Gdyby miał przeliczać ilość alkoholu wlanego do gardła na kieliszki, zabrakłoby mu palców u rąk. Pół litra wódki ubywało równie szybko co jego moralności i zdrowego rozsądku. Siedział przy stole, wspierając łokcie o drewniany, zalany lekko blat. Co jakiś czas musiał przecierać pot z czoła i rozruszać powieki, by nie zamknęły się całkowicie, zawieszając go we śnie. Wodził palcami między splątanymi, spoconymi kosmykami swoich włosów, a zamglone spojrzenie utkwił gdzieś na zaparowanym oknie, zza którego dobijał się blask latarni ulicznej. Zegar na kuchence mikrofalowej wskazywał grubo po dziewiętnastej -czyli wciąż za wcześnie na samotne libacje alkoholowe.
Wtedy to nie miało znaczenia. Właściwie nic go wtedy nie miało. Gdzieś w międzyczasie do mieszkania wrócił Juliusz. Nie był w stanie oszacować, w którym momencie opróżniania butelki wszedł do kuchni i zacisnął mocno usta na widok i zapach, które w niego uderzyły. Adam słyszał jego lekkie kroki, głośne przywitanie i odbicie chłopięcej sylwetki w szybie okna. Stał przez kilka sekund jak zahipnotyzowany, wpatrując się w obraz przed sobą, dopóki Adam nie porwał ponownie szklanego naczynia i nie przechylił nonszalancko, upijając kolejny ogromny łyk. Nie potrafił się kulturalnie upijać -to była jedna z wielu jego wad.
Teraz, prowadząc samochód na kacu, przypominał sobie każdą sekundę swojego bezmyślnego zachowania. Zaprzepaścił tyle miesięcy dla ponownego złączenia alkoholu z jego krwią. Zamazane spojrzenie wyostrzało się automatycznie, gdy obserwował zapełnioną autami drogę. Czuł skaczące w mózgu ciśnienie, kiedy skupiał się na krajobrazie przed sobą, choć od dobrych kilku godzin powinien leżeć w łóżku i odchorowywać nagłą zmianę stanu swojego organizmu i świadomości. W żyłach wciąż płynęły mu promile, a on ryzykował życie i zdrowie osób trzecich. Tak jak przy Celinie nie miał zbyt wielu skrupułów, by wpędzić ich razem do grobu, przy jej dziecku wolał zachować ostrożność.
Kobieta siedząca przy nim zdawała się nie dostrzegać złego samopoczucia Adama i psikała się jakimiś gryzącymi w nozdrza perfumami. Zadzwoniła z samego rana, gdy tylko dostała wypis ze szpitala i kategorycznie odmówiła propozycji kompromisu ze strony Mickiewicza, w której ten zapłaciłby jej za taksówkę, ona za to dałaby mu święty spokój przynajmniej do końca tygodnia. Miał ochotę wyrwać szklany flakon z jej ręki i wyrzucić go daleko za okno. Zamiast tego uchylił szybę po swojej stronie, uważając aby do noworodka z tyłu nie doleciało zbyt dużo zimnego, listopadowego powietrza.
Po dotarciu na miejsce wyczołgał się bez słowa z ciepłego wnętrza samochodu i pomógł Celinie wyciągnąć nosidełko z malutką dziewczynką, owiniętą szczelnie kocem. Spojrzał na nią przelotnie, gdy zabierał ją z tylnego siedzenia. Ona również na niego patrzyła -niebieskimi, zaszklonymi oczami, łudząco podobnymi do tych jego. Adam przełknął ciężko ślinę, nie wierząc, ile przypadków wskazywało na łączące ich więzi. Przeszedł w miarę sprawnie do mieszkania Celiny -na tyle, na ile pozwalał mu kac i pozostałe dwie torby z ubraniami, przewieszone przez jego ramiona. Jedna należała do dziewczyny, druga do niego. Długo przed wyjściem z domu zastanawiał się, czy rozsądnie postępuje, przeprowadzając się do niej na kilka dni. Nie chciał odnawiać z nią kontaktu ani wracać do starych układów. Ale nie miał też serca z kamienia i wiedząc, że młoda matka mieszka w pojedynkę, nie był w stanie zostawić ją ze wszystkimi problemami samą.
-Zajmiesz się nią na chwilę? Muszę się doprowadzić do ładu -to była ich pierwsza wymiana zdań od przeszło godziny.
-O ile będę umiał -odparł, siadając na zasłanej kanapie w kawalerce kobiety. Obok siebie ułożył nosidełko z Amelią i przytrzymywał je ręką, by mieć pewność, że dziecko jakimś cudem nie zepchnie się na podłogę.
Dziewczynka była nad wyraz spokojna. Wodziła wzrokiem po twarzy Adama, nie ruszała się za często, jedynie miętoliła skraj koca w pulchnych palcach i przekręcała główkę, gdy mężczyzna zmienił pozycję. Musiała mieć go cały czas na oku, zaśmiał się w myślach, kiedy zobaczył jak zapatrzona w niego była.
CZYTASZ
Dom Dziecka FF -Słowackiewicz
General FictionNarkotyki prały mózg. Mafia prała brudne pieniądze. A miłość do niego prała moje znoszone serce. | Słowackiewicz modern au | okładka: @ka_flexing