【𝟏𝟏.】Paryż

865 64 15
                                    

- Paryż? Ale jak to Paryż?! - obruszyła się Emilia, po czym zaczęła krążyć nerwowo wokół gabinetu swojego narzeczonego - Tezeuszu, w przyszłą sobotę jest nasz ślub! Nie możesz teraz tak po prostu wyjechać!

- No przecież wrócę do przyszłej soboty - wywrócił oczami mężczyzna i zamknął z głośnym trzaskiem jedną z szuflad swojego biurka - To tylko kilka dni. Jesteśmy na tropie Grindelwalda.

- Chcesz dać się zabić na kilka dni przed ślubem?! - wściekła się dziewczyna - To już mógłbyś chociaż po, żeby zabezpieczyć mnie finansowo, bo ja z nikim innym się już na pewno nie pobiorę - wypaliła cała czerwona po twarzy.

- Dlaczego ty zawsze zakładasz najgorsze, Emilio? Nie dam się przecież zabić - Tezeusz wstał od biurka.

- Wszyscy tak zawsze uważają - pociągnęła nosem jego narzeczona, a on podszedł do niej, lecz Emilia odsunęła się jak oparzona i odwróciła wzrok.

- Proszę cię, najdroższa... - wyciągnął dłoń w jej kierunku.

- Nie nazywaj mnie tak - pokręciła głową Emilia - Nie obchodzą cię wcale moje uczucia.

- Nie manipuluj mną w ten sposób - zmarszczył czoło Tezeusz i złapał ją za nadgarstek, by przyciągnąć do siebie, a ona w końcu przeniosła na niego swój wzrok - Kiedy składam obietnicę, że wrócę, oznacza to, że wrócę. Ja nie łamię nigdy danego raz słowa - zapewnił.

- Ja tego nie zniosę, Tezeuszu... Tego życia z tobą... Ciągłego strachu... - wyjaśniła roztrzęsiona Emilia - A najgorsze w tym wszystkim jest to, że teraz, nawet gdybym odeszła, jest dla mnie już za późno i wciąż będę się o ciebie martwiła, bo pokochałam cię, chociaż tak bardzo nie chciałam... Tak bardzo nie chciałam!

- Aż taka byłaś uparta, żeby udowodnić swoim rodzicom, iż byli w błędzie zmuszając cię do małżeństwa ze mną? - zapytał mężczyzna.

- Nie, nie w tym rzecz! Miłość boli, Tezeuszu. Rani i opuszcza, zawsze... Nie chciałam jej, nie chciałam! A ty wszystko zniszczyłeś...! - zaniosła się znów płaczem dziewczyna.

- Emilio... - pokręcił głową mężczyzna, po czym wtulił ją w siebie, a ona przycisnęła swoją zapłakaną twarz do jego piersi - Przyrzekam ci, tu i teraz, że nigdy, przenigdy, żadna krzywda nie spotka cię ze strony mojej osoby, a i krzywdę ze strony innych osób będę starał się minimalizować na tyle, na ile będę potrafił. I temu właśnie poświęcę całą resztę swojego życia u twojego boku - wyszeptał jej do ucha Tezeusz, a ona zachłysnęła się powietrzem i podniosła zdziwiony wzrok.

Nigdy nie spodziewała się usłyszeć od nikogo równie pięknego wyznania. Było zupełnie jak w książkach o miłości, a może nawet jeszcze piękniej. Emilia uśmiechnęła się słodko pomimo łez wciąż cieknących po jej policzkach.

- Tezeuszu... - pogłaskała go delikatnie po twarzy - Proszę, uważaj na siebie. Tak bardzo boję się o ciebie...

- Muszę wrócić, czyż nie? Mam tutaj zobowiązania - uśmiechnął się jej narzeczony - A teraz wybacz, musimy się już zbierać.

- Och, skoro już musisz... - zarumieniła się dziewczyna i zrobiła krok do tyłu.

- Ale chyba o czymś jeszcze zapomniałem, prawda? - zapytał i nachylił się nad nią.

Emilia rozwarła swoje usta, a on ją pocałował. Z początku robił to delikatnie, by później stać się coraz bardziej łapczywym i chciwym, aż do momentu, w którym oboje stracili powietrze w płucach i musieli się już puścić.

- Nie powinniśmy tak sam na sam... - zaczerwienił się nieco Tezeusz.

- Już nie udawaj takiego przyzwoitego. Śmiem wątpić, że nie całowałeś swoich byłych narzeczonych! - zaśmiała się w końcu Emilia - Zbyt dobry w tym jesteś.

Kryzysowy Narzeczony ● Tezeusz ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz