Rozdział 27

2K 120 62
                                    

-No to kto na ochotnika?-odezwał się mulat, na co żaden z nas nawet nie pisnął. Przed nami znajdowała się ogromna kałuża z błota, której nie szło inaczej ominąć niż tylko przez nią przejść. Zdecydowanie nie chciałem wracać do obozowiska bez butów, więc siedziałem cicho.

-Ale z was piczki, dobra sam pójdę. Pokażę wam jak to robią prawdziwi mężczyźni-postawił powoli jedną nogę i nic się nie stało, potem kolejny krok i nagle było słychać chlupnięcie. Jego noga wpadła po kostkę w błoto  i im bardziej próbował się wydostać tym bardziej się pogrążał.

-Mógłby któryś z was łaskawie użyczyć swojej ręki? Zaraz mnie to cholerstwo wciągnie-z sekundy na sekundę zaczynał się coraz bardziej chwiać i mało brakowało, a wylądował by twarzą  w bagnie. Z jednej strony żałuję, że tak właśnie się nie stało.

Harry jako jedyny podszedł i złapał go za rękę, a następnie wyciągnął na brzeg. Cały jego but był ubrudzony brązową substancją, na co Zayn zaczął klnąć jak nienormalny. Powinien się cieszyć, że zapadł się tylko jednym, gdyby drugą nogę również postawił to dopiero było by śmiesznie.

-Skoro prawdziwy mężczyzna nie dał rady to szukamy innego wyjścia-odparł Styles otrzymjąc mordercze spojrzenie od Zayn'a.

-Możemy poszukać czegoś co posłuży nam za przejście, jakieś kamienie lub coś-zaproponowałem. Zaraz po tym każdy z nas rozglądał się wokół siebie, by znaleźc coś co nam pomoże.

-Może to się nada?-zawołał nas Niall wskazując dość sporą kupkę kamieni.

-Myślę, że się uda-podsumował Harry.

Złapaliśmy po dwa duże kamienie i zanieśliśmy je na wyznaczone przez bruneta miejsce. Zaskakująco dobrze radził sobie jako lider. Podniosłem kolejny kamień i chciałem położyć go w ostatni wyznaczony punkt, lecz z rąk zabrał mi go zielonooki. Posłałem mu pytające spojrzenie na co tylko się uśmiechnął.

-Ja to zrobię- dodał po chwili, myślałem, że nie miał komletnie humoru, a tu taka zmiana. Sam dokończył układanie i poprawianie wszystkiego tak, aby dało się przejść. Gdy już znalazł się po drugiej stronie kazał nam po kolei wolno i uważnie przechodzić, ponieważ niektóre lekko się ruszały. Ustawiliśmy się w takiej kolenjości, że Zayn był na początku, Niall w środku, a ja na końcu. Przy pierwszych krokach wszystko było stabilne, dopiero w połowie zaczynały się schody. Kamień, na którym stąpał Niall poruszył się, a chłopak odruchowo złapał się Zayn'a. Na jego nieszczęście Malik nie miał aż tak dobrej równowagi, by utrzymać ich obu i wylądował lewą stroną ciała w błocie. Harry po drugiej stronie aż kucnął ze śmiechu i wcale się nie dziwię, samemu zachciało mi się śmiać. Jak najszybciej zeskoczyliśmy za drugą stronę , a do Zayn'a zaczęło docierać co się właśne stało.

-Horan! Ty pieprzony chuju!-Był wściekły to mało powiedziane, z niego dosłownie kipiało. Razem z Niall'em odsuneliśmy się w bezpieczne miejsce,  aby Harry pomógł mu się wydostać. Czułem jak irlandczyk zaczyna się spinać i mocno zaciskał pięści na mojej koszulce.

-Już po mnie-wyszeptał dokładnie obserwując całą sytuację.

-Będziesz to ręcznie prał pojebie!-rzucił obelgę w jego stronę i ruszył do przodu. 

-Zayn, stój!-Harry złapał go za ramię i próbował zatrzymać, ale ten wyszarpał się z jego uścisku. Mogłem przysiąc, że słyszałem jak Niall'owi w tym momencie nawala serce, sam się przestraszyłem, po mulacie nigdy nic nie wiadomo.

-Złaź z drogi Tomlinson!-odepchnął mnie mało delikatnie na bok i z mordem w oczach patrzył się na Niall'a. Chciałem zebrać się w sobie i mu pomóc, ale nie zdążyłem nawet zrobić kroku, a już musiałem zasłonić się rękami przed lecącymi w moją stronę kawałkami błota. 

-Jesteśmy kwita-odparł Zayn posyłając mu ironiczny uśmieszek. Nie powinienem się w tym momencie śmiać, ale jak tylko zobaczyłem przerażonego Niall'a wysmarowanego błotem po prostu odpadłem. Co jak co, ale nie spodziewałem się Zayn'a w takim wydaniu. Nie zrobił mu krzywdy tylko zaoferował kąpiel błotną.

-Z czego się cieszysz!-burknął w moją stronę rzucając we mnie błotem, które celnie rozprysnęło mi się na policzku. 

-Widzę, że dzieci znalazły sobie zabawę, ale chyba powinniśmy już iść-oznajmił przez śmiech Harry. Widać było po nim, że czuje się dużo lepiej, więc trzeba to wykorzystać, zebrałem trochę błota i na moje nieszczęście przeleciało mu idealnie przed twarzą. Cela to ja nie mam i nigdy nie będę mieć. Powoli odwrócił się w moją stronę i jedynym słusznym rozwiązaniem było wiać przed siebie ile sił w nogach.

-Tak się bawimy?-mówił podchodząc coraz bliżej mnie, cofnąłem się najdalej jak mogłem ale zaraz za mną znajdowały się krzaki. Jestem w dupie. Pozostało mi obserować i tylko domyślać się co może zrobić. Nagle przestałem czuć grunt pod nogami i nim się obejrzłem, leżałem w kłujących chaszczach.

-Ałł-jęknąłem, dlaczego musiałby być to akurat te, które mają ostre badyle?

-Idziemy dalej-wykrzyczał idąc pewnie przed siebie, oj czekaj Styles czekaj, jeszcze się policzymy.

-Pomóc Ci?-Niall wystawił w moją stronę rękę, którą złapałem. Drugą podparłem się na ziemi i już prawie wstałem, ale komuś wyraźnie się to nie spodobało więc popchnął irlandczyka na mnie. Wrzasnąłem z bólu kiedy jego kolano zderzyło się z moim kroczem.

-Miłej zabawy-rzekł sprawca tego całego zamieszania i jak gdyby nigdy nic zniknął za drzewami.

-Złaź ze mnie błagam!-zepchnłąem go na bok, nie wytrzymałbym tak ani minuty dłużej.

Cali brudni i obolali wygramoliliśmy się z krzaków, co wcale nie było takie proste, a następnie podążyliśmy za tą dwójką. Nie mogę uwierzyć, w to co się dzisiaj dzieje, to jakiś istny kabaret. Udało nam się ich dogonić jakieś pięć minut po tym. Zatrzymali się, ponieważ droga prowadziła w dwóch różnych kierunkach. 

-Rozdzielamy się, ja i Harold w jedną, a w w drugą-ustalił Zayn, wcale mi się to nie podobało.

-Nie możemy się rozdzielić, musimy opracować plan-oznajmiłem.

-Ma rację-Harry podszedł do mnie kładąc mi rękę na ramieniu. Staliśmy pośród lasu nie mając zielonego pojęcia gdzie iść. Rozejrzałem się i moją uwagę przykuło drzewo, bardzo charakterystyczne drzewo.

-Widzicie to-spytałem podchodząc do wcześniej wspomnianego obiektu.

-No drzewo, cóż za odkrycie Tomlinson. Znajdujemy się w lesie to chyba normalne-Zayn za wszelką cenę próbował mi dogryźć, ale nie tym razem.

-Mijaliśmy je, ma charakterystycznie wygięty pień.-przejechałem po nim palcami czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony towarzyszy.

-Co ty pierdolisz? Tu jest milion takich samych drzew i krzaków!-Mulatowi zaczynały puszczać nerwy. Zdecydowałem nie przedłużać tylko posłuchać się mojej intuicji.

-Zaufajcie mi, idziemy w tą stronę-skierowałem się w odpowiednią drogę, ale nie słysząc za mną żadnych kroków zatrzymałem się. -Na co czekacie?

-Jesteś pewny? Zayn może mieć rację-mruknął Harry spoglądając to na mnie to na Zayn'a.

-Jeśli wy nie idziecie to ja pójdę, ufam mojemu przyjacielowi i jeśli mam zginąć to tylko z nim-Niall podszedł do mnie i pociągnął mnie przed siebie. Po chwili było słychać westchnięcie i kolejne kroki za nami. Wszyscy postanowili podążać zgodnie z moimi wskazówkami i takim oto sposobem wiedziałem, gdzie dokładnie się znajdujemy.

-Kręcimy się cały czas w kółko, to twoje przeczucie jest chujowe-odburknął Zayn, nagle się zatrzymując.

-Wiem gdzie jesteśmy-zapewniłem, prawdopodobnie tylko ja miałem pojęcie którędy wchodziliśmy do lasu. Skręciliśmy w ostatną drogę i wystarczyło kilka kroków by znaleźć się na zewnątrz.

-Kurwa udało się! -wykrzyczał Niall rzucając mi się na szyję. Odetchnąłem z ulgą, jednak moje przeczucie mnie nie myliło.

************************************
Zgodnie z obietnicą zostawiam wam kolejny rozdział! Napiszcie koniecznie co sądzicie 💙💚

Treat people with kindeness xxx

Love doesn't choose // Larry Stylinson/ W TRAKCIE POPRAW!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz