1. *

6.8K 312 211
                                    

.

Czasami niektórzy ludzie cię nienawidzą z tego samego powodu, przez który inni cię kochają.

2x + 21x + 22x +

.

x = litera
x + x = •••
••• = osoba

.

Zbliżała się pora śniadania, uczniowie rozsiedli się wygodnie na krzesłach przy swoich stołach, ogarnięci sennością. Różne kolory ozdabiały dekoracje nad ich głowami, a serwetki ułożone w fikuśne zwierzęta, leżały płasko tuż przy sztućcach. Głowy zwróciły się ku górze, czekając na tak zwaną poranną pocztę.

Nadlatujące sowy zrzucały paczki, listy lub gazety na stół, nie robiąc, jednak przy tym nieładu, zważywszy na fakt, że poczta przed upadkiem na stół zaczynała zwalniać, opadając na ręce właściciela. Zdarzało się jednak, że gdy właściciel nie raczył odebrać swojej paczki na czas, ta z gruchotem spadała na jego śniadanie, robiąc niesamowity bałagan.

Pod jednym z czerwonych gobelinów przypominających herb królewski, siedziała grupka osób. Sądząc po ich wyglądzie, wciąż wpół śpiących i niekontaktujących. Większość z chłopaków miała rozczochrane włosy, jakby za ręcznik posłużył im bawełniany koc, elektryzując je. Nieliczna grupka dziewczyn wyglądała podobnie, z burzą włosów i ze spuchniętymi oczami. W sali można było ujrzeć pierwsze promienie słońca przecinające powietrze, a zgiełk panujących rozmów dodawał energii.

— O co chodzi, Harry? — zapytał rudowłosy chłopak, nakładając sobie kanapkę i pokrywając ją białą sałatką.

Wziął ją w dłoń i zasmakował jej rogu w głębokim kęsie. Nadmiar sałatki ubrudził jego dłoń z drugiej strony, czym rozśmieszył osobę siedzącą na wprost niego. Chłopak o granatowych oczach wybuchł śmiechem, zwracając na siebie całą uwagę. Tak głośny śmiech o tej porze dnia, był jak grzmot pioruna podczas cichej medytacji – niespodziewany.

Rudowłosy skarcił go wzrokiem, po czym wyciągnął rękę w stronę serwetki ułożonej w kształcie lwa. Ta połknęła jego dłoń, zlizując tym samym pozostałości na jego piegowatych dłoniach. Wzdrygnął się mimowolnie, wywołując jeszcze większy wybuch śmiechu u granatowookiego.

— Och, cicho bądź Seamus! No, Harry?

— Nic ciekawego, Ron. Dostałem list od jakiejś osoby, dodatkowo karteczkę z liczbami. Myślicie, że to jakiś szyfr od Syriusza? — rzekł zielonooki towarzysz, do którego zwrócił się rudowłosy. Po tym, jak chłopak z imieniem Ron wzruszył ramionami ten wychylił się do tyłu i spojrzał na burzę loków dwie osoby dalej.

— Hermiono?

Dziewczyna rozglądnęła się orientacyjnie, zauważając po chwili jego głowę zza kogoś pleców. Jak on wychyliła się, odsuwając swoje bujne włosy z twarzy. Bardzo pasowały jej te włosy, musiał stwierdzić chłopak. Dodawały urody jej ciemniejszej karnacji i po tym, jak zdecydowała, aby zadbać o ich kondycję wyglądały na o wiele zdrowsze, niż gdy pierwszy raz ją ujrzał.

— Co się stało?

— Czy wiesz, kogo to pismo? — podał jej list napisany czarnym atramentem.

Napis był piękny, wyrafinowany wręcz. Ktoś, kto go napisał musiał poświęcać dużo czasu, doskonaląc takie pismo. Zakrzywione literki idealnie współgrały z prostym, jasnym pergaminem. Dziewczyna spojrzała na list z różnych stron, doszukując się sygnatury. Sam list pachniał kwiatami, jakby został spryskany perfumami drogiej marki.

— Szczerze, Harry. Nie mam pojęcia, kto ozdabia tak listy. Mogę zapytać się dziewczyn, czy ktoś ci go nie wysłał. O ile zrobiła go jakaś gryfonka.

— Nie, w porządku. Dziękuję, ale w sumie sam się tego dowiem — kiwnął głową z uśmiechem, czytając ponownie odebraną kartkę. O co chodziło z tym cytatem?

Kruczoczarne włosy zostały odgarnięte ruchem głowy, a oczy za okrągłymi okularami zwróciły się ku stołowi nauczycielskiemu. Coś było nie tak. Nauczyciel, który zwykł siadać przy końcu z lewej strony, aż do końca śniadania, wstał z krzesła, ukłonił się uprzejmie do swoich towarzyszy, mrucząc coś pod nosem, po czym odszedł, znikając w drzwiach wielkiej sali.

Z tego wszystkiego chłopak zapomniał o karze właśnie u tego nauczyciela, o właśnie tej godzinie. Złapał się za głowę i otworzył szeroko oczy. Rudowłosy chłopak zerknął na niego zaciekawiony i zmartwiony. Chłopak zerwał się z siedzenia, jak gdyby korniki zaczęły niszczyć jego podstawy i puścił się biegiem do drzwi. Po przekroczeniu progu wielkiej sali, wpadł na kogoś, prawie się przy tym, przewracając, gdyby nie silna dłoń na jego nadgarstku.

— Uważaj, Pottach. Nie chcielibyśmy, aby nasz wybawca zginął przedwcześnie. — prychnął chłopak o platynowych włosach, mijając go niewzruszony.

— Co jest? — szepnął zdziwiony, po czym poprawił spadające okulary. Otrząsając się ze zdziwienia, niemniej nadal, myśląc nad dziwnym zdarzeniem sprzed chwili, zaczął biec, uświadamiając sobie, że czeka go następna reprymenda.

__________________

Wolves of Chaos! WOCH, WOCH! (wybaczcie, ale zawsze chciałam nazwać jakoś swoich czytelników).

NOTE: Nigdy nie sądziłam, że cokolwiek napiszę, jednakże proszę o wyrozumiałość, poprawianie błędów oraz jeśli czegoś chcecie się dowiedzieć/napisać, to w komach zawsze jest dla was miejsce na to. Dziękuję, że to czytasz. Przyjmuję każdy rodzaj komentarzy, zwróć jednak uwagę, aby był on napisany z odpowiednią kulturą. 🥰

__________________

POPRAWA TIME 

Yes, to ten czas, w którym - mam nadzieję - się za to zabiorę, widząc wasze komentarze. Dajcie znać, jeśli nadal coś znajdziecie, after all, we're all humans.  Poprawione rozdziały będą oznaczone gwiazdką *

__________________

𝐻𝑖𝑠 𝐿𝑒𝑡𝑡𝑒𝑟𝑠 || 𝐷𝑟𝑎𝑟𝑟𝑦 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz