~Chapter six~

810 40 91
                                    

~♡~

Każdy człowiek nosi swój własny bagaż doświadczeń i wspomnień. Jest to rzecz tak bardzo prywatna, że nie w sposób przekazać ją w całości drugiemu człowiekowi. Jednak jesteśmy tylko ludźmi i czasami potrzebujemy podzielić się swoimi przeżyciami z kimś innym, tym samym zdjąć z siebie jeden z ciężkich pakunków.

Charlotte Page została postawiona w takiej sytuacji, że nie była do końca pewna co może uczynić i komu przekazać część wspomnień z ostatniej rozmowy z Camille. Nie była otwartą księgą, z której każdy mógł coś przeczytać. Zawsze zamykała w sobie każdą nabytą informację, aby móc ją spokojnie przeanalizować i jeśli była taka potrzeba to podzielić się nią z odpowiednią osobą. Problem był w tym, że nie widziała w pobliżu osoby, której mogła się zwierzyć.

Jak tylko lekko roztrzęsiona wróciła do kryjówki, zastała w niej Ray'a, Jaspera i Henryka, którzy nie byli w lepszym stanie niż ona. Tak się składa, że odbyli oni równie emocjonującą rozmowę co Charlotte i także nie chcieli się nią podzielić. Pozostało im wtedy trwać w najbardziej niezręcznej ciszy jaką było im dane przeżyć.

Bo wszyscy wiedzieli.

Po wybiciu na zegarku godziny dwudziestej siedemnastolatka ogłosiła, że zakończyła swój dzisiejszy dzień w pracy i idzie prosto do domu. Nie fatygowała się nad pożegnaniem, bo bez większego zamieszania weszła do tuby i po wykrzyknięniu czterech słów, opuściła kryjówkę.

— Chyba sobie żartujesz — mruknęła pod nosem widząc jak małe kropelki deszczu spadały na chodnik po, którym stąpała.

Przyśpieszyła kroku, gdy deszcz stawał się coraz gęstszy, a wiatr mocniejszy. Nie mieszkała daleko od miejsca pracy, ale w tej chwili dystans, z którym musiała się zmierzyć wydawał się o wiele dłuższy niż zazwyczaj. Z każdą sekundą żałowała coraz bardziej, że nie wzięła ze sobą żadnej odzieży wierzchniej, która przynajmniej minimalnie uchroniłaby ją przed zmoknięciem.

Zdaje się, że ówczesna pogoda była jak najbardziej adekwatna z tym, co działo się w umyśle panny Page. Była tam istna burza.

— Jak ci minął dzień w pracy? — zapytała kobieta po czterdziestce dostrzegając swoje najstarsze dziecko przechodzące przez framugę drzwi wejściowych.

Siedemnastolatka po usłyszeniu pytania rodzicielki, westchnęła głośno i zdjęła przemoknięte adidasy w korytarzu. Z racji tego, że korytarz i jadalnia, w której siedziała kobieta były połączone, to miała idealny widok na swoją córkę.

— Co się stało kochanie? — zmartwiła się.

Mimo widocznego przemoknięcia przez intensywną ulewę jej policzki były pokryte słonymi łzami. Dziewczyna nawet nie zauważyła kiedy po drodze się rozpłakała. Na jej nieszczęście, a może i szczęście dostrzegła to jej mama, z którą ostatnie czasy pogorszył się kontakt.

— Nic mamusiu — wyszeptała bojąc się załamującego głosu — Po prostu jestem zmęczona.

Charlotte mogła okłamywać wszystkich, ale kobiety, która przez czterdzieści tygodni nosiła ją w brzuchu, a następnie wychowywała siedemnaście lat, nie jest w stanie oszukać.

— Charlotte, usiądź tutaj — rozkazała łagodnym tonem wskazując na krzesło przy stole.

Siedziała dokładnie w tym samym miejscu co zawsze, gdy cierpliwie czekała na powrót męża w czasie kryzysu. Nadal wertowała dziesiątki kartek z różnymi rachunkami, bądź reklamami, które co chwilę przewijały się. Kobieta odczuwała mocne pulsacje w okolicach skroni, a powieki delikatnie jej się zamykały ze zmęczenia, ale odnalazła resztki sił na rozmowę z córką, którą tak bardzo zaniedbała.

Sparkling eyes |Chenry| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz