedzią. 

- Oh, ja nie, spójrz! - ostrożnie złapała ostrze noża i zaczęła ze śmiechem dźgać go w bok drewnianą rączką. Pomyślał, że mógłby wyrwać go jej bez problemu i wbić choćby w szyję. Chyba naprawdę mu ufała. Uspokoiło go to, bo oznaczało dwie rzeczy - nie tylko nie będzie próbowała go zabijać, ale też on nie musi zabijać jej. 

Cieszył się z chwilowo rozładowanego napięcia, nagle coś mu przyszło do głowy. 

- Lucy Gray, jutro zostałbym przeniesiony, zdałem egzamin na oficera. - obserwował jej reakcję, ale chyba sama nie była pewna, czemu się tym z nią dzieli, więc kontynuował.

- Chodzi mi o to.. chyba nie mam z Kapitolem tak złych układów, jak mi się wydawało, może mógłbym.. - co? Co mógłby zrobić? Poprosić organizatorkę igrzysk, na których prawie zabito i jego i Lucy Gray, by teraz przeniosła ich razem, niczym papużki nierozłączki, do dystryktu drugiego? Czy aż tak wysoko cenił swoją znajomość z doktor Gaul?

- Nie zostawię Trupy, nie w ten sposób, wiesz, ucieczka przez Majorem to co innego.. - odparła. Cóż, właściwie sam nie wiedział dokąd zmierzał jego plan zaangażowania doktor Gaul, więc tylko pokiwał głową ze zrozumieniem. 

*

Postanowili zatrzymać się na noc przy jeziorze, byli wykończeni chyba bardziej emocjami, niż marszrutą, ale zgodnie uznali, że nikt nie powinien ich niepokoić, jeśli zatrzymają się tylko na jedną noc. Z samego ranka mieli przecież ruszyć dalej, w nieznane. 

Ułożyli się w chatce na rozłożonym śpiworze i gdy tak leżał wdychając zapach włosów Lucy Gray (pachniały lasem, nowym życiem i nią, jego dziewczyną) uświadomił sobie, że to pierwsza noc, którą mieli spędzić razem. 

Próbował myśleć o tym, co przyniesie jutro, gdzie się podzieją i jak będzie wyglądało ich życie, ale ona była tak blisko. Czuł jej ciepło pod opuszkami palców, gdy błądził nimi delikatnie po wyżynach jej drobnego ciała.  Czuł jej oddech na szyi, niby spokojny, ale jakiś nierównomierny. Słyszał jak zaczyna cicho, bardzo cichutko nucić nieznaną mu melodię jednocześnie przeczesując palcami jego jasne loki. Ogarnęło go coś zbliżonego do błogiego uczucia towarzyszącego morfalinie podawanej mu w szpitalu, ale jednocześnie zmysły miał wyostrzone. Czuł zarówno jej ciepło, jak i zapach, słyszał jej oddech, jej delikatny głos.. Właściwie nie było na tym świecie nic bardziej wyrazistego niż Lucy Gray u jego boku, ale z drugiej strony - czy odkąd ją zobaczył po raz pierwszy; w tęczowej sukience śpiewającą, że Kapitol nie odbierze jej nic wartego uwagi, czy od tamtego dnia widział cokolwiek bardziej wyrazistego, niż Lucy Gray? 

Chyba tylko kolorowy dywan psychodelicznych, śmiercionośnych węży doktor Gaul.





Ballada Patków i Węży - alternatywne zakończenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz