Rozdział 9.

383 43 66
                                    

Jak się okazało dzień wolny tylko z nazwy był wolny. Następnego poranka zerwał się o piątej rano -zdecydowanie za późno -i odczuł miażdżące konsekwencje swoich wczorajszych przygód. Czy mógł je określić jako swoje własne? Poderwał się z łóżka, odrzucając kołdrę pod nogi i zapominając kompletnie, że nie znajdował się pod nią sam. Ale zapomniał także o nastawieniu budzika na tak wczesną godzinę. Uratował go sponiewierany zegar biologiczny, który sam musiał wyczuć, że więcej snu w jego przypadku byłoby karygodne. Wręcz nienaturalne, studiując jego sleep pattern. Zerknął ukradkiem na spokojną twarz chłopaka po drugiej stronie materaca i okrył go ponownie ciepłym materiałem. Miał resztki instynktu samozachowawczego i nie zostawił go w galimatiasie, który właśnie tworzył, spiesząc się do pracy.

Znowu się spóźniał...

Resztkami silnej woli powstrzymał się od przewrócenia oczami na tę myśl. To niedorzeczne, że takie naleciałości z lat szkolnych zdarzały mu się w dorosłości. W tej niechybnej dojrzałości, w której był zobowiązany do punktualności, płacenia podatków i brania za siebie pełnej odpowiedzialności. A teraz już nie tylko za siebie.

Po ponad miesiącu życia z burzliwym nastolatkiem zdał sobie sprawę, że mogło być gorzej. W końcu mógł dostać na utrzymanie jakieś niemowlę albo starszą schorowaną babcię. A takich pełno było podczas jego ośmiogodzinnej zmiany. Juliusz był trudnym dzieckiem, ale na pewno bardziej rozgarniętym i niewymagającym zmieniania pieluch jak w dwóch poprzednich przykładach. Za to był wdzięczny. Na razie nie znalazł nic więcej, z czego mógł być równie uradowany. Wciąż bowiem trawił to, co stało się poprzedniego dnia.

Jeśli było w tym momencie coś, na co nie miał siły bardziej niż jazda karetką i pomoc upierdliwym ludziom, to na pewno była to nieunikniona konfrontacja z osiemnastolatkiem.

Nie chciał udawać jednej z tych osób, które mają idealnie poukładane życie i listę zasad spisaną na karteczkach samoprzylepnych na lodówce. Nie chciał też dawać mu reprymendy -sam doskonale wiedział, ile takich puścił mimo uszu, wracając pijanym do domu o jakiejś nieludzkiej godzinie albo pyskując matce. Nie był przygotowany na wchodzenie w rolę rodzica. Na pewno nie teraz, kiedy sam jeszcze godził się z wejściem w buty dorosłego.

Juliusz wyglądał na skruszonego swoim zachowaniem i tyle mu na razie wystarczyło, by nie wyciągać go za uszy do prokuratury.

Zresztą, dosłownie biorąc ten zwrot, nie miał zamiaru go za nic ciągnąć. Chłopiec posiadał urodę młodego Apolla. Rzekłby nawet o rzeźbie Dawida, ale Julek był trochę za chudy na podobne porównania. Nie zmieniało to faktu, że przypominał mitycznego bohatera. Może greckiego boga, może herosa. W jego czarnych oczach czaiło się coś niepojętego, a matowe krucze włosy zaczynały lśnić w najmniej oczekiwanych momentach. Cały był pełen sprzeczności. Z jednej strony doświadczony przez życie, z drugiej pełen dziecięcej naiwności. Z jednej strony przystojny, o mocno zarysowanej szczęce i szelmowskim spojrzeniu, z drugiej rozpadał się na kawałki i kulił je z powrotem do siebie, gdy tylko poczuł się zagrożony.

Adam westchnął głęboko, nie potrafiąc rozszyfrować sylwetki tajemniczego chłopaka. Nastolatek opowiadał mu dużo o sobie. To nie tak, że był zamkniętym w sobie, do szpiku kości antyspołecznym dzieckiem. Po prostu były tematy, których lepiej nie zaczynać i zdania, których lepiej nie dopowiadać.

Wypadł z mieszkania, łapiąc swoją torbę sportową z najpotrzebniejszymi rzeczami i potykając się o własne nogi, pognał do samochodu. W gruncie rzeczy cieszył się, że uda mu się na kilka godzin zapomnieć o własnych problemach i wejdzie w rolę wybawcy, który rozwiąże je innym. Podnosił sobie na moment samoocenę i czuł, że ma kontrolę nad jakimś tragicznie małym ułamkiem ziemskiego życia. Czuł się trochę jak prawa ręka Boga, kiedy ratował jego dzieci przed przedwczesnym spotkaniem z Ojcem. Wątpił jednak, by Stwórca był z niego dumny za tak bohaterską postawę. W zasadzie co było odważnego w chodzeniu codziennie do pracy, by mieć za co opłacić swoje potrzeby fizjologiczne i raz na jakiś czas rozrzutne marzenie o nowych wycieraczkach do auta?

Dom Dziecka FF -SłowackiewiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz