𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪ł 𝓥𝓘

686 41 4
                                    

Ważna notka na dole


Chodzę niespokojnie po statku czekając na jakieś wieści, na powrót szatynów. Przewiduję najgorsze scenariusze, mógł wpaść do jaskini i co gorsza umrzeć. Patrząc w stronę wyspy usłyszałam ryk, zerknęłam przestraszona na oficera.

-Co to za dźwięk? - spytałam, obawiając się najgorszego. I chyba się nie myliłam widząc jakby zionięcie ogniem.

-Może to z wulkanu. - dodała Łucja, jakby chcąc mnie pocieszyć.

-Niestety boję się, że nie - Zaraz co? To, co to może być, a co jeśli przez to zginęli chłopcy.

Uspokój się Lottie wszystko będzie dobrze. Łysy zaczął wydawać rozkazy, kusznikom kazał iść na stanowiska. Będą w coś strzelać tylko w co.

Nagle odebrało mi mowę prosto na nas leciał ogromny smok. Nie mogłam się ruszyć, za bardzo się bałam. Załoga zaczęła panikować, nic tu po mnie. Wzięłam Gael za rękę biegnąc w stronę kajuty.

-Siedź tu i nie wychodź dopóki ktoś po ciebie nie przyjdzie! - krzyknęłam czując w sobie odrobinę odwagi.

Nie mogę się chować kiedy oni będą ratować mi życie. Wzięłam pierwszą lepszą kuszę i wybiegłam z pomieszczenia. Zwierzę próbowało złamać maszt. Przez chwilę próbowałam zrozumieć jak działa broń dopóki nie wystrzeliłam w drewno. Podniosłam kuszę celując w smoka, który cały czas się wiercił.

W moim zasięgu wzroku pojawił się Ryczypisk, biegł prosto na gada. Czy go powaliło był tysiąc razy większy niż on. Wbił mu szablę w łuskę a ten odleciał, niby nic ale pokonał zwierzę. Patrzyłam przerażona jak ucieka w stronę wyspy. Nagle wrócił trzymając w rękach...

-Edmund!! - krzyknęła zdzierając sobie zapewne gardło. Skręcił przy nas wracając z nim na ląd.

----------------------------------

Stałam przerażona przy smoku, którym okazał się być mój brat. Tak dokładnie święty Eustachy postanowił zabrać sobie smocze złoto. Widząc, że próbuje zdjąć branzolete, podeszłam do niego próbując ją zdjąć.

-Jest jakiś sposób żeby go odczarować? - szepnęłam ze strachem patrząc na Króla.

-O ile wiem nie - odpowiedział wymieniając spojrzenia z oficerem. Zerkaliśmy z bratem na każdego po kolei ze zdziwieniem w oczach.

- Jak to nie? Nie może zostać taki na zawsze! - zaczęłam panikować, chodząc w kółko.

-Waszym rodzicom to się nie spodoba - dodał mój kuzyn. Zawsze chcieli mieć w domu smoka wiesz? Nawet sprowadzali sobie jednego zza granicy. Ryczypisk zaczął przepraszać za dźgnięcie go w rękę.

-Szalupy gotowe Kapitanie! - krzyknął ktoś z załogi.

-Nie możemy go tu zostawić! - krzyknęłam w tym samym, czasie co Łucja. Oficer zaczął się wymądrzać, że na pokład też go nie weźmiemy aż nagle zjawił się rycerz na białym koniu.

-Drinian -woo to on ma imię - Wracaj z ludźmi na statek - dał mu broń. - My spędzimy noc tutaj. Może coś wymyślimy! - matko jak ja go kocham! Znaczy co nie.

-Ale nie macie prowiantu! A noce tutaj są bardzo zimne jaśnie Panie - rzekł ojciec Gael. Nagle Eustachy zionął lekko ogniem, dając znak, że on nas ogrzeje. Zaśmialiśmy się, on naprawdę chciał się na coś przydać.

-------------------------------

Leżałam o dziwo znowu koło Kaspiana, patrząc w gwiazdy. Za trzęsłam się, czując chłód mimo rozpalonego ogniska.

It's just a dream //KaspianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz