Czerwony kabriolet przeciął most, wyjeżdżając poza granice stanu Kalifornia. Złociste promienie prażącego z nieba słońca odbijały się od rozgrzanej blachy, a ciepła, letnia bryza rozwiewała kruczoczarne, zaczesane do tyłu włosy kierowcy. Mężczyzna poprawił okulary przeciwsłoneczne na nosie i sięgnął w bok po papierowy kubek wypełniony uwielbianą przez niego czarną kawą. Drugą rękę trzymał na kierownicy i stukał palcem w rytm Hound Dog Presleya. Pędząc autostradą, czuł na sobie wzrok osób mijających go na sąsiednich pasach. Może nie tyle, co na sobie, a na aucie, które prowadził. Wywrócił jedynie oczami za szkłami swoich Gucci i pewnie nacisnął pedał gazu. Właśnie zaczął się jego dwutygodniowy urlop i zamierzał spędzić go w najlepszym towarzystwie, jakie tylko było możliwe — swoim własnym. Aktualnie czuł się wolny po raz pierwszy od dłuższego czasu i nikt, ani nic nie miało prawa zepsuć mu jego wymarzonych wakacji. Jedyne, czego aktualnie potrzebował to dojechać do swojego rodzinnego Dallas najszybciej, jak tylko się da i zamknąć się w domu na całe czternaście dni. Niestety, pomyślał o tym w złym momencie, ponieważ jego błogą chwilę przepełnioną muzyką i radością, przerwał dzwonek telefonu. Czarnowłosy niechętnie ściszył radio, odłożył kawę i wymienił kubek na swój telefon.
— Shirogane, zdajesz sobie sprawę z tego, że jestem właśnie w drodze na mój wymarzony urlop, na który czekałem od zasranego roku? Chyba wyraziłem się jasno, że masz nie dzwonić.
— Zadzwoniłem do ciebie w pełni świadom tego faktu, Red. Mamy sytuację awaryjną.
Mężczyzna zmarszczył brwi i wydał z siebie zirytowany pomruk.
— Nie nazywaj mnie tak, nie jestem na służbie. Niech ktoś inny się tym zajmie. - powiedział stanowczo i już chciał zakończyć połączenie, lecz zawahał się w ostatniej chwili. - Czekaj, kto?! - Jego wyraz twarzy zmienił się tak szybko, jak tylko otrzymał odpowiedź. - Będę za dwie godziny, bez odbioru.
Z tymi słowami odrzucił telefon na boczne siedzenie i gwałtownie skręcił w prawo, zawracając w drugą stronę. Samochody wokół zatrąbiły, a jakiś rosły Meksykanin w ciężarówce zaczął ostro gestykulować w jego stronę. Lecz on jedynie uniósł rękę na znak przeprosin i puścił się przed siebie pędem z powrotem do Los Angeles, prawdopodobnie łamiąc przy okazji wiele przepisów drogowych.
— Zabiję go kiedyś, przysięgam - mruknął.
***
Zakładając marynarkę w biegu, wpadł do budynku, zupełnie nie zważając na uzbrojonych ochroniarzy przy recepcji. Zanim zdążyli jakkolwiek zareagować, jednym ruchem wyciągnął z kieszeni swoją odznakę i skierował się w stronę windy. Gdy tylko wysiadł na poziomie -5, jego oczom ukazał się cały naczelny zespół dochodzeniowy w komplecie, z tą różnicą, że zamiast zwyczajowego porządku panującego w pomieszczeniu, wszędzie dookoła leżały porozrzucane dokumenty, a wszyscy podzielili się na pomniejsze grupki, gorliwie o czymś dyskutując. Czarnowłosy szybko wyszukał wśród tłumu najwyższą osobę i zaczął iść w jej kierunku.
— Co to ma kurwa znaczyć, że Lotor dalej żyje i planuje jakiś zamach ze swoją nowo powstałą mafią?! Griffin nie miał go sprzątnąć już lata temu?! - stanął zirytowany tuż przed swoim przełożonym i spojrzał mu gniewnie w oczy. Na dźwięk jego krzyku, wokół nastała cisza.
— Mnie też miło cię znowu widzieć, Keith - odpowiedział ze spokojem w głosie Shiro, krzyżując ręce na piersi. - Czekaliśmy z raportem na ciebie, więc wybacz za ten chaos.
— Gdzie jest Griffin? Ma ode mnie wpierdol za—
— Jest aktualnie za granicą z Kinkade'm i Rizavi, nie mógł przyjechać.
![](https://img.wattpad.com/cover/242097978-288-k928587.jpg)
CZYTASZ
A good kill never taints||Klance secret agents AU
FanficPłatny zabójca i tajny agent wspólnie ratują kraj - co może pójść nie tak? Lance McClain po latach bycia ściganym listami gończymi zostaje aresztowany i skierowany do więzienia o zaostrzonym rygorze, gdzie ma oczekiwać na karę śmierci. Tak się jedna...