Rozdział Dwudziesty.

984 71 77
                                    

Pamiętajcie, że dla mnie każda gwiazdka i każdy komentarz są na wagę złota! 💋













Grant otworzył przede mną drzwi, myślałam, że szliśmy do łazienki, ale znaleźliśmy się w pokoju. W jego pokoju. Niepewnie przełknęłam gulę w gardle i spojrzałam na szatyna.

-Gdzie masz apteczkę? - spytałam.

-W łazience. - wskazał na drzwi, po drugiej stronie. Skinęłam głową i poszłam po apteczkę. Rany nie były głębokie, ale odkarzenie ich z pewnością nie zaszkodzi. Chwyciłam małe białe pudełko z czerwonym plusem na wierzchu i wróciłam do pokoju.

-Siadaj. - wskazałam na łóżko. Był ode mnie o ponad głowę wyższy, więc będzie mi wygodnej, gdy będzie siedział.

Grzecznie spełnił moje polecenie, otworzyłam apteczkę i położyłam na łóżku tuż obok niego. Wyjęłam dwa waciki i nasączyłam je wodą utlenioną. Stanęłam przed chłopakiem i lekko się pochyliłam, aby być bezpośrednio przed nim.

-Nie wolisz usiąść? - spytał zanim zdążyłam przyłożyć gazik do jednej z ran.

-Hm? - mruknęłam zdziwiona - Um. Nie. - pokręciłam głową - Nie muszę. - odparłam.

-A nie będzie ci wygodniej? - ponownie pokręciłam głową.

-To bez różnicy. - wzruszyłam ramionami - Mogę stać to... - nie dokończyłam, gdyż Grant pociągnął mnie na swoje kolana. Poczułam jak zaczynam się rumienić, więc schowałam się za włosami. Szatyn jednak szybko odsunął kosmyki włosów.

- Uroczo. - skwitował patrząc na moją czerwoną twarz. Pokręciłam głową i skupiłam się na ranię nad brwią. Lekko przysunęłam gazik z wodą utlenioną. - Au! - syknął. Zagryzłam wargę.

-Wybacz. - szepnęłam - Nie musiałeś się bić. - mruknęłam - Gdybyś tego nie zrobił, to byś teraz nie jęczał. - podsumowałam.

-Miałem patrzeć jak cię ośmiesza? - prychnął.

-Nie ukrywajmy, że sobie zasłużyłam.

-Nie prawda. - znów przysunęłam wacik do rany, a Grant automatycznie przeniósł dłonie na moje uda i je lekko ścisnął. Moje ciało przeszedł dreszcz. - Wybacz. - chciał się odsunąć.

-Jeśli ci to pomoże, to dla mnie nie problem. - mruknęłam, a jego dłonie znów znalazły się na moich udach. Lekko się uśmiechnęłam i znów skupiłam na ranie. Łuk brwiowy był oczyszczony. Sięgnęłam po kolejny wacik i zalałam go wodą utlenioną. Spojrzałam na usta Granta i miałam problem, aby się skupić. Nie myślałam o oczyszczeniu rany. Moje myśli zdecydowanie nie były grzeczne.

Przełknęłam gulę w gardle i niepewnie przesunęłam wacikiem po dolnej wardze szatyna. Chłopak znów zacisnął dłonie na moim ciele, ale ja w pełni skupiłam się na skaleczeniu. Starałam się nie zwracać uwagi na wzrok Granta, który przewieracał mnie na wskroś. Głośno przełknęłam ślinę i po raz ostatni przesunęłam gazikiem po jego ustach. Lekko odchyliłam się w tył, wciąż siedząc na jego kolanach.

-I już. - oznajmiłam lekko się uśmiechając. Nie umknęło mojej uwadze, że jego spojrzenie padło na moje usta. - Mam nadzieję, że nie narobiłam Ci wiele bólu. - zaśmiałam się cicho.

-Było warto przecierpieć. - odparł, uśmiechając się. Skinęłam głową. Zamierzałam się odsunąć i wstać, ale Grant był szybszy. Pochylił się w moją stronę, łącząc nasze usta. Westchnęłam cicho, gdy jego dłonie znalazły się pod moją koszulą. Nie zatrzymał się jednak. Dokładnie badał moje ciało, czułam jego dłonie wszędzie, na udach, talii aż w końcu na pośladkach.

Gdy zobaczył, że od razu oddałam pocałunek, pogłębił pieszczotę, sprawiając, że atmosferę stała się nie do zniesienia. Byłam lekko pijana i miałam na niego ochotę, więc ledwo się powstrzymałam, aby nie zacząć rozpinać jego koszuli.

W końcu zebrałam się w sobie i niechętnie odsunęłam się od Granta.

-Ymm... - mruknęłam. Wciąż siedziałam na jego kolanach, między nami było maksymalnie dziesięć centymetrów odległości i czułam jego gorący oddech na twarzy. Jak ja się niby miałam powstrzymać? - Może... Ja już lepiej pójdę. - wskazałam na drzwi i dosłownie zerwałam się z jego kolan.

-A gdzie się spieszysz? - zdziwił się, wstając z łóżka.

Nosz kurde! Już trzymałam klamkę! Tak mało brakowało i uniknęłabym niezręcznej rozmowy... Ale po co? Skoro mogłam wyjść na debila.

Niechętnie opuściłam dłoń i odwróciłam się w jego stronę, wzruszając ramionami.

-Nie spieszę się. - mruknęłam - Po prostu... - odważyłam się spojrzeć mu w oczy - Jejku! Nie patrz tak na mnie! - jęknęłam zażenowana - Zamierzałam uniknąć niezręcznej rozmowy, ale mi to uniemożliwiłeś. - parsknął śmiechem.

-Nie zamierzałem zadawać żadnych niezręcznych pytań. - stanął przede mną i chwycił moją twarz w dłonie - Nie lubię rozmawiać, wolę się bawić. - parsknęłam śmiechem.

-Na ilu laskach użyłeś ten tekst? - prychnęłam.

-To zależy, mam liczyć ciebie? - przytaknęłam - To na jednej. - wzruszył ramionami i przyciągnął mnie do siebie, atakując moje usta swoimi.

Całowałam się już nie raz, ale gdzie ten facet się tego nauczył? Czułam się jakbym była w niebie. Choć nie... Zdecydowanie nie zmierzaliśmy w tym momencie do nieba. Wręcz przeciwnie.

Utknęliśmy w spirali wzajemnego pożądania i żadne z nas nie zamierzało zrezygnować.

Z sekundy na sekundę byliśmy coraz bliżej siebie. Zmusił mnie do cofnięcia aż w końcu natrafiłam na drzwi. Jak się okazało nie bez powodu. Grant szybko przękręcił zamek w drzwiach i pociągnął mnie w stronę łóżka.

O niedobrze. Dziś do niczego nie dojdzie. Nie mogło dojść.

Błyskawicznie odwrócił nas miejscami. Nie zrozumiałam o co chodziło, dopóki nie poczułam łóżka przy nogach. Nie zostało mi dane, aby się zastanowić co się działo. Opadłam na jedwabną pościel, a Grant znalazł się nade mną, nie rozłączając naszych ust nawet na sekundę.

Powoli przesunęłam dłonie po ramionach chłopaka, aż dotarłam do głowy i wplątałam je we włosy, ciągnąc za końcówki. Westchnął w moje usta, a jego dłonie sprawnie wślizgnęły się pod moją koszulę.

Czy to był odwodnieni moment, aby przerwać? Tak.

Czy to zrobiłam? Prawie.

A co zrobiłam? Umieściłam dłonie na jego klatce piersiowej i zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli. Jebać zdrowy rozsądek. Jeszcze nigdy w życiu nie miałam takiej ochoty na seks jak teraz. Dlaczego miałabym sobie odmówić?







Emilia Mikaelson

My boyfriend's brother | Grant Gustin ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz