❰ Rozdział 8 ❱

139 9 4
                                    

Matt natarczywie wpatrywał się w postać Severide'a. Kelly stał w codziennym ubraniu i wyglądał przez okno, przyglądając się chicagowskim budynkom. Niby wszystko wyglądało normalnie, jak normalnego dnia.. jednakże było można zauważyć jedną, bardzo istotną zmianę - wyraz twarzy porucznika był niewyraźny. Nie dało się wyczytać żadnych emocji... Nieważne jak bardzo Casey się starał, nie był w stanie.

— Matt? — wyrwał go z zamyślenia Boden. — Wszystko dobrze?

— Tak. W czwartek normalnie stawię się w remizie.

— Na pewno? — starał się upewnić. — Wiesz, że nie pozwolę ci w pełni pracować?

Matthew jeszcze raz popatrzył w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się Severide - teraz już go tam nie było. Musiał się z tym pogodzić.

— Wiem. Najwyżej nadrobię papierologię — stwierdził wyjątkowo spokojnie, co nieco zmartwiło Wallace'a.

❖❖❖

Czwartek nie zapowiadał się zbyt spektakularnie. Godziny drugiej zmiany mijały w zastraszającym tempie, w dodatku bez wezwań. Żadnych wypadków, pożarów, osób potrzebujących pomocy... To jest wręcz nieprawdopodobne, nieprawdaż? Strażacy spędzali ten czas głównie na konserwacji sprzętu, ale też na innych, indywidualnych czynnościach. Mimo wszystko - nie rozmawiali ze sobą, a jak już - tylko na tematy dotyczące pracy. Boden zaś załatwił tymczasowe zastępstwo zarówno za Matt'a, jak i za Severide'a. Tylko tak mógł na ten moment pomóc remizie.

Cruz zgasił silnik, a następnie opuścił pojazd. Trójka wymyła swój wóz co do milimetra. Każda zewnętrzna część lśniła w chicagowskim słońcu. W końcu... Co mieli innego robić? Grać w Scrabble? Dziwnym trafem pogubiły się kafelki z literami. Karty? Nie mieli ochoty. Przygotować obiad? To nie w ich stylu, poza tym ktoś inny został w to wrobiony. A jednak musieli się czymś zająć, by przestać nadmiernie myśleć.

— Dobra, chłopaki — powiedział tymczasowy porucznik. — Obiad jest gotowy. Chodźmy zjeść, zanim zabraknie.

Capp i Tony od razu skierowali się w stronę świetlicy, zaś Cruz został jeszcze chwilę przy wozie.

— Joe, idziesz?

— Muszę jeszcze jedną rzecz sprawdzić i już do was idę — odpowiedział, a porucznik, bezsilny w tym wszystkim, po prostu odpuścił.

❖❖❖

— Dzień dobry, panie strażaku!

Cruz podniósł głowę i spojrzał w kierunku głosu. Na widok chłopca, uśmiechnął się.

— Cześć, kolego! Co tu robisz? Sam tu przyszedłeś?

Blondyn podszedł bliżej wozu trójki dość niepewnym krokiem.

— Mama czeka przy samochodzie — wskazał na stojące przy drodze ciemne Volvo. W środku siedziała kobieta, która wcześniej uderzyła kapitana. Takiego widoku się nie zapomina. — Przyszedłem podziękować panu strażakowi, który mnie uratował.

— Pamiętasz może, jak się nazywał?

— Strażak... Kelly? — odpowiedział dość nieśmiało. — Wyciągnął mnie z pożaru kilka dni temu.

Cruz zamilkł. Co miał powiedzieć chłopcu? Prosto z mostu? Że nie żyje i nie będzie miał okazji podziękować? Nie. On nie był w stanie.

— Przykro mi, ale nie ma go.

— Och... Szkoda — chłopiec posmutniał i opuścił wzrok.

— Ale sądzę, że pewien strażak chciałby z tobą porozmawiać.

— Naprawdę? — zainteresował się. — Kto?

❖❖❖

— Kapitanie — Joe zapukał w szklane drzwi kwatery. — Ktoś do ciebie.

Matt zostawił długopis na biurku, a potem odwrócił się. Sprawnie przelustrował wzrokiem przybysza. Skądś go kojarzył, choć nie był pewny tak naprawdę skąd.

— Casey, to jest Martin. Dzieciak, którego uratował Severide z ostatniego pożaru.

Matthew spojrzał na Cruza z wewnętrznym bólem. Nie czuł się gotowy na rozmowę o tym i gdyby to nie był dzieciak, najpewniej prosiłby o odprowadzenie osoby do wyjścia.

— Pana Strażaka Kelly'ego nie ma, ale podobno pan chciałby ze mną porozmawiać... — w głosie chłopca było słychać niepewność i w pewnym stopniu strach.

— Tak, chciałbym ci coś powiedzieć — odpowiedział wręcz nienaturalnie spokojnie, ku swojemu zaskoczeniu. — Dzięki Cruz.

Strażak skinął głową i rzucił ostatni uśmiech blondynowi. Gdy tylko Joe ruszył w kierunku świetlicy, Matt wskazał dziecku łóżko, na którym po chwili dzieciak zasiadł. Szklane drzwi zamknęły się i mogli zacząć rozmawiać.

— Kiedy pojawi się pan Kelly? — zapytał od razu. Widać, że bardzo mu zależało na spotkaniu, podziękowaniu i przytuleniu strażaka.

— Martin, słuchaj. Wiem, że bardzo chcesz się spotkać z porucznikiem, ale...

— To on umarł?

— Co? — Casey był w szoku. Skąd dziecko mogło się o tym dowiedzieć? Ba, dlaczego od razu stawia na najczarniejszy scenariusz?

— W telewizji mówili, że ostrzelano waszą remizę i jeden ze strażaków umarł. To pan Kelly? Tylko proszę, nie mów tak jak moi rodzice, kiedy babcia poszła do nieba... Jestem już duży i mogę znać prawdę!

Silne zawahanie złapało Matt'a. Czy postąpić według prośby chłopca czy może obrać bardziej delikatną wersję i wszystko wyjaśnić "na okrętkę"?

— Tak. Niestety, to był on. Niedługo odbędzie się pogrzeb — zgodnie z życzeniem, nie owijał w bawełnę. Martin wydawał się dojrzały, jak na swój wiek... po co więc ukrywać prawdę?

Chłopiec przez chwilę po prostu patrzył na kapitana ze łzami w oczach. Nie docierały do niego słowa, choć sam już przypuszczał, co się wydarzyło... A Casey zaczął się zastanawiać, czy dobrze zrobił... Aż nagle szmaragdowooki wstał, podszedł do Matt'a i wtulił się w niego.

— Kiedy będzie pogrzeb? — zapytał nagle. — Ja... pojawię się z rodziną... Chciałbym podziękować panu Kelly'emu za uratowanie... Chciałbym mu powiedzieć, że był bohaterem tutaj na ziemi i teraz będzie bohaterem tam, w niebie... Tak jak moja babcia! Będzie z nią ratował aniołki, gdy wpadną w tarapaty...!

❖❖❖

❰ 915 słów ❱

Krótki rozdział wstawiony i od razu mówię, że wprowadziłam drobną zmianę w 3 rozdziale (zmiana wieku Martina na 8 lat, by nie był takim małym dzieciakiem). Poza tym, niech mnie ktoś nauczy w dialogi... to zdecydowanie jest moja pięta achillesowa.

Uwierzcie mi, pisanie podczas oglądania zawodów oraz uczestnictwa w lekcjach nie jest łatwe, a szczególnie gdy dodatkowo przy wstawaniu kręci się w głowie... :) Ale co zrobić... wena się pojawiła, trza ją wykorzystać. Tylko żeby siły psychiczne i fizyczne były...

❝ No chance ❞ [Chicago Fire]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz