Strop ponad nim zaczął się gwałtownie załamywać, a w tle dało się usłyszeć coraz bardziej donośne wycie syren policyjnych i karetki pogotowia. Rozejrzał się dookoła, wdychając woń palonego drewna, skóry i włosów. Niejedna osoba uznałaby to za niezwykle odstręczający widok, lecz nie on. Ledwie widoczny cień śmierci podążający za nim krok w krok był dokładnie tym, co dodawało mu pewności siebie.
"Niech ratownicy się nie łudzą, że ich uratują. Niewiele już z nich zostało." - pomyślał. Kochał wybuchy, nawet liczył każdy, za jaki był odpowiedzialny, jednak akurat tym jedynym razem wina nie leżała po jego stronie. A szkoda, chciałby być odpowiedzialny za tak spektakularną destrukcję budynku.
"No nic, pora się zbierać."
Szybkim ruchem przerzucił swój karabin za ramię i przebiegł w stronę schodów. Jego jedyna opcja ucieczki wiodła przez główne drzwi budynku. Wciąż będąc skąpanym w cieniu, przeczesał włosy jednym gestem i otrzepał podarty płaszcz z pyłu. A potem jak gdyby nigdy nic, podniósł ręce nad głowę i powoli wyłonił się ze zdewastowanej framugi, wychodząc naprzeciw otaczającej budynek uzbrojonej policji. Właśnie taki obraz za kilka następnych godzin ujrzy świat w gazetach. Cały korowód policji, celujący z pistoletów w jedną postać.. Postać, wokół której pył i iskry tańczyły walca, a na jej twarzy gościł przebiegły uśmiech pełen zadowolenia.
- Lance Leandro McClain, jesteś aresztowany pod zarzutami zabójstwa, wyłudzenia, oszustwa, podpalenia, kradzieży z włamaniem, fałszerstwa dokumentów—
"Tak, tak, teraz całą litanię będą mi tu czytać. Ale miło, że urządzili mi tak liczne przyjęcie powitalne."
Przeszedł kilka kroków naprzód, by od razu zostać pozbawionym broni i zakutym w kajdanki przez dwóch rosłych oficerów policji. To nie tak, że miał jakiekolwiek wyrzuty sumienia. Szczerze mówiąc był całkiem zadowolony ze swojej dzisiejszej akcji. Jego wyznaczony cel został wyeliminowany, pieniądze wpłynęły na konto, a on dostał przemiły prezent w postaci nieprzewidzianej przez niego bójki i wybuchu pieca gazowego w kamienicy. W momencie, gdy policjanci zaczęli go prowadzić do samochodu, na miejsce przyjechało pogotowie. Gdziekolwiek nie spojrzeć, wszędzie panował chaos. Lance już nie raz spowodował niemałe zniszczenia, lecz zazwyczaj zmywał się z miejsca zdarzenia zanim pojawiły się odpowiednie służby. Tym razem dostał przywilej uczestniczenia w całej akcji osobiście. Nawet nie było mu jakoś specjalnie żal tego, że właśnie go aresztowali i najprawdopodobniej dostanie dożywocie. Dla niego liczyło się to, jakie zamieszanie wywołał wokół swojej osoby. Przez cały następny tydzień będzie na okładkach wszystkich gazet. Czy płatny zabójca może sobie więcej wymarzyć?- Masz prawo zachować milczenie. Wszystko, co powiesz może zostać wykorzystane przeciwko tobie - odezwał się jeden z oficerów, mocniej zaciskając dłoń na jego ramieniu.
- Och, w takim razie powinienem wymyślić coś kreatywnego~
Policjant gwałtownie szarpnął brunetem, rzucając nim na tylne siedzenie radiowozu. Zanim McClain zdążył powiedzieć coś jeszcze, mężczyzna zatrzasnął mu drzwi przed nosem, mamrocząc coś o tym, że gdyby mógł, zabiłby go na miejscu.
Uśmiech Lance'a przeszedł w bardziej błogi, a on zamknął oczy, wsłuchując się w odgłosy otoczenia. W jego uszach dźwięczały syreny alarmowe, krzyki ratowników i skrzek ognia, a echem w głowie odbijała się cicha melodia Killer Queen wybrzmiewająca z głośników radia samochodu.
Tak, wiem, że ten fandom jest już martwy. Ale może ktoś to znajdzie i się spodoba

CZYTASZ
A good kill never taints||Klance secret agents AU
FanficPłatny zabójca i tajny agent wspólnie ratują kraj - co może pójść nie tak? Lance McClain po latach bycia ściganym listami gończymi zostaje aresztowany i skierowany do więzienia o zaostrzonym rygorze, gdzie ma oczekiwać na karę śmierci. Tak się jedna...