Rozdział 6.

483 45 70
                                    

Nie minęło dużo czasu od ostatniej scysji, jeśli można było tak ją nazwać; ich pierwszej i na pewno nie jedynej, bo w bogatej historii swojego osiemnastoletniego życia Juliusza często takowe spotykały, a nawet sam był ich prowokatorem. Zazwyczaj nie myślał o sobie w tych kategoriach. Nie lubił się kłócić ani tym bardziej powodować u kogoś gniewu własnym irracjonalnym zachowaniem. Los chciał, że plan ten palił na panewce w dziewięciu przypadkach na dziesięć. Mieszkając w domu dziecka i widząc na sobie codziennie oceniające spojrzenia swoich opiekunów, zaczął czuć, że nawet jego oddychanie jest nie takie, jak trzeba. Dlatego z czasem przestał się kompletnie przejmować, czy jego czyny wprawią kogoś w złość, irytację czy nawet zawiedzenie. Przecież nie mógł być idealny i pokornie odliczać dni do końca tego piekła. Może gdyby wierzył jeszcze w Boga... Ale jeśli ten sam postarał się o takie cierpienia dla chłopaka, nie widział sensu w modleniu się do swojego oprawcy. Zdecydowanie nie miał z tamtego miejsca dobrych wspomnień.

Tak jak zaznaczył na początku –nie minęło dużo czasu od ich kłótni w galerii handlowej. Czy żałował swojego postępowania? Najprawdopodobniej. Nie wiedział tylko, czy ze względu na własne poczucie niższości i degradacji w tamtym konkretnym momencie, czy na myśl o przybitym spojrzeniu Adama i jego nikłym żalu, że nieświadomie wplątał się w takie układy.

Nie było żadnej obowiązującej reguły, iż każde osierocone dziecko zostanie przestępcą, ćpunem albo degeneratem społecznym. Wiele jego rówieśników wyrosło na porządnych ludzi i mieli teraz własne mieszkania, pracę oraz studiowali na którymś z kolei roku. Pewnie właśnie tego spodziewał się Mickiewicz, widząc go pierwszy raz na oczy. Choć i to było wątpliwą hipotezą, bo wyglądał wtedy koszmarnie i niczym nie przypominał godnego zaufania współlokatora. Ale ku zaskoczeniu chłopaka Adam wcale nie rozpamiętywał tej sytuacji, i kiedy już doszli do porozumienia na środku holu galerii, by nie wzniecać niepotrzebnego zamieszania, zdarzenie to zatarło się w ich aktualnym katalogu tematów do rozmów. Mężczyzna niespecjalnie nawet parał się prowadzeniem pouczających monologów, co mogłoby być podyktowane jego dojrzałym wiekiem i wachlarzem doświadczeń. Ale tutaj Juliusz nie chciał szczególnie wnikać, bo sam miał wrażenie, że nosi więcej na barkach niż osiemdziesięcioletnia babcia, sprzątająca od czasu do czasu w ich domu dziecka. Po tej sytuacji uznał po prostu Adama za wyluzowanego gościa, który nie martwi się opinią innych ludzi o sobie. Nie miał oczywiście zamiaru nadwerężać tej dogodnej okoliczności, ale... No bywało różnie.

Stał teraz przed ich wspólną szafą w sypialni. Przed jedyną szafą w tym domu i spoglądał spode łba na ubogą kolekcję swoich ubrań, wymyślając, co ma na siebie założyć. Właściwie wybór miał żaden. Wszystko, co należało do niego zamykało się na bieliźnie, jeansach, spodniach dresowych, kilku bluzach i za dużych koszulkach z krótkim rękawem. Kolorystyka była stonowana, chociaż o tym pomyślał, także nie musiał się martwić o to, czy jedna rzecz pasuje do drugiej. Czarne, białe, szare i jeden pomarańczowy T-shirt tak dla urozmaicenia smutnej garderoby. Czuł się żałośnie, zjeżdżając wzrokiem na ciuchy Adama i wertując każdą najdrobniejszą rzecz i dodatek do ubioru. Od początku wiedział, że ten umie się dobrze ubrać. Jego szafa nie należała do zwykłych sieciówek i zazdrościł mu stylu, funduszy i, w tamtym momencie, w zasadzie wszystkiego.

-Czego tam szukasz? –wywołał wilka z lasu.

-Niczego nie szukam. Nie wiem, co założyć –wzruszył ramionami i zerknął ukradkiem, jak Adam podchodzi do niego i przewiesza rękę przez otwarte drzwi drewnianej, rzeźbionej szafy. Był zdecydowanie wyższy od niego i dosięgnięcie tam nie sprawiło mu żadnego problemu. Juliusz musiał ciągle zadzierać głowę do góry, by móc na niego popatrzeć albo sprawdzić, na co on akurat patrzy. Drażniące.

-Hmm -przejechał wolno wzrokiem po dostępnych możliwościach. Przygryzł nerwowo wargę, bo za dużo ich nie było. –Możesz wziąć te spodnie i dam ci moją bluzę –zaproponował.

Dom Dziecka FF -SłowackiewiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz