1

634 31 29
                                    

Ból. To pierwsza rzecz, której doświadczyłem ja, Aphrodi, gdy tylko odzyskałem przytomność. Jęknąłem, zaciskając zęby i powieki jednocześnie. Powoli podniosłem się z zimnej ziemi i oszołomionym jeszcze wzrokiem się rozejrzałem. W mroku nie mogłem nic dostrzec poza ścianami. Stwierdziłem, że pewnie znajduję się w piwnicy. Najprawdopodobniej w swoim domu. Spróbowałem odtworzyć cokolwiek w pamięci sprzed ocknięcia się. Nic z tego. Gwałtownie złapałem się za głowę, jęcząc z potwornego, przeszywającego bólu. Bolała mnie głowa, ręce, nogi, brzuch... Dosłownie wszystko.

-O najświętsza Afrodyto - wycedziłem przez zaciśnięte z bólu zęby. - Co musiało się stać, że aż tak boli? I rąbie we łbie strasznie...

Mój wzrok powoli przyzwyczajał się do ciemności i pozwolił mi na upewnienie się, że siedzę w piwnicy. Znowu to miejsce. Westchnąłem ciężko i wysiliłem się na tyle, że wstałem, choć sprawiło mi to okrutny ból. Syknąłem cicho, ale dzielnie się wyprostowałem. Podszedłem nieco po omacku do krat. Były na tyle szerokie, że wystawiłem głowę poza nie. Spojrzałem w stronę wyjścia. Poza piwnicą, na schodach paliło się światło. Zastanawiałem się długą chwilę, czy by nie krzyknąć o pomoc, ale zrezygnowałem. Wróciłem na poprzednie miejsce i oparłem czoło na podkulonych kolanach. Znowu westchnąłem. Nagle drzwi do piwnicy się gwałtownie otworzyły, a korytarze i każde pomieszczenie w piwnicy rozbłysło okropnie mocnym światłem ledowych żarówek. Cicho pisnąłem, bo aż oczy zabolały. Mrugałem szybko, próbując przyzwyczaić oczy do światła. Jeszcze nie zdążyłem, kiedy usłyszał przed sobą, w mojej częstej "celi" surowy i oschły głos ojca:

-Mam nadzieję, że przemyślałeś swoje zachowanie, aniołku.

W tym momencie wszystkie wspomnienia nagle wróciły, co trochę mnie oszołomiło.

~Cztery godziny wcześniej~

Siedziałem w szatni po przegranym meczu z Raimonem. Patrzyłem pustym spojrzeniem przed siebie, a nawet o tym nie wiedząc, wbijałem je w oczy siedzącego naprzeciwko mnie mojego najlepszego przyjaciela, Hery. Chłopak na mnie również patrzył, ale pytająco.

-Dlaczego tak na mnie patrzysz, kapitanie? - spytał, chyba nie bardzo wiedząc jak powinien zareagować. - Szukasz wypisanej w moich oczach odpowiedzi, dlaczego przegraliśmy?

-C..co? - wybudziłem się z transu.

-Dobrze się czujesz? - zmartwił się chłopak z blizną na czole.

Gwałtownie się zerwałem. A po chwili jednak z powrotem usiadłem. Byłem kompletnie nieobecny. I pewnie wglądałem jakbym był w innej galaktyce. Hera usiadł obok mnie i położył mi dłoń na ramieniu. Milczał. Pewnie nie wiedział, co powiedzieć. Ja momentalnie się wzdrygnąłem pod wpływem dotyku.

-Byron... - Hera szybko zabrał rękę.

Ale już ani nie słuchałem, ani nie odpowiedziałem. Zerwałem się jeszcze szybciej niż poprzednio i wybiegłem z szatni. Dobrze wiedziałem, że powinienem, a w zasadzie muszę już wracać do domu. Rozejrzałem się nieobecnie, a po chwili wskoczyłem na najbliższe drzewo i na nim się skuliłem.

-"Przegraliśmy" - ta myśl powoli do mnie docierała. - I... I to moja wina.... - wyszeptałem, zaciskając powieki. - Nie, Aphrodi! To nie twoja wina - przekonywałem, a w zasadzie próbowałem przekonać sam siebie. - O..oni wybaczą... Będzie wszystko jak dawniej...

Czułem okropny ból z powodu skutków ubocznych "boskiej wody", a do tego jeszcze ból wewnętrzny. Jak mogłem! Jak mogłem tak bardzo się pomylić i do tego narazić na realne niebezpieczeństwo przyjaciół! Żebym sam siebie naraził to by tragedii nie było, ale... Poszła za mną cała drużyna. Cała. Wszyscy. Bez wyjątku. Ufali mi. Słuchali mnie. I wierzyli, że poprowadzę ich do zwycięstwa. A ja, blond paskuda, tak ich wszystkich zawiodłem! Szepnąłem do siebie:

Z pamiętnika AphrodiegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz