28

135 18 16
                                    


Wszedł na murek znajdujący się tuż przy krawędzi dachu i rozpostarł szeroko ramiona, niczym bohater „Titanica", który stojąc na dziobie statku najpierw krzyczał, że jest królem świata, a potem, dokładnie w tym samym miejscu, tulił do siebie i całował czerwonowłosą, irytującą egoistkę, która na koniec nie podzieliła się z nim dryfującymi drzwiami, w efekcie czego zginął w ciemnej, lodowatej otchłani.

Pokręciła głową na samo wspomnienie tego durnego romansu, na którego obejrzenie dała się namówić siostrom, gdy były jeszcze nastolatkami. Wciąż nie pojmowała dlaczego świat tak bardzo piał z zachwytu nad filmem, który okazał się zwykłym romansem, mogącym się wydarzyć dosłownie wszędzie, a dziewięćdziesiąt procent kobiet, które go oglądały, ryczało ze wzruszenia albo raczej rozpaczy, gdy zamarznięty Jack, czy też raczej boski DiCaprio, znikał pod wodą. Rozumiała samą tragedię ludzi, którzy podróżowali niezatapialnym transatlantykiem, ale szczytem hipokryzji były dla niej słowa głównego bohatera, że wygrana biletów w pokera była najlepszym, co mogło go spotkać. Najlepsze przecież byłoby, gdyby dotarł do wybrzeży Ameryki, w jednym, niezamarzniętym kawałku i miał szansę zweryfikować to wielkie, gorące uczucie, zamiast pozwolić, by zaprowadziło go na dno Atlantyku.

– Chodź, zobacz... – Dźwięczny półgłos mecenasa wyrwał ją z rozmyślań.

Spojrzała na niego. Wciąż stał na tym cholernym murku przy krawędzi dachu i wyciągał dłoń w jej stronę, uśmiechając się zachęcająco.

– Logan – szepnęła tak cicho, że sama siebie ledwo słyszała. – Zejdź – poprosiła stanowczo. Chciała do niego podejść, ale czuła się, jakby wrosła w ziemię. Zwykle wyszczekana i na poczekaniu mająca odpowiedź na wszystko, teraz nie była do końca pewna jak powinna się zachować.

– Często przychodziłem tu z Clair – powiedział, zupełnie ignorując jej prośbę. Wsunął dłonie w kieszenie jeansów, przymknął powieki i kilka razy odetchnął głęboko. – Zawsze mówiła, że tu jest bliżej nieba, że kiedy stoi tutaj, czuje się naprawdę wolna i że chciałaby kiedyś pofrunąć... – urwał i spojrzał na nią przez ramię, a Lacey poczuła, że serce podchodzi jej do gardła. Logan MacBride, nawet wstawiony, nie był typem człowieka, który nagle zapragnie latać, a ona nie była tchórzem, ale wystarczyło przecież, by zamroczony alkoholem, stracił równowagę i runął jak długi.

Nie byłoby czego zbierać. A ona nie mogłaby mu w żaden sposób pomóc.

Niepewnie podeszła bliżej. Musiała przyznać, że roztaczający się przed nią widok pogrążonego w mroku miasta, które rozświetlały migoczące światełka świątecznych dekoracji, był imponujący. Nie potrafiła jednak skupić się na pięknych widokach, kiedy Logan igrał z losem, jakby zupełnie nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Ostrożnie chwyciła mecenasa za rękę, ale nie weszła na murek. Bywała wariatką, robiła różne szalone rzeczy w życiu, ale w tej chwili cała jej odwaga i ryzykanctwo, jakiemu często ulegała, uleciały gdzieś daleko. Jedyne co teraz czuła to strach. Za nic w świecie nie miała ochoty stać się mokrą plamą jakieś 20 pięter niżej. Jeśli to był ten jego ciekawszy sposób na spędzenie wieczoru, niż siedzenie w zadymionym barze, to rzeczywiście, nie mogła narzekać na brak wrażeń.

Logan spojrzał na ich splecione dłonie i zeskoczył, lądując tuż przy niej, a ona odetchnęła z ulgą, ze świstem wypuszczając z płuc nieświadomie wstrzymywane do tej pory powietrze.

– Bałaś się, że skoczę – bardziej stwierdził niż zapytał, wpatrując się w jej ciemne tęczówki i uśmiechając się z błyskiem czegoś, co mogłaby nazwać satysfakcją, w jego jasnych oczach.

– Raczej, że spadniesz, bo jesteś już nieźle zawiany.

Logan zaśmiał się w głos. Chwycił jedną z dwóch stojących obok butelek, które przyniósł tu ze sobą z baru, a z których jedna była już prawie pusta. Upił łyk, a potem podał Lacey, ale ona tylko pokręciła przecząco głową.

SiostryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz