~1

518 33 7
                                    



-Oh Harry..- to były pierwsze słowa jakie usłyszał chłopiec, gdy ciepłe ramiona Molly zawiązały się wokół jego tułowia.- Witaj w domu.

Kiedy kobieta poluzowała uścisk, Harry delikatnie się z niego wyplątał, wymuszając drobny uśmiech do reszty rodziny. Czuł się obco, nie pasował tu.

-Chodź Harry, zaraz ci pokaże pokój w którym się zatrzymasz na ten czas.- Odezwała się, ostatecznie popychając swojego syna, aby zaprowadził Harry'ego na piętro.

Brunet w ciszy pokierował się za swoim najlepszym przyjacielem, zatrzymując się w  swoim, tymczasowym pokoju. Ron usiadł na brzegu łóżka i wbił spojrzenie w swoje kolana, obite sztruksowym materiałem, brązowych spodni.

-Niezręcznie- szepną Harry tak, że rudzielec ledwo go usłyszał, jednak zachichotał gdy dotarł do niego sens słów, a raczej słowa. Jednego.

-Tak trochę- podniósł wzrok i teraz mógł zobaczyć, jak jego przyjaciel schudł przez ostatnie czasy. Byli przyjaciółmi, nie chciał stracić brata, bo właśnie tak traktował bruneta.- Dawno się nie widzieliśmy.

-Tak- odpowiedział Harry.- Dosyć dawno.. Co robiłeś? Mam na myśli, wiesz, przez ten czas.- Wysilił się na drobny uśmiech. Szczerze chciał spać, ale bał się koszmarów, które go nawiedzają. Przypominają mu jak bardzo spieprzył. Inaczej Syriusz by żył.

-A wiesz, byliśmy w Rumunii u Charliego, nic nowego.- Odpowiedział Ron, jednak zaczął opowiadać wszystko widząc, jak czarnowłosy powoli zasypia. Gdy zasnął zostawił go i udał się do swojego pokoju.

****

Tak minął tydzień, lekkie rozmowy, wspólne obiady i przygotowania do szkoły pochłonęły ich całkowicie. Zanim się obejrzeli stali na peronie 9 i 3/4 machając do swoich rodziców na pożegnanie. Cóż.. przynajmniej nie w przypadku Harry'ego, który siedział w swoim przedziale oparty o zimną szybę, bawiąc się nitką od swojego swetra. Wiedział, że zaraz dołączy do niego Hermiona i Ron, tęsknił za dziewczyną, jednak nie potrafił tego okazać. Był zbyt zmęczony, myśli mu ciążyły nie pozwalając spać, nasuwając więcej i więcej obrazów z pamiętnej nocy.

Wyrywając go z ciemnej otchłani myśli, weszli jego przyjaciele. Długo ich nie było, ciekawe gdzie byli.

-Harry... Harry- Hermiona pomachała mu dłonią przed twarzą.- Nareszcie. Musisz się ubrać, przespałeś całą drogę.

Chłopak spojrzał na nią jak na wariatkę. Kiedy? Ale ruszył się. Wziął swoje szaty kierując się do łazienki. Przechodząc starał się nie oglądać twarzy swoich znajomych lub po prostu twarzy. Nie chciał skupiać na sobie żadnej uwagi.
Jednak kim by był gdyby nie wpadł na swojego wroga? Na pewno nie Harrym Potterem!

Draco nie przywiązując do niego większej uwagi, złapał go za przedramiona,  pozwalając mu utrzymać równowagę i mamrocząc pod nosem "uważaj Potter", mijając go.

I okey, to było niespodziewane. Zdziwiony resztę drogi przeszedł w spokoju. Gdy kończył zakładać krawat w barwach gryffindoru, poczuł jak pociąg zwalnia, tym samym dając znać, że zaraz wysiadka.
Przez tłum trudno było mu znaleść przyjaciół. Plącząc się pomiędzy uczniami,  lawirował szukając ich. Jednak szybko zrezygnował, gdy stanął przed nim problem w formie Malfoya, który łapiąc jego ramie- znowu- zaczął go ciągnąć w stronę powozu w którym siedzieli już inni ślizgoni. I to nie tak, że Harry się nie wyrywał, oj robił to, jednak czy możemy winić tego chłopca, że fizycznie nigdy nie przewyższy platynowłosego?

Więc tak bliznowaty chłopak skończył jadąc w jednym wozie z Malfoyem przy boku. Pogrążony w swoich myślach, nawet przestał na to zwracać uwagę,
do czasu gdy wyższy go szturchnął, dając znać, że dojechali.

Mijając pierwszaków, obaj ruszyli do wielkiej sali, siadając do swoich domów. Hermiona i Ron już siedzieli, czekając na przyjaciela. Gdy się dosiadł, zaczęli jeść. Harry się tylko przyglądał, nie czuł chęci jedzenia. Ale z zaciekawieniem słuchał przyjaciół, a przynajmniej udawał, że ich
słucha. Po ogłoszeniach dyrektora, wszyscy mogli się rozejść oprócz pierwszorocznych, którzy podążyli za prefektami.

Czarnowłosy nie śpiesznie zaczął przekładać nogi przez ławę, aby wyjść i móc skierować się do swojego dormitorium. Nie unosił wzroku i może to był błąd gdy omal nie wpadł- kolejny dziś raz- na kogoś. A dokładniej swojego profesora eliksirów, który oziębłym głosem kazał mu iść za nim. Harry był zdezorientowany, cały dzień jak szmaciana lalka jest ciągany, przepychany, bez prawa kontrolowania swojego ciała.

***

Doll  II DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz