14

105 8 9
                                    

Obudził mnie Destra. W zasadzie nie wysilił się zbytnio, żeby zrobić to w jakiś ludzki sposób. On po prostu zdjął ze mnie koc i zrzucił mnie z łóżka, śmiejąc się. Postanowiłem nie reagować. Leżałem na ziemi, próbując zasnąć znowu. Tak mi się dobrze spało, a ten drań mnie obudził! Jak mógł...

-Blondaś, pobudka! Północ jest!

Usiadłem i przetarłem oczy. Po chwili jednak wdrapałem się na łóżko z powrotem i wsadziłem głowę pod poduszkę, jęcząc coś w rodzaju, że nie chcę wstawać. Znowu się roześmiał, podnosząc mnie z materaca za kołnierz. Wisiałem w powietrzu, trzymany, jak dla mnie, zdecydowanie za wysoko. Destra był ode mnie o dwie głowy wyższy, co sprawiało, że czułem się nieco niekomfortowo, bo żeby na niego patrzeć, musiałem podnosić głowę w górę. A to go bardzo śmieszyło. Rozłożyłem bezradnie ręce, próbując się jako tako wyszarpnąć. Tak bardzo chciałem jeszcze spać, ale nie zanosiło się na to, żeby mi pozwolił. Uśmiechał się zawadiacko, nadal trzymając mnie za kołnierz tak, że do podłogi miałem jakieś trzydzieści centymetrów.

-Ciebie jak dziecka trzeba pilnować - to mówiąc, odstawił mnie wreszcie na ziemię. - Pościel po sobie.

Wyszedł z pokoju. Niewiedzieć czemu, zrobiłem to, co mi kazał. Nawet nie pomyślałem o stawieniu oporu. Destry po prostu trzeba było się słuchać i tyle. Nie tylko dlatego, że był dużo silniejszy i mógł mi z łatwością wyrządzić krzywdę. Dlatego, że już miałem wobec niego spory dług wdzięczności.

Posprzątałem mu cały pokój. Nawet o to nie prosił, ale jakoś tak po prostu chciałem się mu na coś przydać. Gdy już skończyłem, zadowolony z siebie odsapnąłem. Powlokłem się zaspany do kuchni. Spojrzał na mnie zdziwiony i mruknął:

-Nie musiałeś sprzątać.

-Wiem.

Podszedłem i usiadłem na krześle, które stało bliżej okna. Podkuliłem nogi i oparłem podbródek na kolanach. Destra się tylko uśmiechnął, znowu podając mi chlebek z krwią. Nie pytałem nawet, skąd ją ma. Po prostu zjadłem. Nadal byłem strasznie senny i w odpowiedzi na pytania tylko mamrotałem coś pod nosem niewyraźnie. Chłopaka to nieco zezłościło. Najwyraźniej chciał, żebym się ogarnął i zaczął myśleć. Podszedł i z całej siły trzasnął mnie z liścia, aż się nienaturalnie wyprostowałem na krześle. Zdziwiony dotknąłem policzka, sycząc z bólu. Zdecydowanie zrobił to za mocno. Oczy zaszły mi łzami, bo strasznie zabolało. Destra miał potężną ilość siły w ręce, a ja po prostu jestem słaby, kruchy i delikatny. Że jeszcze żyję to cud.

Zorientował się, że mnie zabolało. Mimo to, nie przeprosił. Chyba nie miał w zwyczaju mówić słowa "przepraszam". Spuściłem głowę i tylko milczałem. Żeby choć trochę okazał, że to było pod wpływem emocji... Ale nie. Najwyraźniej był typem osoby, która nie przeprasza i wpaja drugiej, słabszej od siebie osobie, że to ona jest wiecznie winna. To przykre. Tak się nie robi...

Zamknąłem oczy i się skuliłem. Okropne uczucie, naprawdę. On się tak patrzy, z takim wyrzutem i jakby chciał mi powiedzieć, że sam sobie winien jestem. Westchnąłem cicho i, chyba już dla świętego spokoju, szepnąłem:

-Przepraszam...

To go zadowoliło. Już się nastawił przyjaźnie. Aha więc będę musiał za każdy jego błąd przepraszać? Eh... Taki się miły wydawał, a tak naprawdę wyraźnie lubi dominować. No to pięknie. U ojca źle, u tego też będzie źle. Dlaczego życie nie może choć raz pójść mi na rękę? Fajnie by było, bycie szczęśliwym dłużej niż pięć minut. Bo to tyle właśnie trwało najdłużej. Miałem wrażenie, że się nie liczę dla nikogo. Może dla niej... Ale nikt więcej chyba tak naprawdę nie wykazywał się chęcią, żeby mi w jakikolwiek sposób polepszyć życie. Ono ciągle było takie samo... Czarno-szare.

Z pamiętnika AphrodiegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz