9: Czym jest miłość?

221 22 1
                                    

Leżąc obok niej, cudownie nagiej, z malinkami na klatce piersiowej i szyi, czuł, że jest tam, gdzie powinien. Że ona jest kimś, na kogo czekał. Czuł, że to, co jest między nimi, nie zniknie, nie wyparuje z dnia na dzień. Ale bał się. Bał się pieprzonego odrzucenia, bo w końcu karma to suka, a on popełnił wiele błędów w swoim życiu. 

Perrie natomiast przepełniona była poczuciem winy i strachem. Była rozdarta, nie wiedząc, co zrobić, powiedzieć. Nie była pewna, że czuje to samo. Ona nigdy, od nikogo wcześniej, nie usłyszała takiego wyznania. Nie czuła się kochana... aż do teraz.

Zayn... Zayn dla niej był kimś, na kim mogła polegać. Mogła obudzić się w nocy z kolejnym koszmarem, a on po pięciu minutach już byłby przy jej łóżku. Mogła wyklinać go na wszystkie możliwości, ale on ciągle by ją przytulał. Mogła uderzyć go w twarz, a on... on by ją pocałował. Tak, jak nikt nigdy wcześniej. Z uczuciem, którego nigdy nie czuła. 

-Zayn... - szepnęła cicho, kiedy jego szorstkie, a zarazem delikatne palce kreśliły kółka na odkrytym ramieniu. 

-Hm?

-Czym jest miłość? - zapytała, a jej głos załamał się na końcu. Znieruchomiał. Zdziwiony i zdezorientowany, zerknął na nią kątem oka. 

-Miłość? - mruknął, chcąc się upewnić, a kiedy skinęła głową, westchnął i pocałował jej włosy. -Miłość... ona... to jest kurewsko silne uczucie. - zaczął, odchrząkując. -Nie czuć jej od razu, oczywiście, że nie. To... to przychodzi niezapowiedzianie, ale nigdy nie jesteś w stanie określić jej dokładnie. Ale kiedy już wiesz... kiedy jesteś pewny, że z czystym sumieniem możesz powiedzieć komuś, że go kochasz, czujesz cholerne zdenerwowanie. Boisz się, a jednocześnie jesteś niecierpliwy. Czekasz na odpowiedni moment, na odpowiednią chwilę. - zatrzymał się na sekundę, obserwując jak jej klatka unosi się i opada spokojnie. Wziął oddech i mówił dalej: - Miłość zaczyna się w momencie, kiedy bez oporów mógłbyś wyrwać serce ze swojej piersi i wręczyć je drugiej osobie z nonszalanckim uśmiechem. Nie bałbyś się, że może je wziąć i bez żadnych skrupułów wyrzucić do śmietnika. Ufasz jej mimo opinii innych. Jakikolwiek błąd z jej strony, zranienie, tłumaczysz sobie tym, że nikt nie jest idealny. Nie jesteś w stanie odpuścić. Wiesz, że musisz być przy tej osoby, bo inaczej jakaś część ciebie umrze. Obierasz to sobie jako cel i każdy, kto spróbuje zmienić twoje zdanie spotyka się z wyzwiskami. - parsknął śmiechem, przypominając sobie jego rozmowę z Jade, kiedy Perrie nie było. Cóż, do delikatnych ona nie należała. -Miłość jest tylko słowem, póki nie spotka się wyjątkowej osoby. - dodał i mocniej ją przytulił. Spojrzała w jego oczy, a on w jej niebieskich zobaczył łzy. -Miłość była tylko słowem, dopóki nie spotkałem ciebie.* - wyszeptał, po czym musnął jej wargi swoimi. 

-Myślę, że... myślę, że zrozumiałam. - odezwała się, zszokowana wyznaniem chłopaka. -Ale... skąd wiesz tyle na ten temat? 

-Moi rodzice bardzo się kochają. Po prostu... zawsze, kiedy na nich patrzyłem widziałem idealne małżeństwo, idealnych ludzi, stworzonych tylko dla siebie. - wytłumaczył, wzruszając lekko ramionami. Perrie podniosła się lekko, po czym przewróciła się na brzuch, podpierając łokcie na miękkiej poduszce. Zayn natomiast przewrócił się na bok, obserwując jej twarz, na którą padało światło księżyca. Blond kosmyki były zmierzwione, ale to tylko dodawało jej uroku. 

-Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły... 

-Dlaczego miałbym być, kochanie? 

Kolejne stado motyli obudziło się w dole brzucha. Zawsze tak reagowała, kiedy nazywał ją kochaniem.

-Bo... bo tak jakby cię odrzuciłam. Nie chciałam tego, po prostu nie wiedziałam, jak mam się zachować. To takie dziwne usłyszeć, że ktoś cię kocha. 

-Nikt nigdy wcześniej ci tego nie powiedział? - uniósł brwi, a jego serce zakuło. 

-Nie. To znaczy... mama powtarzała mi to, jak byłam małą dziewczynką. Tata rzadko bywał w domu. - wyjaśniła, nieobecnym wzrokiem gapiąc się w ścianę. -A potem... nie miałam przyjaciół. Po... po ich śmierci zostałam sama. Wtedy uciekłam, spotkałam Jade i to całe gówno. - wręcz syknęła. -Miłość była dla mnie niczym. Wątpiłam w to, że w ogóle istnieje. Ale potem ty... - zatrzymała się, nie będąc pewną, czy jest gotowa. 

-Tak? - mruknął, a ona odwróciła głowę w jego stronę. Błękit jej tęczówek znów go oczarował.

-Ty sprawiłeś, że odzyskałam wiarę w wiele rzeczy. Jakby ktoś, kilka miesięcy temu powiedział mi, że będę teraz leżeć tutaj, z tobą, rozmawiając o miłości, wyśmiałabym go. - pokręciła głową, uśmiechając się bez humoru. -Jesteś jak światło dla mnie. Rozświetlasz mi drogę. Jesteś jakby wyzwaniem - wiem, że żeby w pełni cię mieć, muszę się trochę postarać. I myślę... myślę, że ja również coś do ciebie czuję. 

Słuchał jej bardzo uważnie, nie śmiał przerywać. Ale z każdym jej słowem widział, czuł i słyszał, jak mądrą i inteligentną kobietą jest. Może nie ukazała siebie jeszcze w całej okazałości. Może popełniła kilka błędów. Może miała kiepską przeszłość. Ale kogo to obchodziło? Kochał ją i zamierzał być z nią tak długo, jak będzie tego chciała. 


*cytaty z internetu, do których dodałam coś od siebie


kolejna, dosyć długa, przerwa. no cóż, nie ukrywam że nie miałam ostatnio ani chęci, ani ochoty, żeby tutaj zaglądnąć. dziś znalazłam trochę czasu i postanowiłam, że opublikuję następny rozdział.

prawda jest taka, że zostały tylko 2 rozdziały i epilog i przyznam się, że zastanawiam się, czy jest sens publikować dalej, skoro i tak nikt nie czyta :) dajcie znać co o tym myślicie x

czekam na opinie, całuję - @lmixft1d




Guardian Angel |Zerrie| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz