Wilkowyje! Dzikie Awantury W Roli Głównej Z Tokio I Lizbona

200 16 206
                                    

Pov: Madryt

Wysiadłyśmy z PKS i rozejrzałysmy się dookoła siebie.

Oczywiście nasza ekipa w tym dzikim planie składała się z Budapeszt, Sevilli, Ámsterdam, Florydy, Nairobi, Tokio, Sztokholm i Ottawy.

Lizbona została w domu pilnować naszych mężów, żeby chaty nie rozwalili.

Pewnie przy pierwszej lepszej okazji nas sprzeda, że pojechałyśmy do Wilkowyj.

- Macie już lokal na te restauracje? - zapytała Florka, wyciągając z kieszeni jakąś mapę.

- Stara nie rób siary! Odpalimy GPS i będzie git! - krzyknęła na nią Tokio i wyrwała jej te mapę, po czym wywaliła do śmietnika.

- No to włączaj ten swój GPS - mruknęła pod nosem niezadowolona.

Tokio zaczęła coś klikać w telefonie, po chwili jednak się wkurzyła i rzuciła nim o ziemię.

- To co? Może jednak skorzystamy z tej magicznej mapy Florki? - zapytałam.

Florka uśmiechnęła się wrednie do Tokio. Na co ta wytknęła jej język.

- Na co czekasz? Wyciągaj te mapę i kieruj nami! - wydarła się na nią Budapeszt

Tokio nie chętnie podeszła do śmietnika i wyciągnęła z niego mapę.
Jednak mapa była już podarta i nie zdatna do użytku.

- To co? Mogę ponownie to wyjebac do śmietnika? - zapytała Tokio i zmarszczyła brwi.

- Wywal to i tyle. Spytamy się kogoś o drogę - powiedziała Amst i spojrzała w stronę jakiegoś mężczyzny.

Gościu trzymał w ręku taka czarna teczkę czy tam walizkę, ubrany był w czarny garniak i miał czerwony krawat.
Wszystko spoko, ale gościu miał tak poszarpany ten garniak - jakby tygrys lub inny zwierz go dopadł.

- Masz, idzie tu jakiś miejscowy. Zapytaj - szturchnęła ja łokciem, Nairobi.

Amsterdam podeszła do mężczyzny, który zatrzymał się i patrzał na jakiś pijaków - Florka nazwała ich Biznesmannami na urlopie - oczywiście siedzieli pod sklepem na ławeczce.

- Przepraszam Pana, pomógłby nam Pan dotrzeć pod ten adres? - pokazała mu kartkę z adresem.

Gościu wyrawal jej z rąk te kartkę i przeczytał.

- Nie wiem gdzie to - mruknął pod nosem i oddał kartkę. - po co to w ogole pani?

- Mamy parę spraw do załatwienia - odpowiedziała.

- Jacy my?

- Ja I moje przyjaciółki - pokazała na nas dłonią.

- W urzędzie gminy? - zapytał

- Nie! U pani Solejuk! - krzyknęła na niego. - znaczy się... Tak mi się przedstawiła jak z nią rozmawialam.

- Aha, u pani Solejuk... No to... Tam siedzi jej mąż - pokazał ręka na ławeczkę.

Pijuski z ławeczki cały czas na nas patrzeli, a gdy ten gość na nich pokazał, zaczęli do nas machać. - oczywiście nie obyło się bez śmiechów.

- Dziękuję, dowidzenia - powiedziała Amst I ruszyłysmy w stronę ławeczki.

- Tak na przyszłość! Czerepach jestem! - krzyknął za nami.

Pov: Raquel a.k.a Lizbona

Gdy dziewczyny pojechały do Wilkowyj zajęłam się dzieciakami - Antkiem i Cincinnatim. Siedziałam w salonie na podłodze i układałam z nimi klocki lego.

BekaJakRzeka [PORZUCONE] Where stories live. Discover now