2.10
To się kiedyś musiało stać. Mickey'ego wywalili ze szkoły. Przynajmniej ostatniego dnia zamieniliśmy kilka zdań. No dobrze, ale jak do tego doszło?
Siedzę sobie, jak gdyby nigdy nic na pierwszej lekcji. Nagle wchodzi nauczyciel, a za nim ciągnie się Mickey. Momentalnie ścisnęło mnie w żołądku. Upuściłem długopis.
- Dzień dobry wszystkim. Macie nowego kolegę. - powiedział wskazując na bruneta. - Przenosimy Mickey'ego do niższej klasy, z powodu jego złego zachowania i słabych ocen. Mam nadzieje, że się poprawisz Milkovich. W innym wypadku wylądujesz w poprawczaku. Znowu.
- Dobra, daruj se. - mruknął Mickey, kierując się do ostatniej ławki. - Spieprzaj stąd. - powiedział do dzieciaka, siedzącego za mną. Ten momentalnie wstał i poszedł na przód. Nauczyciel zaczął lekcje. Zorientowałem się, że mój długopis nadal leży na ziemi. Schyliłem się, aby po niego sięgnąć. Niestety Mickey był szybszy i podał go sobie nogą.
Odwróciłem się do niego. - Nie wierzę, że będziesz notował.
- Oczywiście, że nie będę. - zaśmiał się i zaczął rysować na ławce dyrektora z kutasem w ustach. Podpisał swoje dzieło „Dyrcio ssij pałe". Nie mogłem powstrzymać śmiechu.
- Dobra, masz. - podał mi długopis, ale kiedy po niego sięgnąłem, zabrał go znowu. Zamachnął się i rzucił nim na koniec sali, trafiając prosto w głowę profesora. Długopis przeciął jego brew, z której zaczęła lecieć krew. Profesor złapał się za ranę.
- O kurwa, w dziesiątkę. - zaśmiał się Mickey.
- Zadbam o to, abyś już nigdy nie wrócił do tej szkoły. - nauczyciel zaczął iść szybkim krokiem w stronę bruneta. Mickey popchnął swoją ławkę, która idealnie trafiła w krocze profesora. Po czym wstał i wybiegł z sali. Cała klasa patrzyła, jak nauczyciel wije się z bólu.
- Wezwijcie dyrektora i pielęgniarkę. - wydusił.Co dziwne, ta sytuacja nie zraziła mnie do Mickey'ego. Wydawała mi się zabawna. Niestety po tej akcji napewno Mickey wyląduje w poprawczaku. Ciekawe na ile. Ale pewne jest to, że szkole już go nie zobaczę. Może go będę mógł odwiedzać? Muszę się dowiedzieć coś na ten temat od Mandy.
3.10
Dzisiaj postanowiłem wpaść do Milkovichów. Miałem nadzieje na to, że może jeszcze nie zamknęli Mickey'ego i uda mi się z nim pożegnać lub chociaż zobaczyć. W tym celu napisałem do Mandy.Ja: Hej, mam dzisiaj wolne, mogę do ciebie wpaść?
Mandy: Jasne, nawet nie musisz pytać.
Po szkole, tak jak planowałem, do nich wpadłem.
- Siema, jesteś sama? - zapytałem od razu w progu.
- Hej, jest Mickey. - odparła, zapraszając mnie do środka. - A czemu pytasz?
- A, tak z ciekawości. - wszedłem do salonu i zobaczyłem Mickey'ego rozwalonego na kanapie z piwem, oglądającego telewizje.
- O, Gallagher. - powiedział, mierząc mnie wzrokiem.
- Chcesz piwa? - zapytała się Mandy.
- Jasne. - odpowiedziałem i dosiadłem się do bruneta. - A ty nie w poprawczaku?
- Jak widać nie. - mruknął, nie odrywając wzroku od telewizora. - Nie wiem, może po mnie niedługo sami przyjdą. Rano miałem jakieś spotkanie z dyrciem i psami.
- I co powiedzieli?
- Nawet nie przyszedłem. - zaśmiał się.- A co cię to?
- A nic... - powiedziałem.
- Dobra, ja idę do siebie. - odparł i spojrzał się na mnie znacząco, unosząc brwi. Odrazu wiedziałem o co mu chodzi. Poczekałem kilka minut, rozmawiając z Mandy, po czym spytałem się: - Gdzie macie toaletę?
- Musisz przejść przez pokój Mickey'ego. Tam jest. - wskazała palcem na pierwsze drzwi od wejścia.
Wstałem, myśląc, że lepiej być nie mogło. Otworzyłem drzwi pokoju i je za sobą zamknąłem. Musieliśmy się szybko uwinąć, bez większych hałasów. Udało nam się skończyć po kilku minutach.
- Będę mógł cię odwiedzać? - zapytałem cicho.
- Jak chcesz, ale pewnie nie dostanę dużo. Teraz już spieprzaj Gallagher.
Uśmiechnąłem się, po czym skierowałem się do drzwi. Ale się zawahałem.
- Napiszesz do mnie ile dostałeś? - odwróciłem się do niego.
- Nie mam cię w kontaktach.
- A chcesz mieć?
- Ja pierdole... dobra to podaj numer. - powiedział, wyciągając telefon.
Zrobiłem to co kazał.
- Napiszę, jak będę coś wiedział. - odparł.
- Ok, dzięki. - powiedziałem zadowolony i wyszedłem.Czy nasza relacja wskoczyła na wyższy poziom? Wymienienie się telefonami to chyba już coś znaczy, co nie?
Albo po prostu zgodził się, żebym już poszedł i dał mu spokój. No trudno, przynajmniej mam to, co chciałem.3.10 ciąg dalszy
Mickey do mnie napisał!Mick: Hej Gallagher, dostałem trzy miesiące.
Ja: To nie jest źle. Kiedy cię zamykają?
Mick: Jutro mam jechać.
Ja: Dobra, spróbuje cię odwiedzić.
Na to już nie odpisał. Może poszedł spać? Nie wiem, ale najważniejsze jest to, że w ogóle napisał.
Kiedy z nim pisałem to aż musiałem wstać.
- A tobie co? - zapytał mnie Lip.
- A nic...
- Z kim piszesz?
- No z nikim. - wyszedłem z pokoju. Nie miałem ochoty gadać o tym z bratem.4.10
Moja pierwsza myśl rano: „Muszę się z nim spotkać." Pracowałem dzisiaj od rana, dlatego pomyślałem, że przed otwarciem sklepu Mickey może wpaść.
Zebrałem się na odwagę i do niego napisałem.Ja: Chcesz się spotkać w sklepie przed otwarciem?
Mick: O której?
Ja: Otwieramy o 7:00. Możesz przyjść za piętnaście.
Mick: Będę.
Na szczęście dzisiaj to ja otwierałem sklep, dlatego mogłem przyjść wcześniej. Byłem już w pół do. Za dwadzieścia usłyszałem otwieranie drzwi. Przyszedł Mickey i od razu skierował się na zaplecze.
- No chodź. - odezwał się.
Miałem nadzieje, że uda nam się pogadać i wyjaśnić co tak właściwie jest między nami. Ale on myślał tylko o jednym. Oczywiście seks mi bardzo pasował, ale jednak chciałbym czegoś więcej.
Kiedy skończyliśmy, przysunąłem się do niego, aby go wreszcie pocałować.
- Co jest kurwa? - odsunął się.
- No co, myślałem że... - zacząłem.
- To źle myślałeś. - przerwał mi zdecydowanie. - Muszę już spadać.
I już go nie było. Nawet się nie pożegnaliśmy.
Ale o co mu chodzi? Pieprzenie tak ale całowanie nie? Co to za logika? Nie rozumiem...