12. Objawienie mocy.

45 8 3
                                    

{MIRANDA}

NIEDZIELA, 9 LIPCA

     Cmentarz za dnia wydawał się bardziej przyjazny niż nocą. Było to prawdopodobnie dość oczywiste stwierdzenie, choć w sumie moje wspomnienia związane z tym miejscem nie były w większości zbyt przyjemne. Szeroka ścieżka wyłożona kostką brukową przypominała mi o Godzinie Czarownic i wszystkich strasznych rzeczach, których wtedy doświadczyłam, a otaczające nas nagrobki o Annabelle i jej mocy.

     Julian półgodziny wcześniej przyjechał po mnie z Victorem i Adrianem Rodriguezem autem. Tym razem to on prowadził – niedawno zaczął uczyć się jeździć i chciał jak najwięcej ćwiczyć. Potem zajechaliśmy już pod cmentarz, który znajdował się niedaleko mojej willi odziedziczonej po babci. Pod bramą czekała na nas już Susannah Adams w towarzystwie swojego chłopaka, Charlesa Graystone'a. Oboje wydawali się nieco poddenerwowani. W zasadzie to każdy z nas był na swój sposób zaniepokojony.

     Ruszyliśmy główną alejką w stronę krypty rodziny Wright. Tym razem doskonale już wiedziałam, gdzie znajdowało się to miejsce. Uśmiechnęłam się pod nosem, mimo że nie było mi do śmiechu. Zauważył to Adrian, który właśnie się zrównał ze mną i Victorem.

     – Czemu się cieszysz? – zapytał i zmierzył mnie wzrokiem. – Lubisz takie klimaty, tak? Czarne msze i tym podobne?

     Uniosłam brwi i pokręciłam głową. Dobra, wiedziałam, że gotyckie ciuchy, które zwykle dla siebie wybierałam, często potrafiły zwieść ludzi, ale przecież nie mogłam w tamtym momencie wyglądać na zadowoloną czy podekscytowaną. Nie widział moich trzęsących się rąk?

     – Nie. – Przyjrzałam mu się uważniej. Był nieco spanikowany. – To, że widzę zmarłych, nie znaczy, że interesuję się satanizmem, okej? Pff, co to w ogóle za pomysł.

     – Wyglądasz na szczęśliwą – zauważył. – I masz kolczyki-krzyże.

     Przewróciłam oczami.

     – To tylko element mojego wizerunku. I nie jestem szczęśliwa. Po prostu cieszę się, że nie muszę tu znów przychodzić, gdy jest ciemno. Ostatnim razem było wystarczająco strasznie, a teraz... przynajmniej widzę dokładnie, co się wokół mnie dzieje.

     – Właśnie – poparł mnie Victor.

     Adrian uniósł dłonie w geście poddaństwa, ale nie wydawał się uspokojony.

     W zasadzie to zaskoczyło mnie, że dołączył do naszej „drużyny". Sądziłam, że pozostanie przy swoich przyjaciołach, bo tak naprawdę nie miał chyba powodu, by się z nimi rozdzielać. Ani ja, ani Julian nie znaliśmy go zbyt dobrze, nie wspominając już o Victorze, który ledwo orientował się, z kim się przyjaźnił. Wydawało mi się też, że Adrian nie miał też czego szukać na cmentarzu – z tego, co wiedziałam, jego rodzina mieszkała gdzieś w Kalifornii, więc niemożliwym było znalezienie tu grobu kogoś od Rodriguezów. Kiedy podzieliłam się moimi wątpliwościami z Julianem, ten przebąknął coś o Meghan Maxwell i ich napiętych stosunkach. Nie pytałam o więcej – tyle mi wystarczyło.

     Adrian już się do mnie nie odezwał, a Victor paplał bez końca na jakieś mało istotne tematy, zapełniając swoimi słowami ciszę między nami. Dzięki temu mogłam w pełni skupić się na duchach, które nieśmiało wyglądały zza nagrobków. Nie było ich zbyt wiele, ale nawet taka garstka bywała upierdliwa, gdyby chciała. Żaden z nich nie był jednak skory do kontaktu. Większość z nich w milczeniu po prostu wskazywała ręką na koniec alejki, czyli miejsce, gdzie znajdowała się krypta Wrightów.

Beyond the DarknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz