Rozdział 10.

399 42 41
                                        

-To ma się więcej nie powtórzyć! Zrozumiałaś?

Kilka sekund ciszy przerywanej głośnym, ciężkim oddechem.

-Nie obchodzi mnie to. Nie mieszkam już sam i nie możesz ot tak przychodzić do mojego domu!

Juliusz zaciskał pulsacyjnie palce na białej pościele, nie mogąc znieść donośnych odgłosów wydobywających się z drugiego pomieszczenia.

-To nie jest moje dziec...

Przerwa.

Parę kroków zrobionych dookoła kuchni odbiło się echem od posadzki.

-Nie może być moje...

Nastolatek pragnął wydrzeć sobie płuca, krzycząc, że nikogo to nie interesuje. Czuł się słabo, głowa bolała go od najmniejszego ruchu lub dźwięku, a przed oczami majaczyły drobne, czarne plamki. Był nie do życia.

-Nie chcę. Nie odzywaj się do mnie w ten sposób, bo dobrze wiesz, dlaczego tak wyszło -tutaj ton mężczyzny stał się nieco spokojniejszy. Jak cisza przed burzą.

Julek zmrużył powieki, ograniczając dostęp światła swoim źrenicom i rozkoszował się minutami zupełnej próżni, jaka zapanowała po zakończonej rozmowie Adama i, prawdopodobnie, jego ex dziewczyny. Z całego serca -nie obchodziło go to. W głowie zalegała mu niezaspokojona potrzeba, w prawej kieszeni startych spodni zaś antidotum na wszystkie jego problemy.

Bardzo nie chciał posuwać się do przykrej ostateczności. Nie chciał zamieniać prawd na kłamstwa. Nie chciał marnować tyle czystych dni dla jednego gorszego. Ale dziś wszystkie znaki na niebie i ziemi wręcz błagały go o oprószenie nosa na biało dwa miesiące przed zimą.

Powoli opuścił dłoń do kieszeni, by schować ją w środku i obracać w palcach szeleszczącą folię z zawartością. Miał się ich pozbyć już dawno. Gdyby wyrzucił je tego samego dnia, kiedy wyrządziły mu tyle szkód, nie doświadczyłby ich ponownie w przyszłości. Na przykład za pół godziny, gdy już się złamie i narkotyki zaczną działać. Gdy w jego mózgu nastąpi wyrzut serotoniny i innych hormonów, a on wpół świadomy będzie rzucał się po nie swoim mieszkaniu i rozbije parę szklanych przedmiotów. W akompaniamencie kolejnych głośnych i ostrych krzyków Adama. Ale gdyby zażył niebezpieczną substancję byłby na to nieczuły. Wreszcie oderwałby się od bodźców, które przygważdżają go do łóżka i nie pozwalają skupić się na niczym. Wtedy mógłby latać.

Za każdym razem odczuwał takie wrażenie. Pierwsze kilkanaście minut. Potem chwila stabilności. By na końcu upaść w odmęty klęski jak Ikar w tonie wody. Przeżywanie tego ponownie nie sprawiłoby mu żadnej satysfakcji. To była ulotna ucieczka.

Adam wszedł do pokoju, przerywając jego rozważania. Stanął w pół kroku, rozejrzał się za czymś, by w następnej kolejności skupić uważne spojrzenie na wyciągniętej na materacu postaci Juliusza. Pojedyncze pasma brązowych włosów wyglądały na wyszarpnięte ze zdenerwowania z ułożonego koka, a jego lekko przygarbiona sylwetka zdradzała przemęczenie. Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Odsypiał nocną zmianę, gdy zirytowana kobieta zadzwoniła do niego i zaczęła wmawiać, że jest z nim w ciąży. Nonsens!

-Ty też się nie wyspałeś? -zagaił głębokim głosem. Stanowczy ton pozostał mu jeszcze po rozmowie z Celiną. Zaraz po tym przeczyścił gardło i wszedł na środek pokoju.

-Można tak powiedzieć -odparł mniej wyraźnie i uchylił lekko powieki, by również móc patrzeć na swego rozmówcę. Nie chciał zdradzać po sobie oznak odstawienia, ale czuł, że jego postawa i niewidzące oczy wręcz krzyczą, co jest na rzeczy.

Dom Dziecka FF -SłowackiewiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz