Jeżeli Feliksowi pozostała jeszcze jakaś nadzieja, że tym razem solidnie przygotuje się do nadchodzącego sprawdzianu, to została ona doszczętnie pogrzebana wraz z otworzeniem książki od chemii. Do jego ozdobionej blond czupryną głowy w ogóle nie wchodziły takie pojęcia jak hydraty czy alotropia, a co dopiero skład betonu lub też podział szkła. Czy osoby odpowiedzialne za ułożenie podstawy programowej naprawdę sądzą, że ktoś przy wyborze żyrandola będzie pamiętał o tlenku ołowiu (II) i tlenku potasu wchodzących w skład szkła kryształowego? Otóż, nie.
Po co utrudniać sobie życie, gdy zamiast tego można udać się na spacer, albo spędzić czas na rozwijaniu swych pasji? W końcu wiedza zdobyta w szkole ma bardzo nikłe zastosowanie w prawdziwym życiu. A, ale jest pewien haczyk. Żeby wyjść z domu, trzeba lubić wychodzić z domu, a żeby rozwijać swoje pasje, trzeba jakieś mieć. Jedyną pasją Feliksa było chyba irytowanie swoich nieprzyjaciół, co też wychodziło mu zaskakująco dobrze. Najczęstszą ofiarą, na której Feliks doskonalił swe umiejętności, był oczywiście pewien Niemiec, co to miał na nazwisko Beilschmidt. I nie chodzi tu bynajmniej o tego postawnego blondyna — chłopaczyna i tak wiecznie chodził spięty, po co mu jeszcze dokładać.
Tak więc Łukasiewicz, by mimo wszystko produktywnie spożytkować czas, postanowił opuścić swój pokój i sprawdzić, jak trzyma się reszta członków jego rodziny. Ciekawe czy jeszcze żyją, tak rzadko do nich zachodził. Przeważnie to oni zachodzili do niego. Albo kazali mu spędzać ze sobą czas poprzez organizowanie jakichś idiotycznych obiadków integracyjnych. W sumie to tak bardzo mu to nie przeszkadzało, ale w życiu by się do tego nie przyznał.
Jak pomyślał, tak zrobił. Po kilku godzinach siedzenia na dupie w końcu powstał i przeciągnął się, tym samym powodując strzyknięcie niektórych stawów, by następnie udać się schodami na niższe piętro swojego domu. W tak zwanym międzyczasie zdążył jeszcze rzucić okiem na poustawiane na szafeczce w korytarzu zdjęcia przedstawiające niskiego, jasnowłosego chłopca biegającego z kijem pełniącym rolę miecza, lub też siedzącego w piaskownicy obok robiącej wrażenie budowli przypominającej Malbork. Doprawdy, cudowne czasy. Z chęcią zapomniałby o nauce chemii i do nich powrócił.
Gdy tylko przeskoczył ostatnich kilka stopni, do jego uszu dotarł dźwięk tłuczonych kotletów. Mm, zapowiadały się schaboszczaki. Aż mu ślinka pociekła na myśl o tym jakże tradycyjnym, polskim obiadku, składającym się ze wspaniałego schabowego, ziemniaczków — nie kartofli! — i suróweczki. Wielce uradowany faktem, iż zje dzisiaj swój ulubiony posiłek, Feliks wkroczył do kuchni, posyłając promienny uśmiech zajętej mamusi.
— Niepokoi mnie twój wyraz twarzy — oznajmiła po kilkunastu długich sekundach, podczas których blondyn, wciąż szeroko się uśmiechając, ani na moment nie oderwał wzroku od jej zapracowanych rąk. — Coś się stało?
— Pf. Niepokoi mnie, że uważasz, iż malująca się na twarzy radość jest niepokojąca. — Skrzyżował ręce na piersi, opierając się o oblepioną karteczkami lodówkę.
— Wiesz, człowiek odbiera za niepokojącą każdą rzecz, do której nie jest przyzwyczajony. — Uniosła brew. — Skoro aż tak nie możesz doczekać się obiadu, to może pójdziesz do sklepu, nim twój ojciec łaskawie oderwie się od komputera — dodała z sugestywnym uśmieszkiem. — Nie żebyś miał wybór.
— Jasne — prychnął. — Co mam kupić?
— Ziemniaki i surówkę wedle własnego upodobania.
Zakodowawszy niezbędne produkty, ospale opuścił kuchnię, by następnie minąć korytarz, z którego drzwi prowadziły już tylko na zewnątrz. Długo nie zwlekając, nacisnął klamkę, po czym natychmiastowo poczuł uderzające ciepło. Tak, lato jeszcze nie przeminęło i raczej nie wyglądało na to, by w najbliższym czasie miało się to zmienić, a zatem słońce świeciło sobie w najlepsze, niejednokrotnie powodując usychanie zarówno roślin jak i ludzi.
CZYTASZ
Wszystkie ważne miejsca | PrusPol |
FanfictionI można czytać bez znajomości shipu i anime I Feliks odkrywa uroki licealnego życia, które, jakby się mogło wydawać, uprzykrzać mu będzie pewien albinos z sąsiedztwa. Niestety, los bywa zawrotny i wkrótce nawet coś, co wydawało się oczywiste, przes...