XXIII

1.5K 170 172
                                    

Harry w otępieniu słuchał żarliwej dyskusji Zakonu o tym, co należało teraz zrobić: przy czym zachować największą ostrożność, w jaki sposób zapobiec potencjalnemu ryzyku. Kingsley mówił o skontaktowaniu się z Robardsem i podjęciu ostatecznej decyzji o postawieniu ochrony wokół Hogwartu. W głosach słyszał zdenerwowanie i gorycz.

W głowie jak zepsute nagranie brzmiał mu zachrypnięty głos Malfoya z wczorajszej nocy, kiedy zwrócił się do niego po imieniu; wracał strach w jego oczach, gdy tłumaczył mu, że musi porozmawiać z matką. Widział go wtedy na skraju paniki, był tego pewien. Po takiej ilości veritaserum i przemocy fizycznej nie mógłby udawać. Nie wątpił w to, tak samo jak nie wątpił w bezbrzeżną ulgę, którą dostrzegł po zakończeniu procesu, jeszcze w maju.

Nauczył się, żeby przemyśleć wszystko zanim zacznie działać i nauczył się też opierać na sprawdzonych informacjach, a nie swojej intuicji – tym razem jednak obie te części gwałtownie protestowały. Draco nie kłamał o swoich obawach o Narcyzę, nie fałszował też histerycznego strachu przed Azkabanem.

Co w żaden sposób nie przeczyło, że mógłby kogoś zabić, ale z pewnością sugerowało, że przynajmniej nie zrobiłby tego z własnej woli. Być może próbował mu coś przekazać, kiedy mówił, że Lucjusz i Śmierciożercy nie mieli na celu jego. Być może usiłowali go do czegoś zmusić, a Malfoy odmawiał i to miała być zemsta.

Zresztą, nie, po prostu nie. Harry nie wierzył, żeby Draco zamordował tego aurora. Znał go od siedmiu lat, ostatnio tylko lepiej, obserwował w tak wielu różnych okolicznościach. Części układanki w tej wersji wydarzeń nie kleiły się do siebie.

— Co z teorią Malfoya o Lucjuszu? — wyrwał się i podniósł wzrok; Zakon urwał rozmowę, McGonagall omiotła go rozdrażnionym spojrzeniem. — Jeśli Śmierciożercy wcześniej złapali cały ten oddział aurorów, to zrobili dokładnie to samo co z jego ojcem. Podłożyli ciało, żeby Draco podpadł Ministerstwu i nawet nam.

Nikt się nie odezwał, Ron i Hermiona ani drgnęli.

— Przesłuchiwali go tyle razy — ciągnął przez zaciśnięte gardło. — Nie wytrzymałby po czterech dawkach veritaserum i jeśli Cerberus właściwie go torturował. Jeśli się nie przyznał, to nie może być winny. I jak miałby oszukać przysięgę prawdomówności?

— Nie zdajesz sobie sprawy, jak wiele ludzi zrobią, żeby pozostać na wolności — odparł Artur. — Poza tym nie wyobrażam sobie, żeby garstka Śmierciożerców miała obezwładnić grupę najlepszych aurorów. Świadek w sprawie Lucjusza przesądził sprawę, zeznania były wielokrotnie sprawdzane. Może chodziło właśnie o to, żeby Draco dowiedział się jakich metod używamy, żeby go szukać, a dzięki tym informacjom będą mogli tylko lepiej się ukrywać.

— To wszystko mogło zostać spreparowane — zaprotestował, z trudem wytrzymując spojrzenia całego Zakonu. — Śmierciożercy na nim też chcieliby się mścić.

— Jeśli tego nie zrobił, to dlaczego uciekł? — wytknął Kingsley.

Harry'emu głos odmówił współpracy. Zamilkł bezradnie. Serce waliło mu w piersi, myśli prześcigały się wzajemnie.

Nic z tego nie miało sensu, absolutnie nic.

— Malfoy mógł uznać, że Ministerstwo nie będzie zważać na nic i uzna go za winnego — podjęła McGonagall. — Ale nie musiałby znikać całkowicie. Czy nie wystarczyłoby, gdyby zostawił Zakonowi wiadomość, że planuje coś takiego? Już wcześniej oferował się, żeby przeszukiwać mu pamięć. Jeśli naprawdę zależałoby mu, żeby udowodnić swoją wersję, znalazłby sposób, żeby nas o tym przekonać. Ale jeśli znika, kiedy aurorzy znajdują świadka, to dał nam wyraźnie znać, że nawet nie zamierza temu zaprzeczać.

Zasady kłamstwa | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz