Riley
- Podaj mąkę. - Sięgnęłam do górnej szafki, lecz była za wysoko. Weszłam więc na blat i wtedy dostarczyłam mamie pożądany obiekt. Ciężka papierowa torba była lekko otwarta przez co trochę zawartości zostało mi na dłoniach. - Mówiłam, żebyś nie chodziła po szafkach. - Usłyszałm przy uchu głos kobiety. Odwróciłam się do niej. Właśnie trafiała pustym opakowaniem do kosza na śmieci.
- Mamuś po tobie jestem taka niska nie miej pretensji, muszę sobie jakoś radzić. - Uśmiechnęłam się przebiegle. Moja mama rzeczywiście nie należała do wysokich osób. Nie była jednak niska dlatego uniósła na mnie brwi i prychnęła prześmiewczo.
- Ja niska, co też ona wymyśla, jestem wyższa od salowej na naszym oddziale. - Mruczy mama pod nosem, a ja wybucham śmiechem.
.....
Przejechałam ręka po miękkim materiale. Sukienka, którą dostałam niedawno od mamy była jej najlepszą kreacją na potańcówki w jej czasach jak to określiła. Gdy z niej wyrosła czekała, aż jej dziecko będzie mogło ją nosić. To było dla niej ważne więc obchodzę się z nią jak z jajkiem. Jest też bardzo ładna, ale ja nie noszę sukienek. Nigdy nie należałam do tego dziewczęcego grona szkoły. Wolałam spodnie, jednak nie chciałam robić przykrości rodzicom. Tym bardziej, że ciuch wcale nie był taki zły. Była przyjemna w dotyku. Długa do połowy ud z dość szerokim dekoldem i rękawkami. Cała błękitna z czarnymi koronkowymi dodatkami. Zapinana na guziki. Nadal trochę za duża przez co odrobinę na mnie wisiała. Westchnęłam wkładając we włosy czarną opaskę. Dobra Riley weź się w garść! Carter to tylko chłopak, a oni są na poziomie nawozu.
.....
Czułam się dość niezręcznie idąc przez ulicę razem z elegancko ubranymi i roześmianymi rodzicami dodatkowo z zapakowanym ciastem w rękach. Gdy stanęliśmy pod drzwiami miałam złe przeczucie. Wiedziałam, że ten wieczór nie skączy się dobrze.
- Dobry wieczór. - Z transu myśli wybudził mnie przemiły głos mamy Leo i jej szeroki uśmiech. Zaprosiła nam do środka. Szła o kulach, ale nadal miała dobry humor.
- Dobry wieczór. - Powtórzyłam za rodzicami, a po chwili usłyszałam dziwnie miękki ton Leo. Brzmiał na zdenerwowanego i wcale mu się nie dziwiłam. Gdy przekroczyliśmy próg jadalni po ściągnięciu kurtek i butów zobaczyłam go kładącego na stole jedno z pełnych naczyń. Miał zieloną koszulę i czarne dżinsy. Natomiast jego stopy były gołe. Zaśmiałam się w myślach. Czarne włosy kręciły mu się bardziej niż dziś w szkole i lekko opadały na czoło. Nawet nie zdałam sobie sprawy, że się uśmiecham. Dopóki jego wzrok nie spoczął na mnie. Wtedy też zauważyłam jego nos. Wyglądał jeszcze gorzej niż po uderzeniu Lili. Zmieniłam wyraz twarzy na pokerowy i usiadłam koło rodziców niestety naprzeciwko jego. Nie było innej możliwości.
- Jak noga? - Pyta moja mama.
- Dobrze. Na pewno o wiele lepiej niż rano. - Odpowiada Pani Carter uśmiechając się. Leo marszczy brwi i patrzy na nią. Potem jego wzrok znów kieruję się na mnie.
- Cześć Riley. - Mówi i podnosi kąciki ust gdy moi rodzice patrzą na niego. Potem każdy spogląda na mnie.
- Cześć. - Odzywam się cicho i sztucznie uśmiecham.
- Riley jest naprawdę przemiła. Leo nie ma tu jeszcze żadnych znajomych, ale widzę, że dobrze się tu czuje. Jeszcze żadna dziewczyna nie widziała go w tej dziecięcej piżamie. - Ostatnie zdanie kieruję do moich rodziców mówiąc trochę ciszej.
- Mamo. - Komentuje Leo szorstkim głosem. Patrzę na nasze chichoczące mamy i Grega, który zaskoczony, a potem wściekły patrzy na Leo. Chłopak przełyka ślinę i uśmiecha się niezręcznie. Jego policzki pokrywa czerwień, moje zresztą też. Czuję jak palą. Większość kolacji przebiega podobnie z tym, że Greg również włącza się do konwersacji co nie przeszkadza mu posyłać Leo ostrzegawczych spojrzeć. Ja i mój sąsiad milczymy zerkając na siebie. Poteh zdrowszej części przychodzi czas na ciasto, które nie mam pojęcia gdzie się podziało gdy mama je odemnie wzięła. Leo poproszony przez Panią Carter idze po nie do kuchni. Okrągły wypiek zostaje pochłonięty natychmiastowo. Greg, Leo i ja zjedliśmy chyba najwięcej.
- Leo może pokażesz Riley w końcu swój pokój? - Pyta jego mama. Natychmiast zalewa mnie rumieniec.
- No tak, jasne. - Stwierdza równie zakłopotany i podnosi się w tym samym momencie co ja i prowadzi mnie po schodach na piętro. Ostatni raz uśmiecham się sztuczne gdy nas widzą i zmieniam minę na pokerową gdy odwraca się do mnie Leo u szczytu schodów i odzywa pierwszy.
- Powiesz mi wreszcie dlaczego się tak zachowujesz? - Pyta z zaciętą miną.
- Nie. - Odpowiadam urażona i wymijam go. Słyszę, że idze za mną, ale ja sama nie wiem gdzie idę. Zatrzymuje się gdy mam do wyboru troje drzwi. Leo otwiera jedne z nich i przepuszcza mnie w przejściu. Siadam na jego łóżku. On siada obok.
- W końcu będziesz musiał mi powiedzieć. Nasze mamy widocznie się polubiły. - Mówi uśmiechając się zwycięsko. Ma rację, ale nie dam mu tego po mnie poznać. Poprawiam opaskę i rozglądam się po pomieszczeniu. Granatowe ściany z plakatami sportowych gwiazd koszykówki. Biała szafa, półki na książki i biórko również śnieżno białe. Zaścielone łóżko i szeroki parapet na którym leżały słuchawki i książka. Cały pokój był czysty i uporządkowany. Mój mało kiedy tak wyglądał. Westchnęłam wewnętrznie.
- Kiedy Lili zaczęła się do Ciebie mizdżyć wszystko stało się jasne. Nie musisz już udawać. - Mówię znudzony i tchire pretenshinalnym tonem patrząc na równo ułożone książki.
- Więc o to chodzi! - Wypala nagle z jeszcze szerszym uśmiechem. Wiedziałam, że będzie się nabijał.
- Tak o to. - Mówię sarkastycznie głosem, którego używa się do tłumaczenia rozmaitych rzeczy małym dzieciom.
- Jesteś zazdrosna. - Stwierdza.
- Tak geniusz... czekaj co?! Nie, nie, nie... chyba upadłeś na głowę! Niby o co mam być zazdrosna?!
- No wiesz kiedy dwóm dziewczyną podoba się jeden chłopak to zaczynają być o niego zazdrosne, bo czują, że ta druga jest dla nich konkurencją. - Zaczyna jakby to było dla mnie nie zrozumiałe.
- Nie jestem o Ciebie zazdrosna kretynie. - Ucinam sucho. - Jak chcesz to możecie się nawet nawzajem z Lili pożreć. - Dodaje choć widząc jego minę wiem, że jednak powinnam zachować drugą część dla siebie.
- Jesteś mega zazdrosna. - Droczy się Leo.
- Ty jesteś głupi czy głupi? - Pytam retorycznie. Powinnam spytać wcześniej.
CZYTASZ
Tajemniczy Mural
Random"𝒩𝒶𝓈𝓏ℯ 𝓉𝒶𝒿ℯ𝓂𝓃𝒾𝒸ℯ 𝒾 𝓉𝒶𝓀 𝓌𝓀𝓇ℴ́𝓉𝒸ℯ 𝓂𝒾𝒶ł𝓎 𝓌𝓈𝓏𝓎𝓈𝓉𝓀ℴ 𝓏𝓃𝒾𝓈𝓏𝒸𝓏𝓎𝒸́." Riley Evans i Leo Carter czyli przygnieciona ciężarem plotek, wredna dziewczyna oraz poniewierany przez wielu, ciekawski nowy sąsiad wariatki. Z pocz...