VI

1.8K 193 145
                                    


— Nie wiem, Harry — stwierdziła z niepokojem Hermiona i ostatni raz dotknęła delikatnie jego głowy. — Powinieneś pójść do Pomfrey. Możesz zmyślić byle historyjkę, że trafił cię tłuczek.

— Samo przejdzie. I tak jest lepiej niż wczoraj. Wolałbym, żeby nie przetrzymała mnie w szpitalu.

Granger westchnęła, siadając obok Rona na łóżku.

— To nie jest byle co. Mogłeś uszkodzić czaszkę.

— Pójdę, jeśli się pogorszy — zapewnił ją i uśmiechnął się z wdzięcznością. Wychylił się po torbę z książkami. — Dzięki w każdym razie. To co, śniadanie?

Hermiona rzuciła okiem na Weasleya; żadne z nich się nie odezwało.

Spojrzał na nich nieufnie.

— Co jest?

— To trochę za daleko zaszło, Harry — powiedział Ron powściągliwie. — Może lepiej byłoby, gdybyś odpuścił sobie Malfoya.

Gryfon skrzywił się nieznacznie, hamując się przed natychmiastową odmową. Puścił pasek od torby. Jeszcze nie mieli okazji przedyskutować tego, co się wczoraj stało.

Zeszłej nocy ledwie dowlókł się do Pokoju Wspólnego. Przy każdym kroku potylica odzywała się trudnym do zniesienia bólem, a pokonanie schodów okazało się prawdziwą męczarnią. Do tego dochodziły słabe mdłości i zawroty głowy.

Rona musiała zaniepokoić go przedłużająca się nieobecność i zapewne znalazł go na Mapie Huncwotów, bo później pojawił się na korytarzu i pomógł bezpiecznie wdrapać się do dormitoriów. Posiadówka się skończyła, wszyscy Gryfoni spali jak zabici, więc przebierając się do snu, streścił mu przebieg spotkania z Malfoyem. Weasley obserwował go z troską, a chociaż Harry'ego każdy ruch męczył znacznie niż powinien, uspokoił go, rzucając coś o tym, że po prostu głupio zmieszał piwo kremowe z tym mugolskim od Deana. Mimo że to pewnie w ogóle nie miało znaczenia.

Rudzielec najwidoczniej mu nie uwierzył, bo obudził go dopiero, kiedy reszta kolegów wyszła do Wielkiej Sali, a w dormitorium pojawiła się Hermiona – żądając, żeby dał się obejrzeć. Wypytała go przy tym o samopoczucie, ale ostatecznie nie potrafiła stwierdzić, co jest przyczyną osłabienia.

Popatrzył w zamyśleniu na swoje dłonie, a potem szybko odwrócił wzrok, żeby nie ściągnąć ich uwagi do obitych knykci. I tak już ich zmartwił.

— Nie wiem — odparł. — Z jednej strony Malfoy pewnie mógłby zrobić coś gorszego niż tylko mnie postraszyć, jeśli będzie widział, że dalej go obserwuję. Z drugiej, może naprawdę ma jakieś plany i w ten sposób chce mnie zniechęcić, bo się boi. Byłoby głupio zrezygnować, a potem obudzić się, kiedy zrobi komuś krzywdę.

— Tobie zrobił krzywdę — wytknął Weasley. — A to, że dał radę cię rozbroić niepokoi mnie najbardziej.

Zacisnął zęby.

— To był głupi błąd. Zapomniałem się. Mówiłem ci, że te piwa dobrze na mnie nie podziałały.

— Harry, naprawdę jesteś przekonany, że Malfoy siedzi w tym wszystkim? — odezwała się Hermiona łagodnie.

— Przecież właśnie tego próbuję się dowiedzieć.

— Nie o to mi chodzi. Czy wydaje ci się, że on chciałby mieć cokolwiek wspólnego z Voldemortem, Śmierciożercami albo lewymi interesami Lucjusza? Przeżył piekło. A to, co powiedział wczoraj pasuje do takiej wersji.

— Nie sądzę, żeby sam z siebie na to poszedł. Ale nie możemy mieć pewności tylko na takim przeczuciu, bo jeśli...

— Więc nie możesz mieć pewności, że jest w to zamieszany, skoro też polegasz tylko na przeczuciu.

Zasady kłamstwa | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz