Od dobrych kilkunastu minut siedziała na podłodze, opierając się plecami o zabudowaną wannę, mimo że torsje ustąpiły już chwilę temu. Nie miała ochoty wracać na dół, wysilać się na uśmiech i pogodny nastrój, bo wcale w takim nie była, a nie chciała psuć humoru innym tym bardziej, że wieczór upływał w naprawdę ciepłej, rodzinnej atmosferze, jakby nigdy nie było wszystkich tych lat, które spędziły osobno. W salonie rozstawione były pachnące świece, kominek ozdabiała świerkowa girlanda i skarpety, pod sufitem wisiała jemioła, a na drzwiach frontowych świąteczny wieniec i gdyby nie afera z Nealem, o której opowiedziały jej siostry, wszystko byłoby chyba wręcz idealnie. Audrey była mocno zaskoczona tym, że poradziły sobie z przygotowaniem kolacji i nawet jeśli sama coś zrobiłaby inaczej, to nie komentowała tego w żaden sposób, a jedynie chwaliła ich kulinarne zdolności, które nagle się ujawniły; Tony czynił honory pana domu, a Ellie grała na pianinie, co chwilę rzucając ukradkowe spojrzenia w stronę Setha. Tylko Lacey była jakaś cicha i jakby nieobecna, ale wcale jej się nie dziwiła, bo choć sama czuła się słaba, bezradna i naprawdę porządnie skopana przez los, to przecież właśnie jej bliźniacza siostra miała tak naprawdę poważnie przerąbane, przynajmniej dopóki nie wyjaśni się sprawa śmierci jej współlokatorki.
Schowała głowę między ramionami, dłonie zaplatając na karku. Cieszyła się, że powoli udaje im się obudowywać siostrzane relacje, ale nie potrafiła opanować łez, strumieniami spływających po jej policzkach. Wszystko, co ostatnio działo się w jej życiu, zwyczajnie ją przerosło. Na domiar złego, w uszach wciąż dźwięczały jej słowa Coltona:
Chcę z tobą porozmawiać i wyjaśnić ci to wszytko.
Chcę z tobą sypiać i nie chcę więcej widzieć przy tobie tego pajaca.
Nadal miała przed oczami jego przeszywające spojrzenie i wyraz przystojnej twarzy, gdy wypowiadał te słowa, niepozostawiające najmniejszych złudzeń, że mówił szczerze. Nie wiedziała co nim powodowało ani czy powinna to traktować jako wyznanie uczuć czy wyłącznie przejaw zazdrości i urażonej męskiej dumy, ale szczerze mówiąc wolałaby tego nigdy nie usłyszeć. Nie była na to przygotowana. Choćby przed bankietem ubrała najcięższy pancerz, wiedziała, że i tak jego słowa przebiłyby się przez grubą stal i trafiły w sam środek jej duszy, na nowo otwierając w jej sercu wciąż niezabliźnione rany. Nie dawał jej spokoju również fakt, że choć wyznanie Coltona było w podobnym tonie, co wszystkie maile, jakie ostatnio od niego dostała, to on sam bez zająknięcia zaprzeczył, że cokolwiek do niej wysyłał. Zastanawiała się czy anonimowe liściki, które kilka razy znalazła pod drzwiami, zanim jeszcze przyjechała do Cleveland, też były jego autorstwa, czy może jednak za nimi i za mailami stał ktoś zupełnie inny.
„Gdybyśmy się jednak już nigdy nie spotkali i dzisiaj rozstali na zawsze, wiem, że ponownie się zobaczymy w przyszłym życiu. Znów się odnajdziemy i może gwiazdy się odmienią, tak, że w kolejnym wcieleniu nie tylko będziemy się kochać, ale zostaniemy nagrodzeni za wszystkie nasze wcześniejsze cierpienia."*
To był pierwszy z całej serii anonimowych liścików, które otrzymała i to właśnie on wyjątkowo zapadł jej w pamięć, prawdopodobnie dlatego, że wówczas sądziła, że to sprawka Coltona. Niejednokrotnie przecież udowodnił jej, że jeśli tylko zechce, potrafi być do bólu czarujący i romantyczny. Dziś jednak niczego już nie była pewna. Była za to nawet skłonna uwierzyć, że za tym wszystkim stał Matt. Matt Marshall, na którego wyznanie i propozycję, jaką otrzymała nad urwiskiem, również nie była gotowa, a który miał przecież brata, radzącego sobie z komputerami znacznie lepiej niż rówieśnicy, więc pewnie nie byłoby dla niego żadnym problemem włamanie się do czyjejś skrzynki. Tylko po co miałby robić to wszystko? Żeby przekonać się co myśli o nim albo czy wciąż czuje coś do Coltona?
CZYTASZ
Siostry
RandomRodzina Colemanów wiodła spokojne życie na obrzeżach Cleveland. James Coleman prowadził własne wydawnictwo, które całkiem nieźle prosperowało, zaś jego żona Barbara przez całe życie zajmowała się domem i wychowaniem ich czterech córek. Szczęście i p...