3.

44 0 0
                                    

W końcu jednak zasnęłam. Obudziłam się o godzinie 10 i usłyszałam kogoś w domu. Bałam się że mógł być to ten tajemniczy mężczyzna. Bo przecież zamknęłam wszystko co było możliwe. Wyjrzałam zza drzwi i moim oczom ukazały się wyważone drzwi leżące na ziemi. Wzięłam scyzoryk który leżał na kaloryferze i po cichu udałam się w dalsze części mieszkania. Szlam wąskim korytarzem między kuchnią, a jadalnią gdy przed oczami zauważyłam mocny błysk i na chwile stracił wzrok. Słyszałam szumy i krzyki. Słyszałam przeładowanie broni. Leżałam na ziemi i trzymałam się za oczy by odzyskać wzrok. Spojrzałam lekko w górę i zauważyłam uzbrojonego mężczyznę. Nawet kilku. Mierzyli do mnie jakimiś  karabinami. Na piersi mężczyzn zauważyłam napis ,,policja „.
-Pani Laura Chapter?- odezwał się gość prze de mną
-Tak to ja, mogę się kurwa dowiedzieć co tu się dzieje?!- wrzasnęłam, starając się jakoś bronić.
-oczywiście, wstań proszę i usiądźmy- powiedział już łagodnym głosem.
-Czy to jest twój ojciec ?- pokazał mi zdjęcie mojego ojca. Może właśnie życie się do mnie uśmiechnęło i w końcu mój porąbany ojciec pójdzie siedzieć.
-tak, to on. Coś się stało?- zapytałam udając troskę. Tak naprawdę chuja on mnie obchodził.
-został zamordowany. Problem pojawia się gdyż jesteś główną podejrzaną a w dodatku nieletnią. Wiemy o wszystkich gwałtach i znęcania się nad tobą. Musisz pojechać z nami.-powiedział i wstał chcąc mnie zakuć.
Byłam przerażona. Wszystko się działo tak szybko, a zarazem wolno. Nie wiedziałam totalnie co się dzieje. Wsadzili mnie do radiowozu. Oglądałam Seattle przez zakratowane szyby. Łzy zaczęły mi cieknąć.

Dojechaliśmy do aresztu. Powiedziano mi ze mogę skontaktować się z prawnikiem, ale nie miałam na niego pieniędzy. Dostałam ubranie na zmianę i jedzenie. Siedziałam w zimnej klozetce, przykryta kocem. Co jakiś czas słyszałam czyjeś krzyki.
Po jakiejś godzinie/ dwóch- sama nie wiem, czas płynął bardzo powoli. Przyszedł celnik poinformować mnie że wychodzę.
-przepraszam, ale jak to nagle wychodzę? Dopiero co mnie tu przywieziono.- zapytałam grzecznie gdyż wydawało mi się to dziwne.
-tak, twój brat zapłacił kaucje za ciebie więc jesteś wolna- odpowiedział z uśmiechem i podał mi moje rzeczy. Ale kurwa mać, jaki brat?! Wyszłam z zakładu karnego i zaczęłam schodzić po schodach gdy za swoimi plecami usłyszałam głos.
-Liczyłbym na jakieś podziękowanie- stał mężczyzna ubrany w czarny garnitur z czarnymi okularami na nosie. Był to ten sam mężczyzna z Ferrari spod mojej szkoły.
-dziękuje...- odpowiedziałam cicho nie patrząc się na niego. Bałam się tego człowieka.
-spójrz na mnie!- podniósł delikatnie głos który brzmiał naprawdę seksownie, ale zarazem ostro. Podniosłam lekko wzrok by na niego spojrzeć. Był naprawdę wysoki. Miał jakieś 190 cm jak nic. Podszedł do mnie wolnym krokiem i nachylił się opierając swoje wielkie dłonie na mojej tali. Zadrżałam gdyż nie lubiłam gdy ktoś mnie dotykał po przejściach z ojcem. Szepnął mi na ucho.
-do zobaczenia- po czym odszedł.
Stałam tam tak jeszcze chwile aż się ogarnęłam i biegiem ruszyłam do domu.

Wpadłam do mieszkania i zamknęłam wszystko na klucz. Zasłoniłam rolety i sunęłam się po ścianie na podłogę, płacząc. Straciłam ojca, którego i tak nienawidziłam, a teraz pewnie będzie czekał mnie dom dziecka bo jestem nieletnia. Zajebiście! W amoku zaczęłam pakować swoje rzeczy to walizek i plecaka. Chciałam stąd uciec. Poszłam do kuchni i szybko zrobiłam sobie jedzenie i spakowałam swoje oszczędności do plecaka.Wyszłam z domu a drzwi nawet nie zamykałam na klucz gdyż uznałam że i tak już tu nie wrócę i niech się dzieje z tym mieszkaniem co chce.
Było już późno, koło godziny 19:30 a przez jesienną porę zaczynało się ściemniać. Szłam laskiem, ścieżką której nie znałam. Zgubiłam po drodze telefon więc nie mogłam sobie nawet oświetlić drogi. Jedynie mój malutki zegarek od dziadka który zmarł gdy miałam 6 lat wskazywał mi godzinę. Ostre kawałki drzew i krzewów raniły mnie, ale ignorowałam ten ból, bo w sercu miałam większy. Właśnie zostałam sama jak palec na tym świecie. Szłam tak jeszcze godzinę aż w oddali zauważyłam światło. Wiele świateł. Pobiegłam do tego miejsca a moim oczom ukazało się wielkie zamczysko. Na parkingu stały zaparkowane dwa czarne suvy i czarne Ferrari. Przed wejściem stało dwóch ochroniarzy w garniturach i z bronią przy pasie. Chciałam uciekać ale jeden z nich złapał mnie.
-Puszczaj mnie!- krzyczałam i biłam go.
Przerzucił sobie mnie przez ramię a drugi przyłożył mi chusteczkę do ust i odpłynęłam.

Mateo CastilloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz