Spotkania część druga

183 11 3
                                    

*Jeff*

Siedzieliśmy razem z Benem nad rzeką i żywo ze sobą rozmawialiśmy popijając od czasu do czasu nasze napoje, zakupione wcześniej w kafejce. Było dokładnie tak, jak za starych czasów, tylko tym razem mieliśmy sobie znacznie więcej do opowiedzenia, z uwagi na to, że nie mieszkaliśmy razem, więc poza wczorajszą rozmową na Skype, nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt wiele, przez co tematy nam się nie kończyły. Wiadomo jak to czasem bywa ze starymi przyjaciółmi,  wiecie o sobie tak wiele, że codzienne 'co tam? jak tam?' są zwyczajnie nie potrzebne każdego dnia, bo dobrze wiecie, że druga osoba prawdopodobnie robi teraz albo jedną z trzech rzeczy, które najbardziej lubi, albo zajmuje się obowiązkami, ewentualnie raz do roku robi coś naprawdę intrygującego, ale wtedy sama pisze, bo nie może się doczekać aż komuś o tym wszystkim opowie. Tak więc siedzieliśmy sobie razem i snuliśmy opowieści o naszej codzienności od momentu, gdy wyprowadziłem się z rezydencji Slendera. Nie miałem ochoty tam wracać, jednak gdzieś z tyłu głowy, czasem pojawiała mi się cicha myśl, że może jednak powinienem, oraz że dużo tracę nie będąc tam z moimi przyjaciółmi, a jedynie siedząc całymi dniami w moim pokoju w środku tyciego miasteczka Belmont. Ale w momencie, kiedy siedziałem sobie z Benem nad rzeką, nie zastanawiałem się nad tym, co powinienem, a czego nie. Byliśmy tylko my dwoje, zajęci rozmową i zabawnymi wspomnieniami, a także liczeniem kaczek przepływających sobie przed nami co jakiś czas. Pogoda idealnie nam dopisywała przez pierwsze półtora godziny, jednak z każdą minutą robiło się chłodniej, a ja nie chciałem ryzykować powrotu do domu w ulewie, więc w którymś momencie zdecydowałem się przerwać Benowi jego wypowiedź i poprosić o to, żebyśmy już powoli wracali.

-Wybacz, po prostu nie chcę, żebyś się przeziębił. Ja rzadko choruję, więc raczej nie mam się co martwić, ale wolałbym, żeby twój pobyt u mnie nie skończył się tym, że będziesz leżał w łóżku, kichał i smarkał przez cały czas.- powiedziałem przepraszającym tonem, a elfik tylko się uśmiechnął i pokręcił głową.

-Wiesz, że nie musisz mnie przepraszać za takie pierdoły, tak? Poza tym nie martw się o mnie, dam sobie radę, nawet jakby się rozpoczęła jakaś ogromna burza, to jakoś by nam się udało to przeżyć, a jakiś tam katarek to w ogóle nie ma dla mnie znaczenia.- machnął ręką, pokazując, jak bardzo nie przejmuje się pogodą. Ja jednak wolałem utrzymać go w zdrowiu. Naprawdę słabo by było, jakby elfik wrócił do rezydencji z grypą czy czymś podobnym. Jednak tak czy siak wstaliśmy z naszych miejsc na trawie, po czym poszliśmy tą samą ścieżką, którą tu przyszliśmy. Ja oczywiście od razu musiałem założyć maskę, bo nie miałem najmniejszej ochoty użerać się ze spojrzeniami jakiś starych bab, które twierdziłyby, że mój 'uśmiech' to makijaż na przedwczesne Halloween, a tym bardziej nie chciałem, żeby ktoś przypadkiem mnie rozpoznał i zgłosił na komendę w pobliskim, ciut większym miasteczku. Zobaczyłem kontem oka, że Ben na mnie zerka, na co odwróciłem głowę w jego stronę, co z jakiegoś powodu chyba go zakłopotało.

-Co jest? Mam coś na twarzy?- zapytałem trochę niepewnie, na co on pokręcił przecząco głową.- W takim razie o co chodzi?- patrzyłem na niego z pogodnym wyrazem twarzy, ale raczej słabo było to widać przez moją maseczkę, bo Ben nie wydawał się ani trochę ośmielony, żeby powiedzieć mi, dlaczego tak na mnie patrzył.

-A nic, tak sobie tylko spojrzałem... Zabawnie wyglądasz z tą maseczką na twarzy, wiesz? Jak taki chirurg chwilę po operacji czy coś. Nie myślałeś o kupieniu jakiejś fajniejszej? Jakiejś z motywem z anime albo jakimś wzorkiem, no nie wiem, po prostu coś trwalszego i ładniejszego, niż ten turkusowy klasyk?

-Czy ja wiem? Nie chodzi mi tu za bardzo o styl, a bardziej o to, żeby nikt nie widział tego, co mam pod maską. Nie noszę tego dla zabawy, albo z powodu smogu czy coś i dobrze o tym wiesz. Poza tym nie wiem, czy produkują maseczki z jakimiś innymi wzorami i kolorami, niż takie chirurgiczne albo te budowlane.- wzruszyłem ramionami. Nie grało dla mnie roli to, jakiego moja maska jest koloru, jedyne co się liczyło to to, żeby nie była przezroczysta, bo to by było zdecydowanie bezużyteczne w mojej sytuacji.

Mój błąd... | Ben x Jeff | CreppypastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz