𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪ł 𝓥

688 28 2
                                    

Był sztorm deszcz nie przestawał lać, morze wariowało. A my siedzieliśmy w kajucie Kaspiana. Usiadłam na jednym końcu widząc iż ten siada na drugim. Strasznie trzęsło, słuchać było krzyki załogi, przeraziłam się lekko. Raz przyłapałam go nawet na tym, że bez słowa się we mnie wpatrywał.

-Nawet jeśli zmniejszę posiłki o połowę prowiantu staczy na dwa tygodnie - zaczął oficer, zerkając na Edmunda. - Już najwyższy czas by zawrócić mój Panie! - czekał cierpliwie na jego decyzję.

-I tak nie dostrzeżemy błękitnej gwiazdy w tej burzy - wtrąciłam się do rozmowy.

-Właśnie i pożre nas wąż morski- zaśmiałam się na słowa kuzyna jednak widząc wzrok szatyna zrozumiałam, że to nie żart.

-Załoga zaczyna szaleć! Nigdy jeszcze nie widziałem takich wód! - dalej się wykłócał.

-Czy w takim razie byłby Pan łaska zawiadomić Rhince, że przerywamy poszukiwania jego krewnych? - bez słowa wyszedł na deszcz, a ja chcąc się podnieść wpadłam na Kaspiana.

-Ja.. - szepnęłam stojąc zbyt blisko niego. Odpuszczając sobie kończenie wypowiedzi po prostu patrzyłam mu w oczy. Nagle ten bez słowa zgrnął mi włosy z twarzy i pocałował w policzek. Tak policzek jak jakąś starą ciotkę.

-Dobranoc - dodał i wyszedł się zdrzemnąć. Zdezorientowana stałam tam jeszcze chwilę dopóki nie poczułam zmęczenia.

Znowu stałam przy ogromnym lustrze poprawiając włosy. Tym razem z ogromnym uśmiechem na twarzy. Poprawiłam suknie i podeszłam do równie szczęśliwej matki.

-Chodźmy już twój ukochany czeka! - złapała mnie pod ramię i pociągnęła w stronę lasu.

Idąc w głąb niego zauważyłam gości nie tylko ludzi ale i zwierzęta. Podchodząc do księdza, patrzyłam z uśmiechem na mojego wybranka. Ale zaraz coś mi tu nie grało. Matka nie pozwoliłaby mi się ożenić z miłości nie z nim nie tutaj.

Podniosłam wytraszona głowę od razu kierując się w stronę gdzie spali chłopcy. Widząc ich, podeszłam do hamaka Kaspiana, patrząc mu prosto w oczy.

-Nie mogę spać - zaczęła Pevensie, którą dopiero zauważyłam.

-Coś się tu dzieje - szepnęłam cała się trzęsąc, czekoladowooki złapał moje dłonie w swoje, nie spuszczając ze mnie wzroku.

-Niech zgadnę miałyście koszmar - chcąc czy nie chcąc zerknęłam na kuzyna - Albo wszyscy poszaleliśmy - dodał patrząc na każdego po kolei.

-----------------------------------

Kolejnego poranka dopłynęliśmy do jakiejś wyspy. Król postanowił na nią zejść. Tak więc siedzimy w niewielkiej łodzi, stykając się ramionami.

-Wątpię, że lordowie się tu zatrzymali - powiedział pewny siebie Ryczypisk.

-Nie widać żadnych oznak życia - szepnęłam delikatnie przybliżając się do szatyna.

-Zgadzam się - popatrzył na mnie jakby zgubił się w moich oczach. Jednak szybko otrzeźwiał patrząc na mysz. - Mimo wszystko weź ludzi i poszukajcie wody i żywności. My we czworo rozejrzymy się po wyspie - Czworo?

-Chwileczkę chyba w piątkę - zdenerwował się Eustachy. Czyli to mnie chcieli wziąć. - Nie przydzielajcie mnie znowu do tego szczura. - ja na jego miejscu wolałbym zostać w bezpiecznym miejscu niż pakować się w sam środek masakry.

-Słyszałem to! - uśmiechnął się Ryczypisk.

-Gumowe ucho - szepnął ledwo słyszalnie.

-To słyszałem również - wybuchłam śmiechem, przez co większość załogi w tym Kapitan się na mnie spojrzeli.

It's just a dream //KaspianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz