Spójna całość

123 5 13
                                    


Tej nocy nie budziłem się ani razu. Bliskość Bena często potrafiła zestresować mnie do granic możliwości, barwiąc moje policzki głęboką czerwienią, jednak w tej sytuacji delikatny dotyk chłopaka sprawiał, że wszelkie moje zmartwienia chociaż na jakiś czas znikały, a ja mogłem pozwolić sobie na odpoczynek. Oboje spaliśmy do późna, zmęczeni poprzednim dniem. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem Bena, śpiącego sobie w najlepsze, zupełnie niewzruszonego faktem skopanej w róg łóżka kołdry. Elf cicho pochrapywał, sprawiając wrażenie bardzo spokojnego. Ktoś, kto go nie zna, mógłby opisać go jako bezbronnego i delikatnego, jednak byłby w błędzie, bo jestem pewien, że były to tylko pozory. Znałem go przecież nie od wczoraj, wiedziałem jak zachowuje się wśród naszych znajomych z Rezydencji, jaki jest wobec nieznajomych czy swoich ofiar. Dla mnie jednak był inny. Może i zdarzało mu się często być odrobinę czepliwym czy ciut wrednym, ale to wszystko było tylko żartami i jego specyficznym poczuciem humoru. Wobec mnie był słodki, zupełnie inny niż wobec jakichkolwiek innych kumpli. Sprawiało mi to wiele przyjemności, zauważając wyraźny kontrast między jego delikatniejszym podejściem wobec mnie, a resztą społeczeństwa. Nawet swoich najlepszych przyjaciół z Rezydencji nigdy nie traktował tak samo jak mnie. Zawsze czułem się dla niego kimś specjalnym, wyjątkowym, ciekawszym niż szary Kowalski. Znaliśmy się od wielu lat, jednak to nigdy nie stanowiło dla mnie wystarczającego powodu, żeby wyjaśnić postawę blondyna. Ben przy mnie wydawał się znacznie łagodniejszy niż normalnie. Nawet podczas swoich czasem niezbyt inteligentnych żartów, cały czas starał się uważać, żeby nie kpić z faktycznie poważnych spraw i tematów, które były dla mnie bardziej drażliwe. A jeśli kiedykolwiek mu się to zdarzało, to od razu po zauważeniu swojego błędu, dyskretnie przepraszał bądź starał się jakoś poprawić mi humor, zerkając na mnie przepraszająco. Było w tym spojrzeniu tak wiele troski, której zawsze mi brakowało. Odkąd nie miałem rodziny, często jedyną osobą okazującą mi jakiekolwiek szczere wsparcie była Rose, jednak to zdecydowanie nie było to samo, co otrzymywałem od Bena. On zawsze potrafił mnie zrozumieć, nawet jeśli nie byliśmy tacy sami i nasze myśli często biegły innymi ścieżkami. Za każdym razem kiedy poważnie z nim rozmawiałem, to jego oczy były pełne ciekawości i cierpliwości, a jego słowa pomagały mi się uspokoić, a także znaleźć w sobie wewnętrzny spokój. Ben był dla mnie niezastąpiony. Nie potrafiłem sobie wyobrazić życia bez niego, mimo iż czasem nie mieliśmy okazji rozmawiać nawet przez wiele miesięcy, ale kiedy jednak w końcu któreś z nas się odzywało, to nacieszaliśmy się sobą, jak tylko mogliśmy.

Po chwili wpatrywania się w uroczą twarz chłopaka uznałem, że pora już wstać, jednak żal mi było go budzić, szczególnie po tym, jak poprzedniego dnia również wywlokłem go przymusowo z łóżka. Postanowiłem na razie się wstrzymać ze wstawaniem, żeby móc jak najdłużej pobyć blisko elfika. Czułem ciepło jego ciała i słyszałem jego miarowy oddech. Spokój panujący w pokoju sprawiał, że czułem się bardzo komfortowo. W którymś momencie ośmieliłem się delikatnie pogłaskać chłopaka po policzku, na co ten cicho mruknął, jednak cały czas się nie budził. Leżąc tak obok niego, przez chwilę rozważałem, czy nie złapać go za rękę, ale sam ten pomysł zawstydził mnie na tyle, że w końcu tego nie zrobiłem, a tylko poczerwieniałem znacząco na twarzy. Jeszcze kilka minut spędziłem w łóżku, leżąc obok elfa, ale w końcu  zdecydowałem, że wstanę po cichu, a jemu pozwolę dalej odpoczywać. Jak pomyślałem, tak zrobiłem i już chwilę później stałem na nogach na środku mojego pokoju, wybierając ciuchy na dzisiejszy dzień. Postanowiłem dziś ubrać się w moją ulubioną, klasyczną, białą bluzę, pod spód jakiś losowy t-shirt, a na dół czarne jeansy. Wziąłem wszystkie te ubrania i poczłapałem wolno do łazienki, starając się być jak najciszej potrafię, mimo iż nikt poza Benem nie spał już o tej godzinie. Po zamknięciu się w łazience i odłożeniu ciuchów na bok, spojrzałem w stronę lustra. Zobaczyłem to, czego widzieć bardzo nie lubiłem; twarz wychudzonego, bladego chłopaka, spoglądającą na mnie błękitnymi oczyma. Westchnąłem, po czym spróbowałem lekko się do siebie uśmiechnąć, co było słabo widoczne pod wyciętym lata temu uśmiechem, jednak ja widziałem różnicę. Patrzyłem na moje odbicie bez słowa przez dłuższy czas, a później pokręciłem głową i odwróciłem wzrok od lustra. Wiedziałem, że myślenie nad moim wyglądem zbyt wiele nie zmieni, a zamartwianie się może tylko zaszkodzić. Niestety potok myśli zaczął już płynąć w mojej głowie, więc niewiele mogłem na to poradzić. Znów spojrzałem w lustro, mrugając kilka razy.

Mój błąd... | Ben x Jeff | CreppypastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz