𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪ł 𝓘𝓘𝓘

732 20 2
                                    

Wyspa jak wyspa, kamienne budynki i ani śladu żywej duszy. Wyglądała na opuszczoną ale czułam, że coś tu nie gra.

-Posłuchajcie?- wzrok wszystkich przeniósł się na Łucje - Pochowali się wszyscy gdzieś?

Siedziałam na łódce czekając aż jakiś dżentelmen pomoże mi z niej wyjść. Jednak się przeliczyłam co do nich, Kaspian już dawno rozglądał się po wyspie a mój kuzyn rozmawiał z kuzynką. Uśmiechnęłam się do Ryczypiska, który jako jedyny okazał mi pomóc. Ze strachem i ciekawością, podążyłam za resztą, zostawiając w tyle brata.

-Wy jesteście naprawdę spokrewnieni? - prychnął Kapitan zerkając na naszą czwórkę, gdy Eustachy przewrócił się wychodząc z łodzi.

Zgromiłam go wzrokiem, a ten nic sobie z tego nie robiąc poszedł dalej. Idealną ciszę przerwał dźwięk uderzania w dzwon, natychmiast przeszła mnie gęsia skórka. Nie wspominając już o blondynie, który schował się za mną. Bo halo co ja miałabym zrobić? Nawet nie umiem walczyć!

-Ryczypisk zostań tu z załogą i pilnuj wybrzeża! - wydał rozkazy król Narnii, co wywnioskowałam dopiero teraz po jego zachowaniu. - My pójdziemy dalej.

Nie czekając ani chwili dłużej złapałam brata za rękaw i pociągnęłam w stronę dalszej części wyspy. Zerknął na mnie wystraszony, ale widziałam, że był wdzięczny iż go nie zostawiam.

-Przeraża mnie to miejsce. - szepnęłam, i spotkałam się ze zmartwionym wzrokiem szatyna. Martwi się?

-Nie tu też nikogo nie ma! To co wracamy? - z wpatrywania się na chłopaka, wyrwał mnie głos Eustachego.

Trzeba przyznać, że Kaspian był bardzo przystojnym mężczyzną. Miał piękne czekoladowe oczy, które wręcz zlewały się ze źrenicą. Ale problem polegał w tym, że od naszego pojawienia się na statku uważał mnie za paniusie, za kogoś kto żeby, uratować siebie wydałby rodzinę i przyjaciół.

Cała trójka podeszła do wielkich drzwi, szłam przy Łucji ściskając ją za rękę. Blondyn cały czas chciał wracać, nie ukrywam, że ja też ale tego nie pokazywałam.

-Zostań możesz ochraniać tyły! - krzyknął do, niego Emund, zniechęcony jego tchórzostwem. Ten bez krzty zwątpienia od razu się zgodził podchodząc do nas i łapiąc mnie pod ramię.

-Dobra myśl kuzynie! Nareszcie myślisz logicznie - zerknęłam na niego ze zdziwieniem a ten dodał ciszej - We dwójkę raźniej nie?

Patrzyliśmy na pozostałych wchodzących do budynku wyglądającego jak pałac tyle, że stary i opuszczony. Kaspian przed wejściem podszedł do nas chcąc dać Scrubbowi sztylet, jednak szybko zrezygnował i podał go mi.

-Jej ufam bardziej. - wytłumaczył swoje zachowanie, na co zerknęłam na niego z niedowierzaniem.

-Gdybym jeszcze umiała z tego korzystać. - szepnęłam, na co czekoladowooki posłał mi niewielki uśmiech.

Zostaliśmy sami nie umiejąc się obronić z jednym sztyletem w mojej ręce. Zgarnęłam swoje rude włosy z twarzy, stałam w gotowości by zaatakować mimo iż nikogo ni widziałam. Nawet ciężki oddech Eustachego wzbudzał we mnie strach. Baliśmy się oboje. Mogłam iść z nimi, nie obawiałabym się tak.

-To szaleństwo! Zostawili nas tu samych! - krzyknął na co przyłożyłam mu rękę do ust, słysząc kroki.

-Ktoś tu jest. - upomniałam go, rozglądając się dookoła.

Widząc jakiego mężczyznę, odepchnęłam brata na bok próbując sztyletem trafić w cokolwiek byle by nas zostawił. Nagle zauważyłam innego faceta trzymającego krzyczącego Scrubba.

It's just a dream //KaspianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz