Dzieliły go drzwi od windy. Czy stało się coś złego, że tak nagle wysyła sygnał o przyjście na zamek lwów? Znowu coś przeskrobał?
Ledwo zdołał wyjść z ciasnej klitki, a tu ktoś go powala na ziemie. Szybko uchronił się, by głowa nie dotknęła podłogi, miażdżąc swoim ciężarem małego kota. Trudno byłoby złożyć go do kupy, nie znając anatomii jego kruchego ciała.
Osoba, która wpadła na Takashiego miała specyficzny znajomy dla jego nosa zapach. Zamiast kakao wyczuł kosmiczną pomarańcz z kosmiczną cytryną. Wydawał się jednocześnie kwaśny i za razem słodki. Chętnie skubnąłby kawałek tego osobnika. Galra przed nim była wiele mniejsza od niego, jednak nie posiadała takich dużych uszu jak reszta przedstawicieli jej gatunku.
- Och, synku... Wszystko słyszałam, pomogę ci wrócić do swojej formy - bardziej przytuliła szarookiego, wstając z powierzchni i unosząc kilka centymetrów nad ziemią złą osobę. Nie znał swoich rodziców, a nagle jakaś kobieta przychodzi i nazywa go dzieckiem.
- Przepraszam? Kim pani jest? - zapytał speszony, próbując uwolnić się z jej stalowego uścisku, łapiąc utracony oddech. Znieruchomiała, lekko odpychając do siebie masywnego mężczyznę. Spojrzała w górę, w ogóle nie rozpoznając w nim własnego syna. Czuła zapach na jego ciele.
- Nie jesteś Keith? - szarpnęła za jego kołnierz i pociągnęła do dołu na linie widoczności wzroku. Źrenicę Kroli zamieniły się w szparki, cicho powarkując pod nosem na alfę.
- To Shiro, Keith jest zwykle w nim - rzekła Pidge, nie chcąc rozlać niechcianej krwi.
- Zjadłeś go?! - szykowała się do rozcięcia jego wnętrzności, by wydobyć ze środka fioletowookiego.
Jej syn był dla niej wszystkim z mężem, znajdującym się daleko od nich na Ziemi. Od dłuższego czasu nie widziała Ryou ( w Voltronie nie wiadomo jak się on nazywa, więc nadajmy mu takie.) Opuściła go na siedemnaście długich lat, potem zjawia się na jeden dzień i znów odlatuje w kosmos. Następnym razem, kiedy będzie w pobliżu planety, zabierze mężczyznę ze sobą i spędzą swoje ostatnie dni razem. Rozłąka bardzo bolała, rozdzierając jej serce.
- Nie, nie, nie - spanikowany powoli i ostrożnie wyjął zza pleców śpiącą czarną kulkę, podstawiając Galrance.
Odstawiła go z powrotem na podłoże. Biała grzywka wykaszlał zalegającą ślinę w przełyku, blokującą przepływ tlenu. Od dawna tak się nie bał. W zwyczaju nie miał pojedynków z płcią przeciwną. W pomieszczeniu znajdował się jego przywódca, więc tym bardziej nie powinien się bać. W każdym razie mógł przywołać tę osobę do siebie.
Krolia widząc syna w kociej formie, przyjęła go otwarcie w swoje ramiona, cicho się śmiejąc. Widziała kilka razy taki przypadek, ale nie wiedziała, że spotka to Kogane. Zmieniła jego pozycje, przekładając go na plecy w kończynach, drapiąc go po odsłoniętym brzuchu.
Tylną łapą zaczął kopać jej dłoń, znajdująca się na nim. Nie lubił, gdy się go tak budziło. Chciał ugryźć palce, wąchając jej futrzastą skórę. Zapach trafił do jego nosa, cicho kichając i łapiąc się za niego. Szeroko otworzył oczy, spoglądając w górę na osobę. W jego tęczówkach pojawiło się podniecenie. Stanął na łapach, przytulając się do jej klatki piersiowej.
Od dawna nie widział swojej matki. Myślał, że przez kilka miesięcy jej ponownie nie ujrzy. Dziecko zawsze będzie tęskniło za rodzicem, nawet jak nie ukazuje tego. Chciałby tyle jej opowiedzieć, co przez ostatni czas się działo. W tym ciele było to niemożliwe, ciągle miaucząc.
- No już, już. Też się za tobą stęskniłam, kochanie - pociągnęła nosem - Dlaczego nie masz swojego zapachu? Nic z tamtego nie czuje.
- Krolia, chce ci powiedzieć, że... - Kolivan spotkał się z wzrokiem Galranki. Miała kamienną twarz, nie ukazując żadnych emocji. Warkoczyk nie wiedział czy to dobrze, czy nie. Nie planował zadzierać z silną kobietą. Mogłaby powalić Antoka, był bardziej masywniejszy do przywódcy Ostrza.
Dalej nic już nie powiedział, wtapiając się w mały tłum, podchodząc do Ulaza. Chciał znać raport z misji związany z sojuszem Voltrona z Marmorą. Jak przebiegał cały proces, każdy szczegół, mówiąc mu, że wszystko dobrze się ułożyło po za jedną misją ratowniczą, napotkali tam niewielkie komplikacje.
Zaczęła podrzucać Keitha do góry, gdy był jeszcze dzieckiem lubił być w powietrzu. Poczuć silniejszy wiatr we włosach u na własnej skórze. Znajdowali się w zamkniętym pomieszczeniu bez jakichkolwiek zmian atmosferycznych. Jakby w ścianie zrobiłaby się dziura na otwarty kosmos, polatałby i przy okazji dusząc się z braku tlenu.
- Znam sposób na naprawienie ciebie, kochanie. Zajmie to kilka miesięcy, ale przynajmniej jest skuteczne i może troszeczkę bolesne? - ostatni raz zerknęła na szarookiego, podając syna Kolivanowi.
Na przedramieniu włączyła ekran zegarka, szukając specjalnych receptur zapisanych w pamięci urządzenia. Przeklikała kilkanaście stron z lekarstwami.
- Macie tu gdzieś pomieszczenie z ziołami i tym podobnymi?
- Proszę za mną, m' lady - ukłonił się, kręcąc rudym wąsem. Ręka pokazał, by poszła pierwsza. Przed zamknięciem windy krzyknęła - Trzymajcie i nie wypuszczajcie go. Ma być przy was, dopóki nie wrócę. Rozumiemy się?
Przywódca gwałtownie pokiwał głową. Brama zamknęła się na dobre, tracąc dwójkę z przed oczu.
- Więc co teraz robimy? - Lance zapytał, opierając się o ramie partnera. Lekko się zniżył, podsadzając niebieskiego paladyna i układając go na kończynach.
Kontakt fizyczny dla Galra był bardzo ważny, bez niego zwariowaliby i zaczęli się pieprzyć przed wszystkimi zgromadzonymi w tej sali. Ulaz nawet nie miałby skrupułów, robić tego przed szefem.
- Chyba czekać. Kto chce zagrać w kalambury? - zaproponowała blondwłosa, szykując się na swoją rundę.
_xXx_
- Przytrzymajcie go za tylne łapy. Muszę to wsadzić w jego dziurę.
Odgłosy miauczenia można było, usłyszeć na drugim końcu statku. Shirogane w jedną dłoń wziął tułowie, a w drugą pociągnął ogon do góry. Jedynie jemu pozwoliłby się dotykać. Keith już wolałby umrzeć niż wsadzić sobie czopek do tyłka.
Po zażyciu lekarstwa puścili go wolno. Dla fioletowookiego było to najgorsze przeżycie w całym jego istnieniu.
- Codziennie dwa razy dziennie przez kilka miesięcy, do kiedy odzyska swoją formę, będzie trzeba mu to podawać. Zrobiłam odpowiednią ilość. Powinno starczyć na najbliższe kilka tygodni - chciała pogłaskać syna, cicho syknął, uciekając do małej ciemnej norki.
- Nie spodoba mu się to - zachichotał Latynos, próbując nie śmiać się na cały głos.
Kot leżał wgapiony się na resztę, jego oczy w ciemnościach odbijały światło, wychodzące z pomieszczenia. Następnym razem się nie da tak łatwo, dać się zmacać w intymnym miejscu. Bardzo chciał wrócić, ale nie w taki upokarzający sposób.
Hunk co chwile próbował go zwabić sznurkiem, korciło go złapać końcówkę, musiał się powstrzymać. Kocie instynkty były dla niego niebezpieczne.
Krolia postawiła tabletki na podłodze, zapakowane w niewielkie pudełko. Na długo nie zamierzała tu zostawać, w Ostrzu pomoże szkolić młodzików i tych starszych. Chciała zobaczyć jak czarna kulka się miewa i spotkać się z nim choć prze chwilę. Gdy w końcu pokonają Zarkona, spędza tyle czasu razem, ile będą chcieli.
CZYTASZ
Partner Na Całe Życie // Voltron ✔
FanfictionKeith jest pół Galrą i betą. Dołącza do Ostrza Marmory za na mową Kroli. Jego matka chcę, by w przyszłości nie trafił na złą drogę. W organizacji natrafia na Shiro, czystej krwi Galrę i jednocześnie alfę. Czarnowłosy przy pierwszym spotkaniu z nim p...