ii

182 25 4
                                    

AN: Jeśli znajdziecie dzikie zwierzę i zdecydujecie się je uratować, zapewnij mu opiekę profesjonalisty. Nie znęcajcie się także nad rybami. Nie bierzcie przykładu z Hanji :)

- Ile jeszcze? — zapytałem, niecierpliwiąc się. Od dobrych dwudziestu minut prowadziła mnie przez las, wzdłuż drutu kolczastego. Nie przejmowała się nim, więc miała już wiele zadrapań na wysokości kostek. Lekkomyślnie nie obawiała się infekcji.

- Minutę, naprawdę — powiedziała, idąc coraz szybciej — Już prawie to widzę.

- Mówisz to od pięciu minut — westchnąłem. Chciałem wrócić do domu, spędzić tam spokojny wieczór, ale oczywiście musiała mnie wyciągnąć na dwór. I to wtedy, gdy zaczynało się ściemniać, słońce niemal już dotykało horyzontu, a mi zaczęło być zimno. Hanji to nie przeszkadzało, miała zawiązaną na biodrach bluzę, a i tak biegała w krótkim rękawie. Przyspieszyłem, by za nią nadążyć.

Po minucie czy dwóch ścieżka się skończyła, zobaczyłem małą dolinkę. W dole był mały strumień, za mały na rzekę, gęstą ścianę krzaków z czerwonymi jagodami i drzewo. Dość masywne, najwyraźniej jest tu od dłuższej chwili. Hanji zeskoczyła na dół, lądując na kamieniu na środku strumyka, po czym zwinnie chwyciła się gałęzi drzewa. Chyba chciała się popisać, bo można było normalnie przejść po ziemi, co ja uczyniłem. Oprócz dziupli w pniu drzewa zauważyłem także zwisającą z gałęzi linę i parę belek wbitych w korę drzewa, formujących średniej jakości schodki. Chwyciłem się liny, po czym podciągnąłem się na niej i z pomocą schodków wszedłem w koronę drzewa, gdzie siedziała już Hanji, trzymając w dłoniach skrzynkę, którą wykopała na cmentarzu. Było tu wystarczająco dużo miejsca na obu nas, więc oparłem się o jedną z większych gałęzi.

- Co mi chciałaś pokazać? - zapytałem, badając wzrokiem otoczenie i spoglądając na strumień w dole.

- Ach! Już pokazuję — Hanji wrzuciła skrzynkę do dziupli, po czym odsunęła mnie i wspięła się na gałąź, o którą byłem oparty. Przez chwilę stała w górze, po czym ściągnęła z góry małego wróbla.

- Nie powinnaś dotykać dzikich zwierząt — powiedziałem — Mogą cię ugryźć i będziesz od nich chora.

- Głupota. Jak miałby taki mały ptak mnie ugryźć? - zaczęła głaskać palcem zwierzę, a ja się zamyśliłem — Stracił mamę. Gdy go znalazłam, był nie miał jeszcze piór, więc musiałam się nim sama zająć. Rozumiesz to? Dwa tygodnie karmienia piskląt nawet w nocy, chowania ich przed rodzicami. W końcu mogłam je przenieść tu, do gniazda. Ma już prawie półtora miesiąca i dobrze sobie radzi. Patrz, jaki uroczy!

- Rzeczywiście — skłamałem, nie chciałem urazić jej uczuć. Widać, że jest do tego entuzjastycznie nastawiona.

- Mam nadzieję, że znajdzie jakąś koleżankę i założy rodzinę. Chociaż nie wiem, czy znajdzie jakiegokolwiek ptaka tuż przy autostradzie.

Nie zauważyłem jej, zanim mi jej nie wskazała. Za gęstą ścianą krzaków była autostrada, pewnie tam straciła życie matka wróbla. Zanotowałem, że fragment autostrady nie miał ogrodzenia.

- Nie jest to zbyt niebezpieczne? Coś mogłoby się stać...

- W ogóle! Już parę razy wspinałam się po tych krzakach, by się dostać na drogę. Zdziwiłbyś się, ile padliny tam można znaleźć.

- Ohydne. Zmieńmy temat.

- Chcesz zobaczyć żaby?

Odstawiła wróbla na miejsce, po czym prosto z gałęzi zeskoczyła do strumienia, zanurzając się w wodzie do kolan.

- Oj! Przestraszyłam was? — usłyszałem jej głos z dołu, gdy gadała do ropuchy siedzącej dwa metry dalej na kamieniu.

- Nie powinnaś jej dotykać, może być trująca — powiedziałem.

Aż po grób | LevihanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz