Rozdział 7.

393 44 49
                                    

Bywały dni, że budził się w środku nocy. Zlany potem, zrywający się do pozycji siedzącej i rozglądający na boki za potencjalnym zagrożeniem. Ale wszystko było spokojne i ciche jak zawsze nad ranem. Jedynymi ruchami, które przykuwały jego uwagę, były miarowe opadanie i unoszenie się piersi innych osób oraz delikatne wzruszanie się zasłony w oknie, noszonej rytmicznymi powiewami wiatru z zewnątrz.

Sny zawsze były różne, niektóre realistyczne, inne zakrawające o najnowsze dzieło Stanleya Kubricka. Ostatnio miewał je coraz rzadziej. Przyznałby to zdecydowanie śmielej i z większą radością, ale wiedział, że to jeszcze nie był ten moment.

Obudził się przed dziewiątą w sobotę. Nie miało to większego znaczenia, już dawno stracił rachubę czasu, odkąd zrezygnował ze szkoły. Nie znalazł również pracy, co wiązało się z bezczynnym siedzeniem w domu i próbą zajęcia innymi obowiązkami. Tych nie było dużo, gdyż Adam należał do porządnych osób i nie zostawiał po sobie bałaganu. W pewnym stopniu Juliusz czuł się bezużyteczny w jego mieszkaniu i życiu. Nie dokładał się nawet do czynszu.

W każdym razie miał bardzo przyjemną pobudkę. Tak pomyślał, gdy otworzył oczy pierwszy raz tego dnia. Słońce przebijało się leniwie przez zasunięte rolety, rzucając jasnożółte rozlane cienie na cały pokój. Kołdra była miękka i pachnąca męskimi perfumami, a ciało, do którego przylegał ciepłe i...

Wziął głęboki oddech, przytrzymując powietrze w płucach przez kilka długich sekund. Zamrugał szybko, próbując się całkowicie rozbudzić i zrozumieć, czy to co się właśnie działo, nie należało do kolejnych złudzeń na jawie.

-Dzień dobry -wzdrygnął się lekko na dźwięk głosu, wydobywającego się przy jego uchu.

-Dzień dobry... -odpowiedział mniej śmiało i obrócił się powoli do mężczyzny, który obejmował jego ciało ramieniem.

Jak to się stało?

Nim zaczął wymyślać potencjalne scenariusze tego, co przegapił podczas stanu nieświadomości, Adam odsunął się nieznacznie na skraj łóżka, by zrobić między nimi więcej przestrzeni. Wyczuł, jak chłopak momentalnie spiął się po otworzeniu oczu i uświadomieniu sobie, że znajdują się tak blisko siebie. On sam nie wiedział, czemu pozwolił im na tę bliskość tak długo. Nie spał od przeszło godziny zbudzony głosem Juliusza. Leżał na wznak, wpatrując się w cienie na suficie i rozmyślał o poprzednim dniu i jednej z najtrudniejszych akcji w swojej karierze ratownika. By w pewnym momencie poczuć, jak chłopak obraca się do niego i wtula twarz w ramię. Nie był całkowicie nieczuły wobec nastolatka, ale mimowolnie zabrał rękę spod jego dotyku. W końcu ten jeszcze spał i nie mógł wiedzieć, co robi. Nie chciał doprowadzić do niezręczności. Za chwilę jednak ponownie dostrzegł go przy sobie, przysuwającego się do jego boku. Dopiero wtedy oplótł go w pasie ramieniem i trzymał, zmieniając tok swoich myśli o sto osiemdziesiąt stopni. Wczorajsza zmiana w pracy na dobre wyleciała mu z głowy, ustępując miejsca doświadczeniom zmysłowym. Juliusz wyglądał tak delikatnie, kiedy spał. Bezwiednie przewrócił oczami na tę irracjonalną obserwację. Nie miał serca ponownie odtrącać go od siebie.

Zazwyczaj miał lekki sen i niekiedy nawet dźwięki zza ściany u sąsiadów potrafiły wyrwać go z odpoczynku. Uważał to za przykrą naleciałość po mieszkaniu w pojedynkę. Zawsze, gdy był sam, stawał się czujniejszy. Tym razem miał obok siebie drugą osobę i choć czuł się spokojny, nie potrafił przezwyciężyć uciążliwego nawyku.

Zwłaszcza, że Julek często mówił przez sen. Frazy wyrwane z kontekstu i tak naprawdę zrozumiałe tylko dla niego -bohatera swojej głowy. Wiedział, że chłopak zrywał się w środku nocy po jednym z gorszych koszmarów. Udawał wtedy, że wciąż śpi. Tak naprawdę mógł wybrać kanapę w salonie i przespanie nocy jednym ciągiem -tak sobie mówił każdego dnia rano, kiedy wstawał zmęczony i spoglądał zamglonym wzrokiem na skąpaną w lokach twarz chłopaka przy jego boku. Ale potem znów przychodził wieczór i historia zataczała koło.

Dom Dziecka FF -SłowackiewiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz