4

1.5K 73 43
                                    

*tydzień później*

- Eight, wyjdź, proszę! - krzyknął Luther ze zmartwieniem w głosie.

- Eight co ty kurwa robisz? - Krzyknął Diego, w przeciwieństwie do Luthera, ewidentnie rozzłoszczony. On jako ostatni przyszedł pod pokój brunetki i nawet nie pofatygował się zapukać w jej drzwi. Stał kilka metrów od niej mając to gdzieś.

- Wszystko dobrze? - krzyknęła Allison, która jak zwykle była wszędzie.

- Zamknijcie się! Nie mogę się skupić! - krzyknąłem tracąc cierpliwość. Od godziny jedyne co słyszę, to walenie w drzwi obok, gdy podczas ostatniego treningu dziewczyna wybiegła z dziedzińca ze łzami w oczach.

Jest godzina 16:12. Liczę na ścianie jak bardzo prawdopodobne jest że zmienię się w mrówkę, gdy teleportuję się w czasie tak o przynajmniej 30 lat, ale nie można się skupić w tym domu, z tymi ludźmi.

- Co się dzieje? - zapytała Vanya, która dopiero co wróciła do domu. Była oszołomiona, co mogłem wywnioskować po jej tonie głosu.

- Eight się zamknęła! - powiedziała Allison do dziewczyny, na co Vanya się jeszcze bardziej zmartwiła. Była najbliżej z dziewczyną wraz z Benem i Klausem, którzy jako pierwsi ruszyli za nią - EIGHT CHOLERA JASNA!

Niech. Oni. Się. Zamkną. - pomyślałem.

- Five, weź się tel... - powiedział zmartwiony Ben. Nie widziałem go aż tak zmartwionego od czasów, gdy ojciec zamknął Klausa na cmentarzu nie informując go o tym.

- Może śpi! Dajcie sobie święty spokój! - krzyknąłem zirytowany całą tą sytuacją.
Niech wreszcie pojmą, że najprawdopodobniej Eight ma ich najzwyczajniej na świecie dosyć, bo nie ręczę za siebie jak jeszcze przez kolejne 5 minut będą walić w zamknięte drzwi.

- A... A jeśli zasłabła? - ciągną dalej chłopak próbując mnie przekonać. Może i nie byłem najmilszy w stosunku do mojego rodzeństwa, ale widząc go zmęczonego ze stresu w jakimś stopniu mnie złamało.

- Dobra! Dajcie sobie już luz teleportuję się! Idioci... - powiedziałem i stanąłem przed resztą rodzeństwa obok drzwi brunetki. Teleportowałem się do pomieszczenia, rozejrzałem, a pierwsze co zwróciło moją uwagę to krew, otwarte okno i... Pustka.

- Cholera... - syknąłem i szybko podszedłem do drzwi, otwierając je - nie ma jej - powiedziałem i przesunąłem się, aby wpuścić resztę. Luther puścił dziewczynę, która pod wpływem emocji się rozpłakała i przeszedł po pokoju.

- Ktoś jej coś zrobił... biegnę po tatę! - powiedział wybiegając z pomieszczenia pośpiesznie.

Ja stałem koło ściany patrząc na to wszystko. Krew... Zapewne jej, nóż na łóżku nie wygląda najciekawiej, a tym bardziej krew na nim. Otwarte okno, pod nim jest drabina, więc ktoś mógł normalnie wejść... Ale musiał on znać okolicę, bo nie łatwo tu trafić. Książki na podłodze z porwanymi kartkami... Może się broniła, ale mniejsza większość nie wyglądało to obiecująco.

Tata wręcz wbiegł do pokoju. Za nim Pogo i Grace. Rozejrzeli się gorączkowo po pokoju, a gdy dotarła do nich prawdopodobna wersja wydarzeń, wyglądali na zdeterminowanych.

- Nie ma jej - powiedziała smutno małpa

- Znajdziemy ją. - powiedział tata i wyszedł zostawiając nas samych.

***

Tydzień. Tydzień nie ma Eight, tydzień nie słychać śmiechu z pokoju obok, tydzień nie ma brunetki która jest wręcz nie do zniesienia. Tydzień.

Staruszek zawiadomił policję, porozwieszał ulotki, ale jej nie było. Nawet media chuczały od zaginięcia niesamowitej nastolatki.

W końcu jest spokój, ale jak Klaus biega do mnie do pokoju i płacze jak dziecko, mam ochotę sam gdzieś uciec daleko od niego. Pewnie to zrobiła Eight, ale mogła mnie o tym powiadomić, poszedłbym z nią.

Ale nie tylko on jest przygnębiony. Cała Akademia chodzi spięta i zdruzgotana. Tym bardziej Ben, bo on był najbliżej z brunetką. Chodzi często do jej pokoju i wspominał jak oglądali koty rzucające się na okno, które myślały że go tam nie ma. Zawsze śmiali się na cały dom, a przynajmniej ja to tak odczuwałem.

Właśnie skończyliśmy trening. Walczyłem z Diego, oczywiście wygrałem, ale jego nóż zostawił ranę wielkości na moim ramieniu.

Byłem u siebie w pokoju, miałem igłę, nitkę, wodę utlenioną, waciki i kilka innych rzeczy do zszycia sobie rany, bo inaczej mi się nie zagoi. Mogłem iść do mamy, ale poradzę sobie sam.

- Cholera - syknąłem, kiedy dotknąłem ramienia wacikiem - ugh - warknąłem i odłożyłem wacik. Trochę szczypało, ale dało się wytrzymać. Nie zszyłem tego. Byłem zbyt wściekły na ten cholerny wacik. Nałożyłem sobie plaster, ściskając nim lekko ramię, aby jakoś mniej bolało i poszedłem na obiad.

Atmosfera przy obiedzie była normalna. W sensie normalna, gdy jest przy stole ojciec. Słychać jedynie walenie sztućców o talerz.

-...atomy, możliwe, ale wątpię w to... - myślałem właśnie co by się stało, gdybym przeniósł się bez ćwiczeń o 5 tysięcy lat do przodu, gdy ktoś zapukał do naszych drzwi.

Staruszek wstał i podszedł do drzwi. Gdy zniknął nam z pola widzenia Klaus spytał z nadzieją:
-Może Eight?

- Jasne, może jeszcze powiedz że mrówka przed domem zamieniła się w wieloryba - powiedziałem na co Diego lekko się zaśmiał. Pogo rzucił w moją stronę gniewne spojrzenie, ale mogłem zobaczyć to lekkie rozbawienie unoszące jego kąciki ust.

- Grace, idź szybko do salki szpitalnej! - krzyknął z korytarza tata. Spojrzeliśmy w tamtą stronę, ale nikt nie przechodził przez hol.

- Idźcie szybko do pokoi. Teraz. - powiedział Pogo zdecydowanym, poważnym tonem. Zrobiłem to o co prosił, ale zamiast teleportować się do pokoju, przeniosłem się na schody.

- O Cholera... - jedyne co zdołałem wydusić.

***

Słowa: 740
S

prawdzony

The Umbrella Academy || Eight Hargreaves ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz