Zacznijmy może od tego, że bentley Crowley'a zepsuł się tylko raz w swojej karierze (trzeba przyznać, były to warunki dosyć ekstremalne, bo auto płonęło), więc gdy nagle zatrzymał się na jednej z londyńskich ulic, wprawiło to właściciela w niemałe zdziwienie i nie mniejsze poirytowanie. Gdy auto stanęło, przestało też działać radio, a tego było już za wiele. Crowley ze złością trzasnął dłonią w odtwarzacz. Wciąż słuchał w aucie tej samej muzyki, chociaż kasety nie zmieniały się już w składankę "The best of Queen". Cóż, kwestia przyzwyczajeń.
Zły na cały wszechświat otworzył drzwi, żeby wysiąść z samochodu. Czemu popsuł się akurat teraz, gdy jechał na kulturalną popijawę z Azirafalem? Czemu W OGÓLE się popsuł?
Gdy wysiadł z bentleya od razu zauważył, że coś się nie zgadza. Siedząc w aucie, przez szybę widział zatłoczone ulice, ludzi na chodnikach, paskudne budynki i te trochę mniej, innymi słowy - Londyn. To co zobaczył po wyjściu z samochodu, z pewnością Londynem nie było.
Pod nogami Crowley poczuł nie asfalt, a nieumiejętne brukowaną drogę. Przed nim rozpościerały się pola, gdzieniegdzie tylko widok urozmaicała plama lasu lub mała chata. Gdy się odwrócił miał wrażenie, że zaraz dostanie jakiegoś ataku (o ile demon może takowego się nabawić).
Crowley stał pod murami miasta, które niezbyt satysfakcjonująco, przypominało średniowieczną aglomerację. Uciekać - pojawiła się myśl w głowie Crowley'a. Wiać jak najszybciej. Wszystko, tylko nie znowu ciemne wieki. Z taktycznego odwrotu jednak niewiele wyszło, bo jakby wszystkiego było mało, bentley rozpłynął się w powietrzu. Chociaż może nie tyle, co się rozpłynął, a zwyczajnie zniknął. Chwilę wcześniej Crowley opierał rękę na dachu auta, a zaraz później w miejscu bentleya było tylko lekko drgające powietrze.
Szlag.
Chcąc, nie chcąc Crowley ruszył w stronę bramy, bo spacer w przeciwną stronę był bardziej bezsensowny niż cała sytuacja, w której się znalazł.
***
Tymczasem, pod murami, w zacienionym miejscu przy bramie, która wymagała szczególnej ochrony w słoneczne dni, stali dzielnie funkcjonariusze straży miejskiej, popalając papierosy.
- Ej, patrz tego. - zawołał Nobby szturchając swojego towarzysza łokciem i drugą ręką wskazując na mężczyznę zbliżającego się do miasta.
- Co z nim nie tak?
Sierżant Colon odwrócił się niespiesznie, żeby spojrzeć we wskazanym kierunku.
- Przed chwilą go tam nie było, a teraz nagle jest. Jak dla mnie jest podejrzany. Strzelę do niego, tak tylko, no, perewencyjnie.
To mówiąc sięgnął po kuszę, której, tym razem Colon był pewny, jeszcze przed chwilą tam nie widział.
- Jak dla mnie, na razie jest nieszkodliwy. - ostudził zapędy Nobby'ego - poczekajmy, aż zrobi coś nieprzepisowo.
Kapral widocznie przyjął wniosek i wrócił do spokojnego palenia papierosa. Gdy nieznajomy przechodził przez bramę, zasalutowali mu tylko kulturalnie i postanowili zapomnieć, że kiedykolwiek, ktokolwiek zmaterializował się pod miastem.
***
Zły i bardzo niedoinformowany Crowley wszedł do miasta, zaszczycając strażników tylko przelotnym spojrzeniem zza ciemnych okularów. Powrót średniowiecza był mu szczególnie nie na rękę, więc postanowił jak najszybciej wynieść się z miejsca, w którym się znalazł. Problem polegał na tym, że nie miał pojęcia jak to zrobić. Kroczył więc z udawaną pewnością, w stronę centrum, gdzie miał nadzieję znaleźć coś na kształt biura informacji turystycznej.
CZYTASZ
Demona Crowley'a na Dysku wojaże
FanficA gdyby tak Crowley, zamiast do księgarni swojego anioła, trafił dziwnym sposobem do Ankh-Morpork?