Rozmowa

543 17 2
                                    

Nastał poniedziałek. Dziś, wreszcie zbiorę wszystkie swoje siły i powiem temu idiocie, co o nim myślę. Cały wczorajszy dzień spędziłam, na przygotowaniu się do rozmowy z tym palantem i wiem, że nie mogę odpuścić. Czas wyjaśnić to wszystko.

Wstałam rano i postanowiłam, że dziś ubiorę się trochę inaczej niż zwykle. Zamiast zwykłej koszulki czy bluzy, założyłam satynową, czarną bluzkę z bufiastymi rękawami i moje jedyne w szafie czarne rurki. Czułam się dziwnie, ale i pewnie za razem. Nie ubieram się tak na codzień, ale dziś mam jakąś wewnętrzną potrzebę wyglądania lepiej niż zwykle. Może to dlatego, że chciała bym się spodobać Williamowi... Nie, o czym ja w ogóle myślę, nie cierpię go i nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Upokorzył mnie, a ja się dla niego stroję. Boże, co się ze mną dzieje. Lepiej się przebiorę. O tak, to najlepszy pomysł.

I w momencie kiedy już miałam w ręku dresową bluzę i moje wytarte jeansy, usłyszałam krzyk z dołu mojej mamy.

-Wen, w tej chwili złaź na dół. Dziadek już czeka w samochodzie! 

-Dobra tylko...-Zaczęłam.

-Teraz- Krzyknęła mama.

Od wczoraj, kiedy wróciła z San Francisco na wszystkich się wyżywa. Staram się ją zrozumieć, ale przecież nie ja jestem powodem rozwodu. I to, że rozładowuje swoją złość na nas, nie jest dobre.

Cóż, czyli jednak nie zdążę się przebrać. Dobra, trudno. W sumie, przecież to normalne ubrania. Zeszłam szybko na dół. Zobaczyłam, że babcia i mama zaciekle mi się przyglądają.

-Wen, ślicznie wyglądasz- Powiedziała babcia, uśmiechając się. -Dla kogo się tak wystroiłaś?

Nie miałam nawet zamiaru, odpowiadać na te głupie pytanie. Założyłam szybko moje martensy i wybiegłam z domu.

W samochodzie Nicolas, też dopytywał się, co jest powodem mojego, nie codziennego jak na mnie stroju. Czyli naprawdę musiałam, wyglądać dziwnie, skoro nawet on to zauważył.

***

Lekcje, niezmiernie mi się ciągnęły. Z jednej strony, nie mogłam się jużdoczekać przerwy na lunch, bo to właśnie na niej postanowiłam, że porozmawiam z Williamem. Ale z drugiej strony bardzo się bałam. Co jeśli, nie zgodzi się porozmawiać na osobności i znowu mnie upokorzy. Tylko tym razem nie przy klasie, a całej szkole. Trudno. Wiem, że teraz muszę zaryzykować i rozwiązać ten dziwny konflikt między nami. Chcę się wreszcie dowiedzieć czym, tak bardzo mu podpadłam.

Gdy wreszcie, zadzwonił dzwonek, na drżących nogach zaczęłam kierować się w stronę stołówki. Weszłam niepewnie i odetchnęłam z ulgą. Przy stoliku pod oknem siedział William, ze swoim rodzeństwem. Zaczęłam iść w ich stronę i gdy byłam jakieś 50 metrów od nich, cała czwórka spojrzała na mnie jednocześnie. Jak to możliwe, że dostrzegli mnie w śród tego całego tłumu.

Podeszłam do ich stolika. William nawet na mnie nie patrzył. Miałam wrażenie, że specjalnie odwraca wzrok i próbuje mnie ignorować.

-Cześć Wen- Odezwała się Melissa.

-Cześć- Odpowiedziałam niepewnie. -William, czy możemy porozmawiać? - Zapytałam. Brunet spojrzał na mnie i dostrzegłam w jego oczach coś innego niż zwykle. Nie patrzył na mnie z mordem wymalowanym na twarzy. Wręcz przeciwnie, jego oczy wyrażały jakiś dziwny ból.

-A mamy o czym?- Zapytał, zaciskając szczękę i pięści na stoliku. Czy moja osoba, aż tak bardzo działa mu na nerwy, że musi się powstrzymywać przed rzuceniem się na mnie z pięściami.

-Myślę, że tak- Odpowiedziałam już pewniej. 

-Więc rozmawiajmy.

-Chyba powinniśmy to zrobić na osobności- Zaproponowałam. Nie miałam zamiaru, wylewać wszystkich żali, przy jego rodzeństwie.

-Will idź. Wiesz, że to nie może wyglądać tak cały czas- Wtrąciła się Melissa.

-No właśnie- Dodała Aurell.

William wstał i dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak przy nim wyglądałam. Sięgałam mu ledwo do ramienia i byłam dużo, dużo drobniejsza. Jeśli rzeczywiście, rzucił by się na mnie z pięściami, nie miał bym szans nawet uciec. Może jednak lepiej, było się zdecydować na rozmowę przy jego rodzeństwie. Czuła bym się bezpieczniej.

Chłopak zaczął kierować się w stronę wyjścia, a ja próbowałam za nim nadążyć. Wyszliśmy ze szkoły i zatrzymaliśmy się przy parkingu.

-O czym tak bardzo chciałaś, ze mną rozmawiać?- Zapytał i cały czas odwracał wzrok.

-Nie rozumiem, dlaczego ciągle masz do mnie jakiś problem i traktujesz, jak bym zrobiła ci jakąś nie wyobrażalną krzywdę- Zaczęłam tłumaczyć 

-Dlaczego się tak ubrałaś?- Zapytał, tym samym totalnie ignorując to co do niego przed chwilą powiedziałam. Nie zdążyłam nawet nic odpowiedzieć, a już zdjął swoją bluzę i zaczął mi ją podawać. -Załóż to.

-Że co? Nie będę nic zakładać.

-Załóż, bo inaczej nie będę w stanie dłużej z tobą rozmawiać.

Nie no to jest jakaś kpina. Z tym typem na prawdę jest coś nie tak. Wzięłam od niego tą nieszczęsną bluzę i założyłam przez głowę.

-Teraz lepiej?- Zapytałam zażenowana.

-Trochę, ale i tak mocno wyczuwam twój zapach- Powiedział poważnym tonem.

-Chcesz powiedzieć, że śmierdzę?- Teraz już naprawdę miałam ochotę mu przywalić.

-Pachniesz najcudowniej na świecie- Powiedział z poważnym wyrazem twarzy 

To już było za dużo, totalnie nie wiedziałam co powiedzieć. Ani tym bardziej jak się zachować.

-O co do cholery jasnej ci chodzi?- Powiedziałam podniesionym głosem.

 -Mam dość- Powiedział i popatrzył mi w oczy.

-Czego masz dość?- Byłam tak bardzo onieśmielona jego spojrzeniem, że ledwo dałam radę wydusić to z siebie.

-Mam dość tego, że tak bardzo cię pragnę i ani na sekundę nie mogę przestać o tobie myśleć.

Nie nienawiśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz