Biegamy już z dobrą godzine, a ja już mam nogi z waty. Ta kobieta mnie wykończy. Co ona robiła w tych Podziemiach? Gdy w końcu się zatrzymałyśmy, usiadłam wyczerpana pod drzewem w parku, a pół litrową butelkę wody wypiłam w pięć sekund. Czemu się tak czułam? Bo ta szalona ryba mi nie pozwalała zrobić przerwy po 45 minutach nieprzerwanego biegu. Jakiś cudem namówiłam ją na to 15 minut później.
- Wow, nie żartowałaś, gdy mówiłaś że nie wyrabiasz.
- Co... ty..huh..nie powiesz...?
- Wybacz, normalnie biegam pięć kilometrów dziennie z dwoma przerwami.
- Chyba żartujesz?!
- No co?
- Kiedyś biegałam trzy kilometry trzy razy w tygodniu, ale co pół godziny robiłam przerwę.
- No to mamy nad czym pracować.
- Błagam oszczędź.
- Ani mi się śni, ha będziesz ze mną biegała w maratonach.
- No to wpadłam.Po jakimś czasie pobiegłyśmy dalej. Dotarłyśmy do jakiejś wsi gdzie było kompletnie pusto, ale za to cieszyłyśmy się ciszą i spokojem. Nagle przebiegłyśmy koło działki z szopą, która kropka w kropkę przypominała tą gdzie zamknął mnie jeden z tych szaleńców, a spróchniała chata była podobna do tej gdzie zażynano ofiary.
Undyne POV.
- Ej, T.I! Nie mów mi, że robisz sobie kolejną przerwę! - Dziewczyna mi nie odpowiedziała, tylko stoi jak słup soli i gapi się na zrujnowaną działkę z jakąś zapyziałą szopą.
Podeszłam do niej i stanęłam na przeciw niej, brak reakcji.
- Ej, nie rób sobie ze mnie jaj. Halo! Mówię do ciebie. - Złapałam ją za ramiona, ale jej oczy jakby wyblakły, a w nich zobaczyłam strach i zbierające się łzy. Nie wiedziałam co robić, więc poprostu trzepałam T.I. i krzyczałam by się obudziła. Nic. Heh, zostaje tylko jedna opcja.
- Przepraszam... -Z bólem wymierzyłam cios w twarz T.I. Na szczęście raz wystarczył. Zdezorientowana dziewczyna złapała się za policzek.
- Co się stało?
- Kobieto, nie strasz mnie tak! Co to miało być?!
- Przepraszam... j-ja po prostu coś sobie przypomniałam.
- Nie, to ja przepraszam. Nie powinnam cię uderzyć. Czy to były wspomnienia z...
- Tak...
- Chcesz o tym pogadać?
- Nie...
- Ok, ale zapamiętaj dwie ważne rzeczy. Po pierwsze, to przeszłość i musisz iść na przód, choć nie jest to łatwe. Po drugie, zawsze możesz pogadać ze mną, Sansem, Papym, czy kim kolwiek z naszej paczki jeśli masz ochotę.
- Nie chcę, abyście mieli przez mnie kłopoty.
- Stara, należysz do rodziny, a rodzina trzyma się razem. Nie byłam dla ciebie z początku miła. Przyznaję, że zachowałam się jak najgorsza flądra ale chcę to naprawić. - szczerze się do niej uśmiechnęłam, co odwzajemniła tym samym.Reader POV.
Dobra ta flądra mnie rozbawiła. Rozmowę przerwał nam deszcz, który nagle zaczął padać. Ruszyłyśmy w stronę domu chłopaków niczym torpedy, a że nie było zasięgu to nie mogłyśmy po nikogo zadzwonić,więc tylko został nam bieg. Gdy tak pędziłyśmy lało jeszcze bardziej, więc w progu byłyśmy mokre do suchej nitki. Otworzył nam Sans, który jak nas zobaczył nie był zadowolony. Natychmiast zaciągnął nas do salonu gdzie czekał równie zmartwiony Papyrus.
- Gdzie wyście się włuczyły?! Tylko nie mówcie mi, że całą drogę biegłyście bo udupię.
- SANS, SPOKOJNIE...
- Jak mam być spokojny do jasnej cholery?!
- WAŻNE, ŻE SĄ BEZPIECZNE. CZEMU NIE ZADZWONIŁYŚCIE PO TAKSÓWKĘ, ALBO PO KTÓREGOŚ Z NAS? PRZYJECHALIBYŚMY PO WAS?
- Wybacz, Pap to moja wina, za daleko wybiegłyśmy w pole i nie miałyśmy zasięgu, a przez ulewę mogły nam się zalać telefony.-rzekła Undyne puszczając do mnie oczko. Ona jest niemożliwa.
- Nic nam nie jest to najważniejsze. Nie musicie się martwić naaa... apsik!-No pięknie.
- Mówiłaś coś?-odezwał się Sans, który jednak trochę wyluzował.
- Nic mi nie jest.Jeszcze przez jakiś czas się sprzeczaliśmy, do póki, do puty emocje nie opadły. Potem razem z Undyne siedziałyśmy owinięte kocami, albo tylko ja bo czerwonowłosa całkiem się wykopała i opowiedziałyśmy nasze wrażenia pomijając fragmęt z moim osłupieniem.
Ja sama się telepałam z zimna, a Undyne zadowolona z siebie mówiła, że chętnie by to powtórzyła.
-Po moim trupie.- wszyscy zdębieli. Dopiero po chwili się skapnęłam co powiedziałam-O matko przepraszam ja-
- Hahaha to było dobre!- powiedział Sans śmiejąc się, aż wszyscy poszli w jego ślady.
-Więc Undyne, chcesz powiedzieć, że nasza T.I. jest obecnie na poziomie gupika, a po twoim treningu stanie się pełnoprawnym rekinem?
- Dokładn-zaraz, CO?!
- SAAANS!I tak o to minął czas dopóki Papyrus nie zawiózł przyjaciółki do domu. Przed wyjsciem przytuliłam Papyrusa mówiąc by na siebie uważali. Obejmując Undyne wyszeptałam ciche "dziękuje". Kobieta uśmiechnęła się i odwzajemniła uścisk. Gdy zmierzałam do łazienki Sans złapał mnie za rękę
- Proszę nie rób mi tak więcej, naprawdę się martwiłem - wiem Sans, wiem.
- Przepraszam, Sans
- W sumie bardzo się zbliżyłaś z Undyne.
- Jest naprawdę spoko. A co? Zazdrościsz?
- Skąd? - nie patrzy mi w oczy. Czyli jest zazdrosny. Ale o co? O to że dogaduję się z Undyne?
- Nie kręć mi tu. Przecież widzę.
- Nie wiem o co ci chodzi.- Z twarzą, jak jagoda zamknął się w swoim pokoju.Sans. POV.
Stary, co to miało być? Pogrążasz się jak cholera. Co z tego, że dogaduje się z Undyne, to nic nie znaczy. Pewnie zbliża się TEN okres, ale zwykle przejmowałem się bardziej bezpieczeństwem Papiego, a teraz...
Gdy T.I. wyszła z łazienki zapytałem się, czy może dzisiaj spać ze mną. Może jak będę ją mieć przy sobie to szybciej to minie, albo jestem po prostu samolubnym i nadopiekuńczym dupkiem. Tak, zdecydowanie to drugie. Na szczeście się zgodziła. Obym nie miał aż takich odpałów. Przytuleni do siebie oboje zasnęlismy.
CZYTASZ
Koleje losu [Sans x Czytelnik]
FanfictionGłówną bohaterką jesteś Ty. Masz 25 lat, przeżywasz tragedię, podczas której giną twoi najbliżsi. Jesteś sama i tracisz sens istnienia, jednak, w twoim życiu następuje pewna zmiana...