Rozdział 4

71 3 0
                                    

     Sobotni poranek przywitał mnie pięknym słońcem, mimo tego, że potencjalnie znajdowaliśmy się w środku zimy. Połowa grudnia, ale żaden płatek śniegu nie odważył się zstąpić na ziemię. Szykują się bure święta. Ostatnie lata nie rozpieszczały nas ze śniegiem. Święty Mikołaj musiał sobie zamocować kółka do sań, za to króliczek wielkanocny odbył przyspieszony kurs szusowania na łyżwach pomiędzy domami. Ach te grymasy pogody. 

     Przejrzałam w necie inspiracje wnętrzarskie, obejrzałam kilka kanałów, żeby wiedzieć, w którą stronę udać się z tematem. Pewnie zastanawiasz się, w jakim apartamencie mieszkam. Właściwie jest to skrzyżowanie zamku, domku myśliwskiego i pałacu letniego. Niezwykła przestrzeń wypełniona drogimi antykami, splecionymi z nutką nowoczesności. Po prostu eklektyzm w pełnej okazałości. Właściwie moje bogate wnętrza mieszczą się na 22 metrach kwadratowych. Jeżeli doliczę wewnętrzne schody i miejsce koło drzwi wyjściowych to można dorzucić jeszcze jakieś 3 metry. Składa się z sypialni mieszczącej tylko łóżko, z drugiej strony, po co więcej, sypialnia jest koniec końców do spania. Do zestawienia należy dorzucić mikro salonik z aneksem kuchennym i małą łazienką. Wyżej wspomniane schody, dokładnie trzy sztuki i przestrzeń na szerokość 1,5 płytki i drzwi. Pomyślisz pewnie, że jak na pałac to raczej skromnie. Otóż nie. Moje małe M mieści się na wysokim parterze w prywatnej kamienicy ogrodzonej murkiem i szlabanem. Na froncie znajduje się pizzeria, fryzjer i Żabka, jakbym czegoś nagle zapomniała. Obok jest też sklep z 300% marżą, a Jegomoście w różnym wieku, lecz tym samym zainteresowaniu, poświęcający się w pełni swojemu zajęciu, umilają przejście o każdej porze dnia i nocy.

     Mam nawet własnego portiera, z którym sąsiaduję. Mówimy sobie dzień dobry, kiedy wynoszę śmieci, uśmiecha się do mnie słodko, jak wychodzę z mieszkania i niemalże mijamy się na milimetry, kiedy rusza zza swojego kontuaru. Żeby było zabawniej, dzwonek do moich drzwi jest naprzeciwko włącznika światła na schody. Lokatorzy z wyższych pięter mają manię dzwonienia do mnie, zamiast włączania światła. Przez pierwsze dziesięć razy przechodziłam pół-zawał w środku nocy, robiąc sobie rachunek sumienia, czy zapłaciłam wszystkie rachunki. Po jakimś czasie szło się przyzwyczaić. Większych atrakcji dostarczała sąsiadka, mieszkająca bezpośrednio nad moim mieszkaniem. Codziennie robiła pranie o 2 w nocy i odkurzała około 5 razy dziennie, nawet w niedzielę i ciągle było słychać kłótnie. Zapomniałam wspomnieć o przecudnej urody widoku rozciągającym się za oknami. Dwa z trzech wychodzą na parking i wcześniej wspomniany murek, właściwie donico-murek, a trzecie podwójne okno salonu na kompleks śmietników. Na szczęście samo już zaakceptowało swoje marne położenie i nawet nie chce dać się otworzyć. Może to i lepiej.

     Bujne ubarwienie mojego M jest czymś, co było prawie w całości w pakiecie mieszkania. Przemalowałam tylko ścianę koło kuchni. Właściwie to pan Zdzisiu to zrobił. Do tej pory nie czułam potrzeby większych zmian. Występuje tu wariacja na temat koloru szarego, od szarości poranka, przez gołębią, betonową po miętową. Tylko łazienka się wyłamuje z tego gangu, ponieważ płytki są brudno-beżowe. Mieszkam tu od trzech lat, odkąd przeprowadziłam się z rodzinnej miejscowości. Towarzyszą mi kot Filemon, ten od planszówek (nie)zwyczajny dachowiec, królik Gerwazy i mała psina o imieniu Teodozja. Filusia przyniosła nasza znajoma z lasu. Znalazła go mrauczącego pod krzakiem. Był malutki, spał w pudełku po butach przy moim łóżku. Po kilku tygodniach był takim małym kociakiem z gigantycznym brzuszkiem biegającym po mieszkaniu. Minęło nam już chyba z 5 lat związku.  Teo zaś przygarnęłam ze schroniska, jak była jeszcze szczeniakiem. Gdy tylko zobaczyłam te piękne, smutne oczy musiałam ją ze sobą zabrać. Najchętniej wzięłabym wszystkie, ale mój pałac jest niestety wersją skurczoną w praniu i jest po prostu za mały. Jak znajdę gdzieś wentyl i uda mi się go trochę powiększyć to wrócę do tej myśli. Gerwazego dostałam od siostry. Ma gigantyczną klatkę niczym cesarz. Trzy piętra. Jakby patrzeć w kontekście skali, mieszka w lepszych warunkach niż ja. Na śniadania jada w najlepszych siankowych restauracjach, a na desery marchewkę z sałatą. 

Nie dzisiajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz