11

145 12 5
                                    

Powiedziała, że mnie kocha. Serce mi rosło, gdy się do niej tuliłem. Chciałbym tak na zawsze. Oddychałem słodkim zapachem perfum Cammy i czułem się jak najprawdziwszy bożek miłości. Chciałem, żeby ta chwila nigdy się nie skończyła. Żebym mógł tak na wieki. Chciałem zatrzymać czas... Ale mój "rajski czas" zadziałałby zupełnie inaczej, niż bym tego chciał. Odetchnąłem głęboko, wtulając się w dziewczynę jeszcze mocniej. Spytałem szeptem:

-I nie przeszkadza ci, że jestem taki, jaki jestem? Inny, słabszy...

-Jesteś silny, tylko tego nie widzisz. Umiesz walczyć o swoje, zawsze jesteś sobą i nigdy się nie poddajesz. Czy to nie świadczy o sile?

Po dłuższym zastanowieniu powoli przytaknąłem. Zrobiło mi się dużo, dużo cieplej na serduszku. Docenia mnie, to miło. Moja samoocena to było dno i pięć metrów mułu, a ona mnie z tego wyciąga. Kochany kwiatuszek.

Niestety, wbrew moim marzeniom, do celi po chwili wszedł tamten strażnik, a za nim mój ojciec. Na jego widok znowu gwałtownie zbladłem. No to się wydało, że żyję. Ale zamiast puścić dziewczynę i się od niej odsunąć, tylko mocniej ją przytuliłem. Powoli zapanowywałem nad swoim strachem, który wywoływał we mnie ojciec. Musiałem się pozbyć tego lęku, bo ON chce, żebym się bał. A ja musiałem stawić mu czoła. Przysięgałem sobie w duszy, że cokolwiek miałby mi zrobić, będę ją chronić. Nie pozwolę, żeby włos spadł jej z głowy. Nie przy mnie i nie ze mną.

-Zostaw ją - warknął władca wampirów, na co przytuliłem się jeszcze mocniej, kręcąc głową przecząco.

-Nie zrobisz jej nic złego - szepnąłem, głaszcząc przerażoną dziewczynę po delikatnym, jasnym policzku.

Pocałowałem ją w czoło, obejmując ją w talli i tuląc do siebie w tkwi sposób, że nikt nie miał do niej dostępu poza mną. Nie oddam jej. Zaszedłem już za daleko, żeby teraz się poddać. Niech się zegna ze swoimi planami. Tym razem nie będzie tak, jakby tego chciał. Teraz będzie tak, jak ja chcę. Koniec kropka. Może i jestem stertą samych kości, ale zrobię wszystko, żeby ją ochronić. Wszystko.

Ojciec do mnie powoli podchodził, każąc mi się natychmiast odsunąć na dwa metry. Ale ja nie zwróciłem na to uwagi. Uśmiechałem się do Cammy, a wewnątrz siebie obmyślałem, jakby się stąd wywinąć. Jestem za słaby, żeby wygrać z nim walkę, ale mam wystarczająco dużo sił, żeby...

Spojrzałem dyskretnie w stronę zakratowanego okna. Kraty dość duże, a że strasznie chudy jestem, to bym przelazł. Tylko musiałem coś zrobić, żeby odwrócić jego uwagę od siebie. Nie miałem nic pod ręką takiego. Myślałem najbardziej intensywnie, jak umiałem. Ale mózg i tym razem odmówił mi posłuszeństwa. Ten pomysł nie wypali.

Słyszałem szybki, niespokojny oddech Cammy, którą trzymałem w ramionach. Dobrze wiedziałem, że się boi. Ja nie. Ja się nie bałem. Nie o siebie przynajmniej. O nią tak. Wsunąłem rękę do kieszeni, w której zawsze chowałem swoje tabletki. Połknąłem wszystkie naraz. Albo teraz, albo nigdy. Musi się udać. Zamknąłem oczy i szepnąłem:

-Nie patrz na to.

Puściłem ją powoli. Dziewczyna od razu dosłownie osłupiała. Patrzyła na mnie z przerażeniem, ale już nie zwracałem na to uwagi. Stanąłem naprzeciwko ojca. Patrzyłem mu w oczy uważnie, oczekując jakiegoś ruchu. Przeszedłem przemianę w wampira. Czułem na sobie pełen strachu wzrok Cammy. Nie mogłem jej w tej chwili uspokajać. Musiałem walczyć o swoje. Musiałem.

Skoczył na mnie. Uniknąłem ataku, uchylając się. Skorzystałem z tego, że upadł na ziemię i przycisnąłem go kolanem do kamiennej posadzki. Przez chwilę byłem górą. Musiałem tylko go zabić. Brzmi prosto, co nie? Zabić osobę, która mimo wszystko dawała ci dom, jakkolwiek dbała o twoje utrzymanie i jest połączona z tobą więzami krwi. Przełknąłem ślinę i powiedziałem najbardziej pewnie, jak umiałem:

Z pamiętnika AphrodiegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz