Tylko przyjaciel?

52 6 2
                                    

Sans POV.

Obudziło mnie stukanie deszczu o szybę. W nocy nic się nie działo, czyli to był fałszywy alarm. Całe szczęście. T.I. leży skulona, plecami do mnie, hmn jest już 10:00, a zwykle o tej porze jest już w kuchni. Poza tym dziś dalej kontynuujemy remont. Zacząłem ją delikatnie budzić.

- T.I., wstawaj. Mamy dużo roboty.-jej odpowiedzią były zaspane jęki.- No żebym to ja cię budził? I kto tu robi za większego lenia?-Przeturlałem dziewczynę twarzą do mnie. Nie wyglądała jednak najlepiej.-T.I? Wszystko w porządku?
- hmn?... Która godzina?
- 10:00, ale nie wyglądasz najlepiej.
- Nie wierzę, że tak długo spałam. Ogarnę się tylko i jedziemy z koksem.
- Jesteś cała czerwona i ledwo mówisz. To pewnie przez wczoraj.
- Nic mi nie jest. - powiedziała, wychodząc z łóżka i chwiejnym krokiem szła w stronę drzwi pokoju. Poszedłem za nią blokując przejście.
- Co ty robisz?
- Jesteś chora, nigdzie nie idziesz.
- Wszystko ze mną w po- A psik!
- Mówiłaś coś?
- To tylko lekki katar. Teraz jeśli łaskawie pozwolisz daj mi przejść.

Nie wierzę, chodzi otumaniona i mówi, że wszystko z nią w porządku. Ja czasem tej dziewczyny nie rozumiem. Nagle usłyszałem hałas dochodzący z pokoju obok. Na podłodze leżała T.I, która ruchem zombie próbowała wstać.

- W tempie ślimaka może kiedyś wstaniesz.
- Bardzo śmieszne.
- Może trochę ci pomogę?

Nie czekając na odpowiedź podniosłem dziewczynę w stylu panny młodej i na nią spojrzałem. Ona w odpowiedzi zrobiła lekki grymas rumieniąc się przy okazji. Kurza twarz, jakie to słodkie. Momentalnie sam pokryłem się lekkim rumieńcem.

- Więc postanowione, zostajesz dziś w łóżku.
- Ani mi się śni!
- Przecież ty ledwo stoisz na nogach!
- Zdrętwiały mi....?
- Aha... I dlatego dyszałaś jak pies, gdy próbowałaś wstać?
- Chciało mi się pić.
- Ok, to udowodnij mi, że wszystko gra.- odstawiłem dziewczynę na ziemi - Wyprostuj ręce przed siebie. Trzęsą się jak galareta. -Popatrzyłem na nią wymownie.
- To jeszcze nic nie znaczy!
- Ok, to zrobimy tak... Ile palców widzisz?
- Eee....Cztery?-powiedziała mrużąc oczy.
- Pokazałem dwa. Bez dyskusji lecisz do łóżka.
- Niby czym mam polecieć?- No pięknie jeszcze się jej zebrało na zabawę. Ok zagram z tobą. Cwanie się do niej wyszczerzyłem
- Prywatnym odrzutowcem.
- Ale gdzie on jest?-zaczęła udawać, że się rozgląda.
- Tuż przed tobą-chwyciłem T.I niebieską magią, by potem odłożyć ją na moje łóżko i przykryć kocem.-Teraz tu leżysz dopóki nie wyzdrowiejesz.

-Hmm... Ok mamo.

-Jeszcze ci to wyjdzie na dobre.

Przez resztę dnia opiekowałem się T.I. Wcześniej trochę pogrzebałem o ludzkich chorobach w Internecie, po czym zadzwoniłem do Papyrusa, czy mógłby wstąpić do apteki i kupić potrzebne leki, jak będzie wracał z pracy. Nie musiałem długo czekać.

- SANS! JESTEM I MAM WSZYSTKO CO TRZEBA.

- Dzięki brachu.

- JAK TO SIĘ STAŁO?

- Pewnie się przeziębiła przez wczorajszą eskapadę z tym chodzącym filetem.

- SANS!

- No co? Przyznaj, że to przez to.-Nawet nie zauważyłem jak T.I. weszła zaspana do pokoju.

- Cześć Papy.

- OBUDZILIŚMY CIĘ?

- Może trochę, ale nic się nie stało. I tak nie chciałam już leżeć.

- A SANS, FRISK MNIE POPROSIŁ O POMOC W PROJEKCIE DO SZKOŁY, WIĘC NIE BĘDZIE MNIE PRZEZ RESZTĘ DNIA.

- Ok, jakoś sobie poradzimy.

Koleje losu [Sans x Czytelnik]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz