1. Pan White.

2.6K 163 36
                                    

-------- 21 lipca 1988 roku --------

   Harry ze zdziwieniem przyjął nowe wieści, które miało dla niego wujostwo. Jak to wujek Vernon ujął, "nie mieli już funduszy by go utrzymywać, więc postanowili wysłać go do sierocińca".  Niestety chłopiec nie mógł już protestować, ponieważ wszystkie formalności zostały załatwione a jedynym co zostało, to dostarczenie go na miejsce. Chłopiec wziął więc ze sobą to co było dla niego jakkolwiek istotne i ruszył w drogę do sierocińca z niezwykle szczęśliwym wujem. 

  Jeszcze nigdy nie widział go aż tak zadowolonego. Zastanawiał się, czy aż tak naprzykrzał się wujostwu. Nie sądził jednak, by była to prawda. Zawsze we wszystkim pomagał i wykonywał powierzone mu zadania. Tylko kilka razy nie wyrobił się z listą zadań, więc raczej nie był balastem. Nie chciał jednak wnikać w logikę wuja i ciotki, która była bardzo... niejasna i nieprzejrzysta. Jego koledzy z klasy oraz nauczycielki mieli prostszy system wartości, który chłopak mógł określi po kilku dniach. W przypadku wujostwa po ponad siedmiu latach nie rozumiał ich w ogóle. Po prostu robił to co mu kazali i nie wnikał.

- To tutaj. Wyłaź. - Harry'ego nie zraził szorstki ton głosu wuja. Wiedział, że ten jest w dobrym humorze i z wielkim trudem jest dla niego szorstki. 

  Chłopiec wyszedł z samochodu łapiąc w ręce mały nieco stary plecak Dudleya i założył go na ramię. Miał tam wszystko czego potrzebował, czyli niewiele. Jego wzrok utkwił w wielkim budynku, który z pewnością był sierocińcem, o którym mówili mu wcześniej. Budynek wyglądał potężnie, był pomalowany na żółto, jednak farba już nieco wyblakła a miejscami kompletnie poszarzała. Okien było dużo, jednak większość z nich miała zdobione szyby, przez co zobaczenie przez nie czegoś było niemal niemożliwe. Mimo to budynek nie wyglądał źle. Szczególnie kwiaty i krzewy, które rosły w jego okolicy. Wydawały się zadbane i sprawiały bardzo dobre wrażenie.

  Po kilku sekundach duże dwuskrzydłowe drzwi frontowe otworzyły się a z wnętrza budynku wyłoniła się kobieta ubrana w lekką sukienkę. Wyglądała na nie więcej jak trzydzieści lat. Kierowała się do nich szybkim krokiem a jej wzrok od razu zatrzymał się na białowłosym. Kobieta uniosła zdziwiona brwi aż w końcu stanęła przed Vernon'em i odezwała się.

- Jak rozumiem to jest Harry.

- Owszem. Bierzcie go i dajcie mi spokój. Mam dużo pracy - warknął mężczyzna i bez słowa pożegnania wrócił do swojego auta, który szybko odjechał. Gdy zniknął za zakrętem kobieta głośno prychnęła.

- Co za buc - wycedziła i spojrzała na Harry'ego, który spoglądał na nią wyczekując na jakieś wytyczne. Jego pusty wzrok przez chwilę zamroził kobietę, jednak po kilku chwilach odzyskała ona władzę nad własnym ciałem i postanowiła zagada do białowłosego. - Witaj Harry. Nazywam się Jessie Preston i będę jedną z twoich opiekunek - oznajmiła a po chwili zaśmiała się nerwowo, gdy chłopiec nie reagował na jej słowa. Dopiero wtedy Harry zauważył, że nie zachował się zbyt kulturalnie.

-  Miło panią pozna, proszę pani - powiedział z lekkim opóźnieniem i lekko skinął jej głową. - Mnie pani już zna, więc czy możemy już iść? - dodał po namyśle.

- Oczywiście. Choć za mną - rzuciła przez ramię, gdy tylko ruszyła w stronę wejścia. 

   Kilka minut później Harry siedział przed zarządcą sierocińca, którym okazał się starszy mężczyzna, po pięćdziesiątce. Może nawet po sześćdziesiątce. Tak czy inaczej pani Preston zostawiła go sam na sam z mężczyzną. Według jej poprzednich słów każde dziecko powyżej siedmiu lat, które pojawiało się w sierocińcu rozmawiało z nim na temat reguł i ograniczeń, jakie obowiązują na terenie całego ośrodka.

Pustka | Harry Potter  -Zakończona-Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz