Matthew stał oparty o ścianę naprzeciwko fotografii zmarłych strażaków i wpatrywał się w postać Severide'a. Minął miesiąc, a nawet nieco więcej od jego pogrzebu. Zbliżała się końcówka czerwca. Temperatura była coraz wyższa, a wezwań przybywało... W mieście zaczęło pojawiać się coraz więcej turystów, a młodzież wpadała na głupie pomysły. Remiza miała pełne ręce roboty, a jednak - bez dwóch najlepszych strażaków - dali sobie radę.
Od maja Matt zdążył mniej więcej ogarnąć się i wrócić do normalnego życia - głównie dzięki nagłej pomocy Boden'a oraz dzięki wsparciu remizy. Cała ta sytuacja z komendantem wywołała śmiech u kilku strażaków... I nie bez powodu! Casey stawił się na następną zmianę. Przywitał się najpierw z siedzącym w garażu Squad'em (który nie krył zdziwienia jego przyjściem!), a gdy tylko przekroczył drzwi do głównej części budynku, od razu natknął się na Boden'a, otrzymawszy tym samym przymusowy urlop. I choć początkowo kłócił się, że jest zdolny do pracy i sprosta wszystkim wyzwaniom, przegrał, przyjąwszy decyzję. Mimo wszystko został wtedy w remizie do wieczora... Nie chciał być sam.
Wtem jak przez mgłę usłyszał wezwanie. Sygnał dźwiękowy był dość cichy. Słowa dyspozytorki wydawały się jakby bardzo odległe i niewyraźne... Nie dało się zrozumieć ich sensu. Nawet nie próbował...
— Kapitanie! — zwróciła się do Casey'ego Kidd. Na jej twarzy promieniował uśmiech, a głos był ciepły, pełen radości. — Wezwanie mamy! Sprężaj się!
Matt oderwał wzrok od ramki i spojrzał na Stellę. Uśmiechnął się na jej widok. Porucznik Stella Kidd. Wesoła, szczęśliwa, ale opanowana, gdy wymaga tego sytuacja. Tyle go ominęło podczas urlopu... Nie zdążył jej nawet jeszcze pogratulować! Ale nie tylko tego jeszcze nie zrobił - podczas wolnego spędzał większość czasu samotnie - albo na cmentarzu, albo w mieszkaniu, albo... na rybach. Złowił wiele ciekawych ryb - większe, mniejsze, bardziej rzadkie lub pospolite i wręcz do jego obowiązków należało pochwalenie się komendantowi i kto wie? Może umówienie się na wspólne łowienie? To jedyne, co sprawiało mu jeszcze choć grosz przyjemności, poza pracą.
— Już idę, poruczniku! — odpowiedział jej po chwili, również z uśmiechem.
Stella kiwnęła głową i zniknęła za ścianą. Tak. Ona zdecydowanie była szczęśliwa i dała sobie radę mimo tej całej sytuacji...
❖❖❖
Casey biegł pustym korytarzem remizy. Był ostatni. Co akurat można było przewidzieć... Jako jedyny nie był w stanie usłyszeć wezwania... Zareagował jako ostatni. Zarówno świetlica jak i sala konferencyjna zostały pozbawione jakiejkolwiek żywej duszy... "Czyli wszyscy zostali wezwani" - wywnioskował.
Otworzył drzwi do garażu, postawił pierwszy krok i zastygł w miejscu... Wlepił swoje zielone oczy w drzwi wozu Squadu, które zostały przed chwilą zamknięte przez Kidd. Był po prostu w szoku. Cudem powstrzymał emocje. Wyzłacany napis podniósł go na duchu i wzruszył...
"Kapitan Kelly Severide
1982 - 2019"Nic o tym nie wiedział. Nikt nawet nie mówił o takim pomyśle. Nikt nie powiedział o uhonorowaniu Severide'a w taki sam sposób, jaki zrobiono z Shay... Choć mimo wszystko odetchnął z wewnętrzną ulgą i ruszył w stronę swojego wozu 81, by tak jak Severide, pomóc zwykłym ludziom... By być czyimś bohaterem.
❖❖❖
❰ 480 słów ❱
< To już jest koniec... Nie ma już nic... >
Cieszę się, że ta książka została (jako pierwsza!) zakończona wtedy, kiedy to sobie zaplanowałam. Zawsze miałam z tym problem - często gorsze dni, nadmiar problemów, brak siły i motywacji + ulotna wena powodowały, że termin końca się przesuwał... A przecież - przygodę z One Chicago zaczęłam dość niedawno, bo dopiero we wrześniu znalazłam czas na rozpoczęcie oglądania. Wydaje się to wręcz nieprawdopodobne, że tak szybko udało mi się to skończyć, a wena przy tym wszystkim niewiarygodnie dopisała.
Co do samej książki i historii - pewnie niektórym wyda się ta sytuacja znajoma - kłótnia Severide'a i Casey'ego, ostrzelanie remizy... - i to prawda! Jest to (jak się później okazało) przerobiony odcinek 19 z pierwszego sezonu. Pomysł na to pojawił się podczas za bardzo szczegółowego snu, gdzie fakt faktem wyglądało to lepiej. Ale nie da się odwzorować snu 1:1 - opis nigdy nie zastąpi obrazu... I pomyśleć, że to miał być one shot...
Poza tym... Pragnę podziękować wszystkim, którzy byli tutaj ze mną i w pewien sposób mnie wspierali. Było wiele momentów, gdzie chciałam odpuścić i zawiesić tą książkę, bo nie ma sensu, bo jest źle pisana, bo zaraz coś zniszczę... Nie mam talentu do pisania, popełniam wiele błędów, ale mnie to uspokaja (?) i pozwala odciąć się od nieprzyjemnego życia. Ale cieszę się, że tego nie zrobiłam. Zawsze to nowe doświadczenie, możliwość poznania ludzi..
Bardzo chętnie przyjmę opinie i uwagi dotyczące książki, żeby nadchodzące historie były jeszcze lepsze! Na pewno nie będzie czegoś takiego, że rozdziały będą się pojawiały w konkretny dzień! Działanie pod presją czasu nie jest dla mnie xD
Dziękuję raz jeszcze i do zobaczenia, mam nadzieję już niedługo!
CZYTASZ
❝ No chance ❞ [Chicago Fire]
Fanfiction「Chicago Fire FF」 Każdy popełnia błędy. Każdy czasem się gubi. Każdy choć raz żałował rzuconych słów. Nie każdy żyje zasadą "żyj jakby każdy dzień był twoim ostatnim". Ale... Nie ma przebacz. Kości zostały rzucone... i nic na to nie poradzisz. Począ...