April przez trzy dni nie oglądała jedzenia. Faza wilczego głodu już przeszła, a każda kolejna minuta tej pięknej kontroli przynosiła tylko satysfakcję. Upewniała się, że ma absolutną władzę nad sobą, a przez to też nad wszystkimi dookoła.
Nastał czwarty dzień. April obudziła się, została okrzyczana przez matkę, pomalowała rzęsy, wyszła na zewnątrz. Przeszła na przystanek, po cichu licząc, że mercedes ze starszym panem za kierownicą zatrzyma się przy chodniku i zaproponuje jej podwózkę. Nikt nawet nie zwalniał, więc w końcu dotarła na miejsce.
Stanęła koło starszej pani w farbowanych włosach, a potem się przewróciła (koło tej samej pani). Upadła i już nie wstała.
Świat był przez chwilę ciemny i zimny, a potem już tylko zimny. Białe ściany raziły jej oczy, aż zapragnęła wrócić do ciemności. Pan w białym kitlu powiedział jej, że nie może.
Podobno była nieprzytomna dwa dni, z powodu wszystkiego i niczego. Lekarz coś mówił o niewydolności nerek, zagrażającej życiu niedowadze (jeszcze się kretyn dziwił, że słowo niedowaga wywołuje u niej uśmiech), zapewnił, że poinformowano jej rodzinę i szkołę. Podobno kilka osób przyszło ją odwiedzić, kiedy spała. Niezbyt chciało jej się w to wierzyć.
Musiała zostać w szpitalu kilka dni, pod kroplówką. Matka przyszła raz, żeby powiedzieć, jak głupio się zachowała, mdlejąc na przystanku. April błagała ją o wypis (kto wie, czy od kroplówek można przytyć?), ale się nie zgodziła. Razem śmiały się z pomysłu lekarzy, żeby wsadzić April do szpitala psychiatrycznego.
Większość dni spędzała sama. Przyszło kilka jej przyjaciółek ze szkoły i przez cały czas wizyt opowiadały tylko o tym, jak cała szkoła się o nią martwi. Wokół pobytu April w szpitalu narastało wiele różnych teorii, jedna bardziej szalona od drugiej, a wszystkie w jakiś pokręcony sposób pochlebne.
Nawet się cieszyła, bo te wizyty urozmaicały jej dni. Tylko jedna sprawa gryzła ją od środka: niepewna nadzieja. Nie miała pojęcia, czy lepiej by było, gdyby się spełniła. Nie chciała, żeby on oglądał ją w takim stanie. Jeśli zlewała się z plażą, w białej, szpitalnej pościeli zupełnie znikała. Wchłaniała ją i nie zostawiała nic w zamian.
Z drugiej strony, nudziło jej się okropnie i tylko Quentin mógł jakoś to naprawić. Odciągnąć jej myśli od gróźb pielęgniarek, które chciały wsadzać jej łyżki z jedzeniem do gardła i wszystkich innych okropieństw. Czaiły się w rogach sali szpitalnej, a straszyły dopiero, kiedy chciała spać.
Nie chciała się niepotrzebnie martwić, dawała mu czas. Może jeszcze przyjdzie.
Minęło kilka dni, dostała wypis i skierowanie do psychiatry. Pierwsze kochała, drugie zignorowała. Wróciła do domu, ale nie przywitała się z rodzeństwem, które jednak się stęskniło. Pobiegła prosto do łazienki, wskoczyła na wagę. Przytyła.
W lustrze nie patrzyła już na nią ładnie umalowana April, tylko zwykła świnia. Gruba, że ledwo się mieściła w ramach. Jej nos uniósł się do góry, cera zmieniła kolor z białej na różowy. Tłuszcz wylewał się z jej ciała.
Z jedzeniem jest ten problem, że pustego żołądka nie można opróżnić. April zamknęła oczy i chciała zmusić swój organizm do kolejnego omdlenia. Chciała wrócić do szpitala (ale od razu z niego uciec), bo to dawało jej gwarancję, że jest na świetnej drodze do wagi idealnej.
Organizm nie posłuchał. Już nie była w szpitalu, a czas się skończył.
CZYTASZ
świat na sprzedaż
Spiritualświat został sprzedany dlatego zapukaliśmy do bram nieba ale tam już nikt nie otworzy