Markus Eisenbichler x Richard Freitag

260 17 0
                                    

Piosenka w mediach zainspirowała mnie do takiego właśnie shocika. enjoy x 
----------------------------------------------------------------------------------


 Markusi Richard uchodzili za nierozerwalny duet, za coś co cementowało kadrę niemiecką w skokach narciarskich. Byli niczym dżem i masło orzechowe, jak Kamil z Peterem, jak Kraftboeck czy Lellinger – duet nie do złamania. Prawie wszystko robili razem: od treningów poprzez imprezowanie, kończąc na drużynówkach. Mogli na siebie liczyć w każdej sytuacji. Nawet takiej, gdy jednemu z nich waliło się życie prywatne, to drugi z nich leciał z pomocą i słowem pocieszenia. Nic dziwnego, że z ich zażyłości zrodziły się plotki, że są razem, mimo, że wielokrotnie zaprzeczali i zapewniali, że są tylko i wyłącznie przyjaciółmi. Cały skoczny świat aż huczał od podejrzeń, że dwójkę niemieckich zawodników łączy coś więcej niż przyjaźń. Freitag z Eisenbichlerem ignorowali te doniesienia, skupiając się na swoich karierach i umacnianiu przyjaźni. Przecież nie poszukiwali miłości na siłę. Bo po co? Miłość traktowali jak przeżytek. Wielokrotnie się sparzyli, więc po co powtarzać te same błędy?
Mijały dni, tygodnie, miesiące. Sezon po sezonie. Nadszedł spadek formy dla Richarda, który nie mogąc poradzić sobie z niemocą, frustrował się coraz bardziej i odsuwał od drużyny, która bezsilnie patrzyła jak sławny Rysiu Piątek powoli się stacza. Patrzył na to również Markus, dla którego upadek przyjaciela bolał chyba jeszcze bardziej niż samego wąsiastego. Nie mógł pozwolić, aby ten całkowicie się stoczył.
- Rysiek, opanuj się. To już twój trzeci numer w tym tygodniu. Jak tak dalej pójdzie to trener wyrzuci cię z drużyny. - Markus przytrzymywał słaniającego się na nogach Richarda, który jedynie się pijacko roześmiał, patrząc się mu prosto w twarz.
- Jak wcześniej razem piliśmy to jakoś mu tonie przeszkadzało.
- Bo nie piliśmy na umór! A ty zdaje się, że tracisz kontrolę nad tym co robisz! - Eisenbichler podprowadził go pod pokój, w którym byli zameldowani. Przez chwilę mocował się z własną kieszenią, by wyjąć z niej klucz, jednocześnie podtrzymując pijanego Richarda. Na szczęście trener nie zdołał ich złapać, bo byłby niezły przypał. Po wyjęciu klucza, otworzył drzwi, wtaczając się do środka. Markus w duchu zanotował, żeby podziękować Andreasowi i Stephanowi, którzy odwrócili uwagę trenera od ich osób. Wisiał im piwo albo kilka kolejek wódki. Po zamknięciu drzwi mężczyźni podeszli do łóżka, na którym po chwili wylądował Richard. Na twarzy pojawił się leniwy uśmiech.
- Rozbierzesz mnie, Marki? - Eisenbichler patrzył na niego przez chwilę, walcząc sam ze sobą. Jednocześnie chciał mu przywalić w japę, jak i wycałować oraz wyściskać. Przygryzł wargę. Ich przyjaźń, przynajmniej z jego strony niebezpiecznie zbliżała się ku zauroczeniu. Skoczek bał się swoich uczuć, które czuł do swojego najlepszego kolegi. To nie powinno tak być.- No Markiii, nooo. Ja jakoś sam nie potrafię. - zajęczał Richard, marudnie marszcząc brwi.
- No już, już. Tylko ze mną współpracuj, jełopie. - wystękał, próbując wyswobodzić go z kurtki. Richard jedynie coś mruknął pod nosem, wiercąc się na łóżku. Po kilkunastu minutach mocowania się z wierzchnią częścią garderoby mężczyzny, Markus uklęknął przed nim, rozwiązując i ściągając buty. Rzucił je w kąt pomieszczenia.
- Jeszcze dżinsy i sweter. Nie będziesz w nich spał. - czarnowłosy westchnął ciężko, widząc w jakim stanie jest Richard. Ten mamrotał coś pod nosem o niespełnionej miłości i przystojnych brunetach. Markus wolał nie wiedzieć co mu się działo w głowie.
-Mmm, Marki, może ty też się rozbierzesz i się zabawimy? -wymruczał głośniej Richard, próbując podnieść się do pozycji siedzącej. Zachichotał, gdy mu się to nie udało.
- Co ty bredzisz, Richi. Ściągaj ubrania i w spanko. - Eisenbichler wywrócił oczami, ignorując motyle w brzuchu, które pojawiły się zaraz po słowach prawie nieprzytomnego Richarda. Ten nie robił sobie nic ze słów kumpla i ponownie się podniósł, przyciągając go do siebie.
- No Markiii...dobrze wiesz o co mi chodzi. I chyba wiesz co do ciebie czuję. - wymamrotał Freitag, patrząc się na przyjaciela z zaszklonymi oczami.
- Jesteś pijany, Rich. Nie wiesz co mówisz. - wyszeptał Markus, głaszcząc go po policzku.Ten wydął dolną wargę i zapowietrzył się.
- Doskonale wiem co mówię! Po alkoholu ludzie mówią prawdę, czyż nie? - oburzył się, strącając dłoń z policzka. Czarnowłosy jedynie mógł westchnąć. - Więc...
- Nie zaczynamy zdania od a więc.
-Eisei, zamknij się! Teraz ja mówię! - warknął Richard, by zamilknąć, jakby rozmyślając o tym co ma powiedzieć. - Co ja to chciałem powiedzieć? Aaa już wiem. Kocham cię, Marki. - swoją wypowiedź zakończył chyba najbardziej uroczym uśmiechem na świecie. Przynajmniej w przekonaniu Markusa.
- Ja ciebie też, Rysiu. Ja ciebie też. A teraz chodź spać, bo jutro znowu skacowany się obudzisz.
- A będziesz ze mną spał? - spytał cichutko Freitag, kładąc się już mniej ślamazarnie na posłaniu.
-Richi, ja...- to nie był dobry pomysł. Sama świadomość, że przyjaciel (?) byłby tak blisko niego wystarczająco go dobijała. Nie chciałby zrobić czegoś, czego Richard by nie chciał.
-Proszęęęę. - nie mógł odmówić oczom jak kota ze Shreka oraz uroczemu uśmiechowi.
- No dobra, posuń się. - Richi wydał z siebie radosny okrzyk, po czym przesunął się, robiąc miejsce Markusowi, który przykrył ich obu kołdrą. Freitag momentalnie sięw niego wtulił, ziewając szeroko. - Kocham cię, Marki. Tak bardzo bardzo. - Eisenbichler objął go mocniej, całując go w czoło. Ranem Richard oprzytomnieje i zda sobie sprawę w jakie bagno się wplątał. Ale teraz Markus wolał o tym nie myśleć. Pragnął cieszyć się chwilą, gdy trzymał skarb w swoich ramionach.
Reszta mogła poczekać.

oddawaj moje narty! | skoczne one shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz